Szczęśliwa 13.
Rozdział
13 *Frank* poniedziałek, listopad 1994
Cały
czas czuję na sobie jego spojrzenie… O co mu chodzi do cholery? Choć poczucie
strachu przerodziło się już w lekkie wkurwienie, dalej nie rozumiałem tego, jak
reaguję na Zielonookiego. Samym spojrzeniem budził we mnie mnóstwo emocji,
których nie byłem w stanie ogarnąć.
Wierciłem
się więc jakbym miał owsiki, czując się okrutnie niekomfortowo siedząc z nim w
jednej sali. Starałem się jednak ignorować wzrok Zielonookiego, skupiając na
tym co starał się nam przekazać pan Wend, którego entuzjazm wręcz raził po
oczach, a gestykulacja zmuszała do przynajmniej lekkiego uśmiechu.
Okazało się, że zajęcia mają być programem o
nazwie ‘Starsze Rodzeństwo’. Każde z nas miało dostać jedno z dzieci pod opiekę
i spędzać z nim co najmniej godzinę tygodniowo, zabierając je gdziekolwiek i
dużo rozmawiając. Nie zmuszali nas do ponoszenia żadnych kosztów typu wyjście
do kina czy na lody, ale już widziałem jak te wszystkie spotkania dadzą o sobie
znać mojemu portfelowi, w którym i tak nie znajduje się zbyt wiele. Ale jak
inaczej mógłbym przeprowadzać takie spotkania?
Chujowo.
Swoją
drogą dziwił mnie fakt, że powierza się pod opiekę ludzi, którzy w pewien
sposób zasłużyli sobie na przynależność do tej grupy, dzieci, mające większe
lub mniejsze problemy. Przecież ja sam trafiłem tu, przez naganne zachowanie, a
mogłem się założyć, że kilka osób było tu ze mną przez narkotyki, alkohol czy
bójki. Kto to wymyślił?
Myślę, że jedyna rzecz, która jest dobra w tym
projekcie to fakt, że nie będziemy spędzać czasu jako grupa, co równało się z
ograniczeniem kontaktów z gapiącym się na mnie psycholem. No, może zbyt
pochopnie go tak nazywam, ale przecież to nie jest normalne, by obserwować
człowieka przez tak długi czas. Ponadto zdziwiłem się, kiedy obrócił
natychmiast głowę, gdy na niego spojrzałem. Jakby się wstydził, a przecież cały
czas odnosiłem wrażenie, że chce mnie zabić, więc powinien nie spuszczać oczu,
wybudzając coraz to większy strach. Tak przynajmniej robili ci, którzy zwykle
mnie obijali.
-Stwierdziłem,
że lepiej będzie jeśli sam dopasuję do was dzieci, bo nie wywoła to żadnych
problemów. Proszę za mną, zaprowadzę was do nich – powiedział nauczyciel, po
czym otworzył drzwi, teatralnym gestem zapraszając nas do wyjścia.
Skierowaliśmy się tam, kolejno wychodząc z klasy i znów znaleźliśmy się w sali
pełnej rozwrzeszczanych potworków.
Przechodziliśmy
wśród wszystkich tych dzieci, a one patrzyły na nas z zaciekawieniem.
Zastanawiałem się, czy same się tu zgłosiły, czy ktoś je do tego zmusił. Jeśli
poprawna jest ta druga odpowiedź, współpraca z potworkiem zapowiada się
naprawdę ciekawie…
Proszę niech to nie będzie jakaś
różowa dziewczynka… Niech to w ogóle nie będzie dziewczyna! co ja niby miałbym
z nią robić?
Zanim
się zorientowałem pozostali członkowie mojej grupy ‘braci i sióstr’ rozmawiali
już z dużo mniejszymi od siebie, roześmianymi dziećmi. W sali zrobiło się
faktycznie głośniej, lecz harmider nie był już tak przerażający jak wcześniej. Kątem
oka zauważyłem, jak Zielonooki kuca przed uśmiechniętym, ubranym w brązowe spodnie
i żółtą koszulkę chłopcem. Ucieszyłem się, gdy ponownie spojrzał w moim
kierunku… Kurwa, to znaczy, przeraziłem!
-Frank…
poznaj Hugh. – Nie no to chyba jakiś żart… Nie było dla niego innego imienia? Ben, Matthews, Sam, Tom… Cokolwiek, byle nie przypominać mi, że mój
przyjaciel wyjechał w pizdu?
-Cześć
Hugh…- wyciągnąłem rękę w stronę chłopca.
