sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 13

Szczęśliwa 13.



Rozdział 13 *Frank* poniedziałek, listopad 1994


Cały czas czuję na sobie jego spojrzenie… O co mu chodzi do cholery? Choć poczucie strachu przerodziło się już w lekkie wkurwienie, dalej nie rozumiałem tego, jak reaguję na Zielonookiego. Samym spojrzeniem budził we mnie mnóstwo emocji, których nie byłem w stanie ogarnąć.


Wierciłem się więc jakbym miał owsiki, czując się okrutnie niekomfortowo siedząc z nim w jednej sali. Starałem się jednak ignorować wzrok Zielonookiego, skupiając na tym co starał się nam przekazać pan Wend, którego entuzjazm wręcz raził po oczach, a gestykulacja zmuszała do przynajmniej lekkiego uśmiechu.


 Okazało się, że zajęcia mają być programem o nazwie ‘Starsze Rodzeństwo’. Każde z nas miało dostać jedno z dzieci pod opiekę i spędzać z nim co najmniej godzinę tygodniowo, zabierając je gdziekolwiek i dużo rozmawiając. Nie zmuszali nas do ponoszenia żadnych kosztów typu wyjście do kina czy na lody, ale już widziałem jak te wszystkie spotkania dadzą o sobie znać mojemu portfelowi, w którym i tak nie znajduje się zbyt wiele. Ale jak inaczej mógłbym przeprowadzać takie spotkania?


Chujowo.


Swoją drogą dziwił mnie fakt, że powierza się pod opiekę ludzi, którzy w pewien sposób zasłużyli sobie na przynależność do tej grupy, dzieci, mające większe lub mniejsze problemy. Przecież ja sam trafiłem tu, przez naganne zachowanie, a mogłem się założyć, że kilka osób było tu ze mną przez narkotyki, alkohol czy bójki. Kto to wymyślił?


 Myślę, że jedyna rzecz, która jest dobra w tym projekcie to fakt, że nie będziemy spędzać czasu jako grupa, co równało się z ograniczeniem kontaktów z gapiącym się na mnie psycholem. No, może zbyt pochopnie go tak nazywam, ale przecież to nie jest normalne, by obserwować człowieka przez tak długi czas. Ponadto zdziwiłem się, kiedy obrócił natychmiast głowę, gdy na niego spojrzałem. Jakby się wstydził, a przecież cały czas odnosiłem wrażenie, że chce mnie zabić, więc powinien nie spuszczać oczu, wybudzając coraz to większy strach. Tak przynajmniej robili ci, którzy zwykle mnie obijali.


-Stwierdziłem, że lepiej będzie jeśli sam dopasuję do was dzieci, bo nie wywoła to żadnych problemów. Proszę za mną, zaprowadzę was do nich – powiedział nauczyciel, po czym otworzył drzwi, teatralnym gestem zapraszając nas do wyjścia. Skierowaliśmy się tam, kolejno wychodząc z klasy i znów znaleźliśmy się w sali pełnej rozwrzeszczanych potworków.


Przechodziliśmy wśród wszystkich tych dzieci, a one patrzyły na nas z zaciekawieniem. Zastanawiałem się, czy same się tu zgłosiły, czy ktoś je do tego zmusił. Jeśli poprawna jest ta druga odpowiedź, współpraca z potworkiem zapowiada się naprawdę ciekawie…


Proszę niech to nie będzie jakaś różowa dziewczynka… Niech to w ogóle nie będzie dziewczyna! co ja niby miałbym z nią robić?


Zanim się zorientowałem pozostali członkowie mojej grupy ‘braci i sióstr’ rozmawiali już z dużo mniejszymi od siebie, roześmianymi dziećmi. W sali zrobiło się faktycznie głośniej, lecz harmider nie był już tak przerażający jak wcześniej. Kątem oka zauważyłem, jak Zielonooki kuca przed uśmiechniętym, ubranym w brązowe spodnie i żółtą koszulkę chłopcem. Ucieszyłem się, gdy ponownie spojrzał w moim kierunku… Kurwa, to znaczy, przeraziłem!


-Frank… poznaj Hugh. – Nie no to chyba jakiś żart… Nie było dla niego innego imienia? Ben, Matthews, Sam, Tom… Cokolwiek, byle nie przypominać mi, że mój przyjaciel wyjechał w pizdu?


-Cześć Hugh…- wyciągnąłem rękę w stronę chłopca.


-Cz-Cześć Frank- odpowiedział i lekko uścisnął moją dłoń. Od razu było widać, że jest nieśmiały. Na jego policzki wstąpiła lekka czerwień,  a oczy wyrażały widoczne zakłopotanie. Mimo tego, wydawał się sympatycznym chłopakiem. W końcu miałem spędzać czas z kimś kto jest niższy ode mnie… To naprawdę pocieszające. Jego przydługie, brązowe włosy opadały na oczy przez co nie mogłem stwierdzić jakiego są one koloru. Miał na sobie czarną koszulkę i brązowe rurki. Zdawał się być młodszą wersją mnie… Chyba wiem, dlaczego Wend połączył nas w parę.


