*Gerard* piątek, czerwiec 1995
Czekałem już od ponad piętnastu
minut pod domem jednego z kumpli Franka, powoli zaczynając się irytować. W
końcu skoro prosił, bym zjawił się o danej godzinie to powinien sam się do niej
dostosować. Wiedziałem jednak, że wyjście z ich prowizorycznej ‘sali prób’ nie
przyjdzie mu łatwo, dlatego usiadłem na krawężniku i wyjąłem z torby notatki,
by zająć się ich czytaniem. Ciężko było się skupić, jako że zewsząd do moich
uszu dochodziły wszystkie dźwięki, jednak po chwili założyłem słuchawki na uszy
i wszystko zlało się w muzykę. Skupiłem się na czytaniu, bo do końcowych
egzaminów zostało już tylko kilka dni, a chciałem je zdać jak najlepiej. Po paru
minutach jednak ktoś zaszedł mnie od tyłu, na co aż cały podskoczyłem i
momentalnie wyjąłem słuchawki z uszy, po czym odwróciłem się i zobaczyłem,
rzecz jasna, swojego uśmiechniętego chłopaka.
-
Przepraszam, że musiałeś tyle czekać – zaczął od razu, przytulając mnie lekko.
W końcu byliśmy na ulicy, a żaden z nas nie był na tyle beztroski by zaserwować
spacerującym widok całujących się chłopaków.
- Wiesz, że
muszę się uczyć – westchnąłem, również go obejmując i na chwilę zamykając oczy.
Ostatnio nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu, więc korzystałem ile wlezie.
- Wiem,
wiem... ale przyda ci się mała przerwa – uśmiechnął się i odsunął, po czym
zgarnął swoją gitarę z ziemi i zarzucił ją na plecy. – Zabieram cię na lody!
Lodziarnia
znajdowała się bardzo blisko domu Neila, więc droga do niej nie zajęła nam zbyt
dużo czasu. Obaj wybraliśmy sobie po dwie gałki, a następnie stanąłem jak
wryty, gdy Frank zapłacił za wszystko. Niby w związkach to było normalne, by
facet stawiał, a że u nas nie było kobiety to zwykle płaciliśmy osobno, każdy
za siebie. Była to jednak miła
odskocznia i postanowiłem że następnym razem to ja mu coś kupię. W końcu byłem
starszy, więc tym bardziej powinienem to zrobić. Usiedliśmy przy jednym ze
stolików na zewnątrz, będąc na tyle oddalonym od innych, by móc swobodnie
pogadać. Było bardzo ciepło, a na dodatek był piątkowy wieczór, więc wszędzie
było pełno ludzi.
- To jak
tam ci idzie nauka?
- Jak krew
z nosa – burknąłem, co nie było do końca prawdą, bo miałem już przerobiony prawie
cały materiał, jednak wciąż nie czułem się zbyt pewnie.
- Kłamca -
prychnął i oparł się łokciami o stół, przez co nasze twarze znalazły się bliżej
siebie. - Na pewno pójdzie ci świetnie – dodał z uśmiechem i przystawił mi do
buzi swojego loda. Zrobiłem to samo i obaj spróbowaliśmy innych smaków,
uśmiechając się przy tym do siebie. Odebrałem to niemal jak pocałunek.
- A jak
próby? – spytałem, odsuwając się lekko, jako że inni goście lodziarni zaczęli
się nam przyglądać.
- W
porządku – odparł z uśmiechem. – Za tydzień w sobotę wielki dzień. Trochę się
stresuję.
- Hej...
Nie masz czym. Dacie czadu – odparłem, samemu już nie mogąc się doczekać ich
koncertu. Co jakiś czas Frank coś mi śpiewał, gdy u niego byłem, jednak nigdy
jeszcze nie słyszałem jak gra cały zespół. Na dodatek musiałem przyznać, że
jarał mnie fakt posiadania chłopaka, który grał w zespole muzycznym.