-Cz-Cześć
Frank- odpowiedział i lekko uścisnął moją dłoń. Od razu było widać, że jest
nieśmiały. Na jego policzki wstąpiła lekka czerwień, a oczy wyrażały widoczne zakłopotanie. Mimo
tego, wydawał się sympatycznym chłopakiem. W końcu miałem spędzać czas z kimś
kto jest niższy ode mnie… To naprawdę pocieszające. Jego przydługie, brązowe
włosy opadały na oczy przez co nie mogłem stwierdzić jakiego są one koloru.
Miał na sobie czarną koszulkę i brązowe rurki. Zdawał się być młodszą wersją
mnie… Chyba wiem, dlaczego Wend połączył nas w parę.
-Cóż,
mam nadzieję że będziecie się razem dobrze bawić. Porozmawiajcie chwilę i
umówcie się na dzień w którym będziecie się spotykać. Powodzenia chłopcy. –
Nauczyciel oddalił się, znikając w tłumie zgromadzonych tu osób. A ja stałem,
spoglądając na mniejszego Hugh, mógł być góra trzy lata młodszy ode mnie.
Usiadłem na podłodze, a on postąpił tak samo.
-No,
wygląda na to że zostałem Twoim bratem…- Zupełnie nie wiedziałem jak zabrać się
za tą rozmowę. Nie chciałem wprost pytać się chłopaka, dlaczego tu jest,
dlaczego potrzebuje kogoś kto się nim zajmie.
-Tak,
już Ci współczuję - odpowiedział bez krzty sarkazmu, całkowicie poważnie.
Dlaczego ten chłopak tak strasznie w siebie nie wierzył… Będę mu musiał wpoić
pewność siebie!
-Ej,
młody… Na pewno nie jest z Tobą aż tak źle.- Lekko się uśmiechnął, lecz było
widać że chce jak najszybciej zakończyć to spotkanie. - No dobra, masz telefon?
– Pokiwał twierdząco głową.- Masz zapisz mi swój numer, napiszę do Ciebie i
jakoś się zgadamy. – podałem mu telefon a on wystukał na nim kilka cyferek. –
Okej, odezwę się jakoś wieczorem… Trzymaj się.- Podniosłem się z podłogi i
zorientowałem, że tylko nasza dwójka została na sali, pomijając pana Wenda,
który stał w rogu i uważnie się nam przyglądał.
-Ta,
cześć - odpowiedział cicho i udał się w kierunku drzwi wyjściowych. Zapisałem
jego numer, używając nazwy ‘Potworek’, ponieważ ‘Hugh’ było już zajęte przez
numer mojego przyjaciela, który prawdopodobnie był właśnie w drodze do
Kalifornii.
W
drugiej ręce trzymałem notatki na temat tego, w jaki sposób mają być opisywanie
nasze spotkania. Wszystkie informacje na temat tego co robiliśmy, gdzie, kiedy…
Myślę, że wprowadza to zbyt wiele formalności do tego projektu, jeśli chcieli
by przydzielona do siebie dwójka spędzała za sobą naprawdę miły czas nie
powinni byli prosić o opis każdego ze spotkań. Ale no cóż, kto by tam słuchał
kogoś takiego jak ja?
Włożyłem telefon spowrotem do kieszeni i udałem się w
stronę wyjścia. Przemierzając korytarz włożyłem papiery do torby i ze
zniecierpliwieniem kroczyłem ku drzwiom.
Kiedy
tylko znalazłem się na zewnątrz, chciałem powrócić do środka. Dostrzegłem Zielonookiego
stojącego tuż naprzeciw drzwi. Od razu na mnie spojrzał i uśmiechając się
przyjacielsko zaczął zmierzać w moim kierunku. Myślał, że mnie zmyli? Będzie
udawał miłego, a ja w to uwierzę i dam się pobić? Chociaż ten uśmiech, wyglądał
na szczery, niewiele myśląc odwróciłem się i zacząłem biec, nie chcąc
doprowadzać do naszej konfrontacji.
-Ej
Ty, czekaj! Chcę tylko pogadać do cholery!- Tak, pogadać… Już sobie wyobrażam
jak ta ‘rozmowa’ ma wyglądać. Coś typu ‘Cześć, chcę Ci obić twarz’.
Na
moje nieszczęście zaczął mnie gonić.
Wspominałem
już jak wolno biegam? Cóż, wystarczająco wolno by z wf’ u dostawać ledwo dwa,
lub już po chwili stać przykutym przez Zielonookiego do muru szkoły. Mam
nadzieję, że kamery dokładnie rejestrują to miejsce, więc w razie czego miałbym
dowody… Chociaż i tak nigdy nie doniosłem.