-Cóż, mam nadzieję że będziecie się razem dobrze bawić. Porozmawiajcie chwilę i umówcie się na dzień w którym będziecie się spotykać. Powodzenia chłopcy. – Nauczyciel oddalił się, znikając w tłumie zgromadzonych tu osób. A ja stałem, spoglądając na mniejszego Hugh, mógł być góra trzy lata młodszy ode mnie. Usiadłem na podłodze, a on postąpił tak samo.


-No, wygląda na to że zostałem Twoim bratem…- Zupełnie nie wiedziałem jak zabrać się za tą rozmowę. Nie chciałem wprost pytać się chłopaka, dlaczego tu jest, dlaczego potrzebuje kogoś kto się nim zajmie.


-Tak, już Ci współczuję - odpowiedział bez krzty sarkazmu, całkowicie poważnie. Dlaczego ten chłopak tak strasznie w siebie nie wierzył… Będę mu musiał wpoić pewność siebie!


-Ej, młody… Na pewno nie jest z Tobą aż tak źle.- Lekko się uśmiechnął, lecz było widać że chce jak najszybciej zakończyć to spotkanie. - No dobra, masz telefon? – Pokiwał twierdząco głową.- Masz zapisz mi swój numer, napiszę do Ciebie i jakoś się zgadamy. – podałem mu telefon a on wystukał na nim kilka cyferek. – Okej, odezwę się jakoś wieczorem… Trzymaj się.- Podniosłem się z podłogi i zorientowałem, że tylko nasza dwójka została na sali, pomijając pana Wenda, który stał w rogu i uważnie się nam przyglądał.


-Ta, cześć - odpowiedział cicho i udał się w kierunku drzwi wyjściowych. Zapisałem jego numer, używając nazwy ‘Potworek’, ponieważ ‘Hugh’ było już zajęte przez numer mojego przyjaciela, który prawdopodobnie był właśnie w drodze do Kalifornii.


W drugiej ręce trzymałem notatki na temat tego, w jaki sposób mają być opisywanie nasze spotkania. Wszystkie informacje na temat tego co robiliśmy, gdzie, kiedy… Myślę, że wprowadza to zbyt wiele formalności do tego projektu, jeśli chcieli by przydzielona do siebie dwójka spędzała za sobą naprawdę miły czas nie powinni byli prosić o opis każdego ze spotkań. Ale no cóż, kto by tam słuchał kogoś takiego jak ja?

Włożyłem telefon spowrotem do kieszeni i udałem się w stronę wyjścia. Przemierzając korytarz włożyłem papiery do torby i ze zniecierpliwieniem kroczyłem ku drzwiom.


Kiedy tylko znalazłem się na zewnątrz, chciałem powrócić do środka. Dostrzegłem Zielonookiego stojącego tuż naprzeciw drzwi. Od razu na mnie spojrzał i uśmiechając się przyjacielsko zaczął zmierzać w moim kierunku. Myślał, że mnie zmyli? Będzie udawał miłego, a ja w to uwierzę i dam się pobić? Chociaż ten uśmiech, wyglądał na szczery, niewiele myśląc odwróciłem się i zacząłem biec, nie chcąc doprowadzać do naszej konfrontacji.


-Ej Ty, czekaj! Chcę tylko pogadać do cholery!- Tak, pogadać… Już sobie wyobrażam jak ta ‘rozmowa’ ma wyglądać. Coś typu ‘Cześć, chcę Ci obić twarz’.


Na moje nieszczęście zaczął mnie gonić.


Wspominałem już jak wolno biegam? Cóż, wystarczająco wolno by z wf’ u dostawać ledwo dwa, lub już po chwili stać przykutym przez Zielonookiego do muru szkoły. Mam nadzieję, że kamery dokładnie rejestrują to miejsce, więc w razie czego miałbym dowody… Chociaż i tak nigdy nie doniosłem.

 Wlepiał swe oczy prosto w moje, lekko przymknięte. Zdziwiło mnie to, że nie widziałem żadnej oznaki tego że chce mnie uderzyć, obrazić…


-Dlaczego przede mną uciekasz? – Zapytał dość spokojnym głosem, wciąż się uśmiechając w ten przyjemny sposób.


-Bo się kurwa boję.- Nie wiem jakim cudem wyciągnął ze mnie prawdę.- Jakbyś nie zauważył, to właśnie przyciskasz mnie do muru, co nie jest zbyt przyjemne.- Prawie wykrzyczałem prosto w jego twarz, ponieważ moje nadgarstki zaczęły odczuwać paraliżujący ból.