- Szykuje
się ciekawy tydzień. W niedzielę przychodzę do ciebie i zdychamy razem.
- Zawsze do
usług – uśmiechnąłem się szeroko i wstałem, jako że obaj zdążyliśmy już zjeść,
a musiałem powoli wracać do domu.
Wybraliśmy
totalnie okrężną drogę, włączając w to las, w którym byliśmy zupełnie sami,
więc mieliśmy chwilę by się pocałować. Strasznie brakowało mi bliskości Franka
przez ostatnie dni, więc pieszczota ta przeciągnęła się na kilka dobrych minut.
Frank bawił się wisiorkiem na mojej szyi, uśmiechając się przy tym i jakby
dziwiąc, że noszę urodzinowy prezent od niego.
- Przynosi
mi szczęście – mruknąłem, a on przyłożył mi dłoń do policzka i pogładził go
palcami.
- Na
egzaminach też ci pomoże – uśmiechnął się i pocałował mnie raz jeszcze.
Te słowa
wystarczyły, bym przez kolejne godziny zamiast przeglądać notatki zajmował się
obracaniem wisiorka w palcach i przyglądaniu mu się. Totalnie nie spodziewałem
się, że dostanę coś takiego od Franka, jednak bardzo spodobał mi się ten gest.
Wisiorek był w kształcie podłużnej kulki, a po bokach miał skrzydła, niczym u
anioła, jednak z przerzedzonymi piórami. Napis na przodzie głosił „The Fallen
Angel”, zaś z tyłu, już w mniej profesjonalny sposób wyryta była mała literka
„F”. Ścisnąłem go mocno w dłoni i westchnąłem cicho. Usłyszałem, że Mikey
wrócił do domu, więc poszedłem do jego pokoju, a on, jak się okazało, po drodze
przygotował nam obu po kubku kawy.
Z początku gdy się o tym
dowiedziałem, byłem strasznie wściekły że wszystkie egzaminy mamy w ciągu
jednego tygodnia, jednak teraz, gdy był już piątek i miałem je już za sobą
podobał mi się ten układ. Wychodziłem właśnie ze szkoły, luzując przy okazji krawat,
gdy po drugiej stronie ulicy dostrzegłem Franka.
- Jak
poszło? – spytał od razu, gdy byłem jeszcze kilka kroków od niego, a gdy tylko
znalazłem się w zasięgu mocno mnie uściskał.
- Chyba
dobrze...chociaż to matma – westchnąłem i odsunąłem się lekko. – A ty nie
powinieneś być na próbie?
- Oj tam,
spóźnię się – zaśmiał się i chwycił za wisiorek. Kiedy byliśmy sami zwykle tak
dawał mi znać, żebym schylił się do pocałunku, jednak tym razem jedynie się
uśmiechał. – Chciałem sprawdzić jak ci poszło.
- Mogłem ci
napisać SMS’a – prychnąłem, jednak również się do niego uśmiechnąłem. – Ale to
miłe, że przyszedłeś. A teraz już leć... Musisz być gotów na sobotę.
- Wiem,
wiem. Odezwę się później – rzucił jeszcze i przejechał dłonią po mojej klatce
piersiowej, a następnie pognał biegiem w stronę klubu, w którym mieli grać
następnego dnia. Obejrzałem się za nim, a następnie wyjąłem telefon i go
uruchomiłem. Dostałem kilka sms’ów od Steviego i Hugh, którzy życzyli mi
powodzenia. Był tez jeden od Mikeya, z informacją że czeka na mnie w naszej
ulubionej kawiarni. Porozmawiałem jeszcze przez moment z ludźmi z mojej klasy,
a później dołączyłem do brata.
W sobotę rano obudził mnie telefon,
który znajdował się tuż obok mojej głowy, więc ta od razu rozbolała, gdy do
uszu dobiegł głośny dźwięk. Nie patrząc nawet kto dzwoni od razu odebrałem,
choć byłem niemal pewny kto się do mnie dobija.
- Tak,
Frankie? – mruknąłem od razu, przecierając dłonią oczy i przekręcając się na
plecy.
- Frankie?
– spytał zdziwionym głosem mój ojciec, a ja od razu się przebudziłem. – Kim
jest Frankie?
- To mój
przyjaciel – oznajmiłem już o wiele mniej przyjemnym głosem i usiadłem na
łóżku, dalej przecierając oczy, bo te bolały od panującej wokół jasności. – O
co chodzi?
-
Przyjaciel? Muszę go kiedyś poznać – zaśmiał się. Ta, na pewno was kiedyś
zapoznam. –Dzwonię żeby spytać jak poszły egzaminy.
- Myślę że
dobrze, ale wszystko się okaże jak dostanę wyniki... – odpowiedziałem, chcąc
jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. Dopiero wtedy otworzyłem szerzej oczy i
aż podskoczyłem, gdy na krześle przy biurku zobaczyłem uśmiechniętego Franka.
Przyłożyłem dłoń do piersi, by się uspokoić, a następnie uśmiechnąłem się i
przywołałem go gestem ręki do siebie. – Coś jeszcze? Mam trochę rzeczy do
zrobienia...
- Właściwie
to nie. Chcę tylko przypomnieć że musisz się zjawić na przygotowaniach do
chrztu za jakiś czas. – No, to wyszło szydło z worka i oznajmiło czemu mój
ojczulek postanowił się odezwać.
- Dam znać
– rzuciłem tylko i znów się położyłem, przyciągając Franka mocniej do swojego
boku. – Cześć tato.
- Miłego
dnia, Gerardzie – powiedział jeszcze i się rozłączył. Żadnych pytań odnośnie
mamy, ani Mikeya, czegoż ja się spodziewałem?
- Dzień
dobry – mruknąłem do Franka, odkładając telefon i obejmując go także drugą
ręką.
- Nie wiem
czy taki dobry – burknął jedynie i uniósł się lekko, by mnie pocałować.
–Aczkolwiek to było dobre, jak pomyliłeś ojca ze mną.
- Myślałem,
że nie będziesz miał czasu żeby wpaść, więc dzwonisz. Cieszę się, że jednak
dałeś radę – uśmiechnąłem się i oddałem mocno pocałunek. – A dzień poza tym też
będzie dobry. Ba, będzie zajebisty!
- Masz być
w pierwszym rzędzie – szepnął, chowając twarz w mojej szyi, a ja zaśmiałem się
cicho.
- Jasna
sprawa. Z Mikeyem przepchamy się przez wszystkie wasze psycho-fanki.
Frankie
prychnął i wtulił się we mnie jeszcze mocniej. Nie dziwiłem się, że jest
zestresowany, jako że miało to być jego pierwsze publiczne wystąpienie. Mimo że
bardzo w niego wierzyłem też trochę obawiałem się, że coś może pójść nie tak.
Strasznie też chciałem zobaczyć go na scenie, jako że nie raz widziałem jak
odpływa w zupełnie inny świat gdy coś tworzy, więc pewnie koncertu to wrażenie
będzie jeszcze bardziej dogłębne.
Po
kilkunastu minutach zeszliśmy na dół, by napić się kawy i zjeść śniadanie wraz
z Mikeyem, jako że mama była w pracy. Później Frank musiał zbierać się na
ostateczną próbę, więc obaj daliśmy mu solidne kopniaki, a mój brat zmuszony
był ujrzeć nasz kolejny pocałunek.
Bardzo miło
przyjąłem to, że tym razem jedynie się skrzywił, a nie uciekł ode mnie i nie
odzywał się przez kilka miesięcy.