-Kurwa, przepraszam - powiedział niemalże szeptem i puścił moje ręce. Nie uciekłem. Myślę, że byłem zbyt zdziwiony tym co powiedział. Poza tym, nawet jakbym próbował, to znów by mnie złapał. Stałem tak więc po prostu i patrzyłem na niego z tępym wyrazem twarzy.


-Czego Ty ode mnie chcesz?- Spytałem po chwili, lekko skrępowany panującą zbyt długo ciszą.- No dobra, przyznaję że nie powinienem był tak się na Ciebie wtedy wydzierać ale uwierz, że nie było mi wtedy łatwo.


-O czym Ty mówisz? – Ja pierdole, kurwa mać. Czy on naprawdę tego nie pamiętał, a ja właśnie przyznałem się do winy? Jego oczy wskazywały na to, że nie miał pojęcia co mam na myśli… Brawo Iero.


-Zderzyliśmy się w szpitalu, w piątek. – Jego twarz wygięła się w grymasie zastanowienia, który zniknął po kilku sekundach i przerodził się w promienny uśmiech.


-Wiedziałem, że gdzieś Cię już spotkałem!- Stwierdził roześmiany, przez co już kompletnie nie wiedziałem co się dzieje wokół mnie.- Nie ma sprawy, dla mnie ten dzień też nie należał do najprzyjemniejszych…- Totalnie nie rozumiałem tego kolesia… Skoro nie chciał mnie zabić, to dlaczego cały czas mnie obserwował, czego ode mnie chciał?

Widząc zakłopotanie na mojej twarzy chłopak przestał się śmiać i spojrzał na mnie z zaciekawionymi oczami. 

-Słuchaj, wiem że to może zabrzmieć idiotycznie…- No, zaczyna się.- Ale chciałbym Cię poznać. Nie odbierz tego źle.- Usiadł pod murem. Przez chwilę rozważałem możliwość ucieczki, jednak ciekawość wzięła nade mną górę, usiadłem tuż obok niego i wsłuchiwałem się w wypowiadane przez chłopaka słowa.


Opowiedział mi o tym, że oczekiwał nowego sąsiada, ponieważ czuł że będzie to ktoś wyjątkowy. Sam nie wiedziałem co myśleć. Ton jego głosu był całkowicie poważny. Imponowała mi jego odwaga i otwartość, choć było widać jak ciężko wypowiada każde słowo. Zdawał się być całkiem zagubiony, jakby swoim zarażającym uśmiechem chciał zatuszować jakieś cierpienie.


- Wiem, że nawet jeśli mielibyśmy zostać znajomymi, to powinno się to narodzić w inny  sposób, ale mam taki mętlik w głowie że chciałem to załatwić jak najszybciej się da… - kontynuował, a w tym momencie zadzwonił mój telefon, trzeba przyznać, że ktoś ma kurwa wyczucie, żeby dzwonić do mnie w takim momencie. Odebrałem telefon nie odsuwając się nawet od Zielonookiego. Stwierdziłem, że skoro opowiedział mi on właśnie tyle osobistych myśli, nie powinienem krępować się rozmawiać przy nim z matką.


-Gdzie Ty się do cholery podziewasz… Autobus już dawno przyjechał. Jeśli myślisz że po Ciebie pojadę do grubo się mylisz! Masz być w domu za pół godziny i nie obchodzi mnie to jakim cudem to zrobisz!- Nie pozwoliła mi wypowiedzieć nawet słowa, rozłączyła się. Zielonooki cały czas mi się przyglądał. Zapewne usłyszał krzyki mojej matki, ponieważ po chwili podniósł się i wyciągnął do mnie rękę by pomóc mi wstać.


-Chodź, znam skrót do domu.


Nie wiem co mną kierowało, ale bez zastanowienia chwyciłem jego dłoń. Wspólnymi siłami doprowadziliśmy do tego, bym powstał i ruszyliśmy w stronę głównej bramy.


Może wszystkie te emocje, które we mnie wzbudzał, mogłem porównać do tych, jakie mi przedstawił ze swojej strony?


Suchanawful... W końcu się doczekałaś :)

1 komentarz:

  1. O tak, nareszcie! ;p
    Nie mogłam się doczekać, aż dowiem się, co będzie dalej między chłopakami, a po tym rozdziale… wcale nie jest lepiej. Znowu skończyłam czytać i znowu mam ochotę dowiedzieć się już tu i teraz co się wydarzy.
    Fajnie, że Gerard jest wobec Franka taki szczery, zwłaszcza, że właściwie są dla siebie kompletnie obcymi osobami. Liczę na to, że w późniejszym czasie się to zmieni i jestem w 100 % pewna, iż się nie przeliczę.

    xx

    OdpowiedzUsuń