Do klubu
poszliśmy na godzinę przed czasem, chcąc jeszcze napić się piwa, ewentualnie
zgarnąć Franka, by jakoś go odstresować. Nie było nam to jednak dane, a jedyny
odzew, jaki przyszedł od mojego chłopaka to krótki sms.
‘Frankie: Zaraz puszczę pawia.’
‘Frankie,
spokojnie. Ludzie wyglądają na całkiem wyluzowanych. Na pewno was polubią.’
‘Frankie: Ta, jasne. Pchaj się już
lepiej przez te psycho-fanki.’
Zaśmiałem
się krótko i skinąłem do Mikeya, że faktycznie powinniśmy już podejść pod
scenę. Co prawda nie było tam żadnych psycho-fanek, jednak chciałem mieć
pewność, że będziemy w pierwszym rzędzie. Przed zespołem Franka miała zagrać
jeszcze jedna kapela, która rozpoczęła występ chwilę po tym, jak znaleźliśmy
sobie miejsce.
- Całkiem
nieźli! – krzyknął mi do ucha Mikey, a ja jedynie pokiwałem głową. Nawet nie
zwracałem na nich za bardzo uwagi, bo nie mogłem się doczekać występu Franka.
Na
szczęście nie przyszło mi długo czekać, jako że zespół zagrał jeszcze dwie
piosenki, a zaraz po tym na scenie pojawił się organizator i oznajmił, że zaraz
będzie grać Pencey Prep. Cały klub przywitał ich gorącymi oklaskami, a my z
Mikeyem dodatkowo krzyknęliśmy parę razy. Kiedy Frank wszedł na scenę od razu
szeroko się uśmiechnąłem, kiedy dostrzegłem że szuka nas wzrokiem. Po chwili na
nas trafił, a gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy wymusił lekki uśmiech.
Widziałem jaki jest zestresowany, więc rozpocząłem kolejną falę oklasków.
To co
działo się później było już czymś niesamowitym. Przez cały koncert miałem
szeroko otwartą buzię, czasem dlatego, że krzyczałem, czasem śpiewałem wraz z
Frankiem, a czasem po prostu byłem nim tak zafascynowany. Już w momencie gdy po
raz pierwszy szarpnął struny swojej ukochanej gitary wyglądał tak pewnie, że
cały stres jakby go opuścił. Jego wokal był czysty, choć niekiedy zdarzały się
nikłe potknięcia, na co nikt nie zwracał uwagi. Reszta zespołu także dawała z
siebie wszystko, tworząc idealną otoczkę do śpiewu Franka. Nikt w klubie nie
był wstanie pozostać w miejscu aż do samego końca, który nastąpił aż po trzech
bisach. Kiedy Frank przedstawiał imiona członków zespołu oberwał biustonoszem w
głowę, na co zaśmiał się wesoło, ale i lekko zaczerwienił, gdy basista przyczepiał
mu go do szlufki w spodniach.
A ja nie
mogłem się już doczekać momentu, gdy go dopadnę. Byłem z niego cholernie dumny,
ale i nakręcony jak nigdy. Jego lekko ochrypnięty głos, spocone ciało i szeroki
uśmiech na twarzy sprawił, że po raz pierwszy chciałem z nim dojść na szczyt.
Podniecił mnie do tego stopnia, że gdy tylko zszedł ze sceny złapałem go mocno
za nadgarstek i pociągnąłem w stronę łazienki. Miałem gdzieś to, czy ktoś nas
zobaczy. Liczyło się tylko to, by być z nim w jako-tako prywatnym miejscu.
- Gee, co
robisz? – zaśmiał się brunet, gdy już weszliśmy do łazienki, która na szczęście
była pusta, jednak i tak zamknąłem nas w
jednej z kabin i przygwoździłem go do drzwi, całując zachłannie. Nawet nie
zdałem sobie sprawy kiedy wsunąłem dłonie pod jego koszulkę, ale gdy
podrażniłem palcem sutek Frank jęknął w moje usta i odepchnął się tak, żeby to
on trzymał mnie w potrzasku. Nasze pocałunki były niemalże agresywne, a i tak
nie uspokajały tej żądzy, którą czułem w środku. Iero chyba doskonale o tym
wiedział, bo przyłożył udo do mojego krocza i zaczął je szybko ocierać. Ja
postąpiłem identycznie i już po chwili obaj cicho pojękiwaliśmy między
pocałunkami. Sam nie wiedziałem co we mnie wstąpiło, gdy mocno wbijałem
paznokcie w jego skórę na plecach, czy gryzłem wargi. Czułem się jednak tak
bardzo... o cholera, napalony. Nie minęło więc dużo czasu gdy obaj z Frankiem
naparliśmy na siebie znacznie mocniej i doszliśmy jeden po drugim, całując się
przy tym namiętnie. To był nasz pierwszy wspólny orgazm, więc gdy już
oprzytomniałem poczułem się bardzo wyjątkowo. Przytuliłem Franka i pocałowałem
go, już nieco lżej.
- Byłeś
niesamowity – szepnąłem mu do ucha.
- Na
scenie, czy tutaj? – zaśmiał się i dopiero wtedy poczułem że lekko drży.
- Miałem na
myśli koncert, ale to też było nieziemskie – odparłem, odsuwając go delikatnie.
Wzięliśmy kilka głębokich oddechów, po czym rumieniąc się jeszcze bardziej
wytarliśmy spermę z członków, choć i tak pobrudziła materiał spodni. Nie było
tego jednak za bardzo widać z zewnątrz, więc już po paru minutach wyszliśmy z
łazienki i poszliśmy szukać Mikeya. Nie mogłem jednak przestać spoglądać na
Franka, cały czas przeżywając ten kolejny krok, który poczyniliśmy w naszym
związku.
Yay, rozdział! Uwierzcie, że z każdym napisanym cieszę się tak bardzo jak Wy (a przynajmniej mam nadzieję, że się cieszycie). Nie chcę znów przepraszać, ale ponownie zapewnię, że opowiadanie, choć w wolnym tempie będzie kontynuowane.
Rozdział dedykowany Kotkowi - masz pseudo-seksy napaleńcu. Możliwe, że to dzięki Tobie zjawiła się wena <3
Kolejną sprawą jest to, że wróciłam ostatnio do czytania, więc jeśli ktoś chce polecić mi swojego bloga to śmiało :)
Dziękuję Wam bardzo za to, że wciąż tu jesteście i mnie wspieracie.
xoxo,
Fun Ghoul.
💩
OdpowiedzUsuńLOLOLOLOLOLOLO
OdpowiedzUsuńJuż zapomniałam o czym to jest xD. No, ale jest git XD
Chcę ostrzejszych seksówww ;-; nie zaspokoiłaś mnie tak jak ich 💩 <-- kupa
Nie bądź pipa, pisz częściej <3
Dobry! Aż się ucieszyłam, że jest nowy rozdział C: Rozdział cud miód proszę takich więcej xD
OdpowiedzUsuńDużo weny i czekam następny rozdział
Uuu :3 Kotek czuje się mile połechtany <3 Rozdzialik fajny, peeting fajny, ale... Kiedy seksy? XD I Frank, koncert, koncert Franka i stanik wrzucany na scenę XD Rozbroiło mnie to xDDD I skoro dzięki Kotkowi masz wenę, to Kotek będzie cię częściej odwiedzał :3 Chcę nexta!!!
OdpowiedzUsuń*dramatyczne pianino w tle*
OdpowiedzUsuńHello, it's me...
No powiem, że z grubej rury XD No takie prawie seksy się tu odprawiały, że szok XD
Nareszcie się z tym kretynem Majkiem pogodzili, bo po prostu... xD
No i ogółem to wszystko ładnie pięknie, Jezus, nie mam co już napisać xD
No więc, z niecierpliwością czekam na następny rozdział!