Wlepiał swe oczy prosto w moje, lekko
przymknięte. Zdziwiło mnie to, że nie widziałem żadnej oznaki tego że chce mnie
uderzyć, obrazić…
-Dlaczego
przede mną uciekasz? – Zapytał dość spokojnym głosem, wciąż się uśmiechając w
ten przyjemny sposób.
-Bo
się kurwa boję.- Nie wiem jakim cudem wyciągnął ze mnie prawdę.- Jakbyś nie
zauważył, to właśnie przyciskasz mnie do muru, co nie jest zbyt przyjemne.-
Prawie wykrzyczałem prosto w jego twarz, ponieważ moje nadgarstki zaczęły
odczuwać paraliżujący ból.
-Kurwa,
przepraszam - powiedział niemalże szeptem i puścił moje ręce. Nie uciekłem.
Myślę, że byłem zbyt zdziwiony tym co powiedział. Poza tym, nawet jakbym
próbował, to znów by mnie złapał. Stałem tak więc po prostu i patrzyłem na
niego z tępym wyrazem twarzy.
-Czego
Ty ode mnie chcesz?- Spytałem po chwili, lekko skrępowany panującą zbyt długo
ciszą.- No dobra, przyznaję że nie powinienem był tak się na Ciebie wtedy
wydzierać ale uwierz, że nie było mi wtedy łatwo.
-O
czym Ty mówisz? – Ja pierdole, kurwa mać. Czy on naprawdę tego nie pamiętał, a
ja właśnie przyznałem się do winy? Jego oczy wskazywały na to, że nie miał
pojęcia co mam na myśli… Brawo Iero.
-Zderzyliśmy
się w szpitalu, w piątek. – Jego twarz wygięła się w grymasie zastanowienia,
który zniknął po kilku sekundach i przerodził się w promienny uśmiech.
-Wiedziałem,
że gdzieś Cię już spotkałem!- Stwierdził roześmiany, przez co już kompletnie
nie wiedziałem co się dzieje wokół mnie.- Nie ma sprawy, dla mnie ten dzień też
nie należał do najprzyjemniejszych…- Totalnie nie rozumiałem tego kolesia…
Skoro nie chciał mnie zabić, to dlaczego cały czas mnie obserwował, czego ode
mnie chciał?
Widząc zakłopotanie na mojej twarzy chłopak przestał się śmiać i
spojrzał na mnie z zaciekawionymi oczami.
-Słuchaj,
wiem że to może zabrzmieć idiotycznie…- No, zaczyna się.- Ale chciałbym Cię
poznać. Nie odbierz tego źle.- Usiadł pod murem. Przez chwilę rozważałem
możliwość ucieczki, jednak ciekawość wzięła nade mną górę, usiadłem tuż obok
niego i wsłuchiwałem się w wypowiadane przez chłopaka słowa.
Opowiedział
mi o tym, że oczekiwał nowego sąsiada, ponieważ czuł że będzie to ktoś
wyjątkowy. Sam nie wiedziałem co myśleć. Ton jego głosu był całkowicie poważny.
Imponowała mi jego odwaga i otwartość, choć było widać jak ciężko wypowiada
każde słowo. Zdawał się być całkiem zagubiony, jakby swoim zarażającym
uśmiechem chciał zatuszować jakieś cierpienie.
-
Wiem, że nawet jeśli mielibyśmy zostać znajomymi, to powinno się to narodzić w
inny sposób, ale mam taki mętlik w
głowie że chciałem to załatwić jak najszybciej się da… - kontynuował, a w tym
momencie zadzwonił mój telefon, trzeba przyznać, że ktoś ma kurwa wyczucie,
żeby dzwonić do mnie w takim momencie. Odebrałem telefon nie odsuwając się
nawet od Zielonookiego. Stwierdziłem, że skoro opowiedział mi on właśnie tyle
osobistych myśli, nie powinienem krępować się rozmawiać przy nim z matką.
-Gdzie
Ty się do cholery podziewasz… Autobus już dawno przyjechał. Jeśli myślisz że po
Ciebie pojadę do grubo się mylisz! Masz być w domu za pół godziny i nie
obchodzi mnie to jakim cudem to zrobisz!- Nie pozwoliła mi wypowiedzieć nawet
słowa, rozłączyła się. Zielonooki cały czas mi się przyglądał. Zapewne usłyszał
krzyki mojej matki, ponieważ po chwili podniósł się i wyciągnął do mnie rękę by
pomóc mi wstać.
-Chodź,
znam skrót do domu.
Nie
wiem co mną kierowało, ale bez zastanowienia chwyciłem jego dłoń. Wspólnymi
siłami doprowadziliśmy do tego, bym powstał i ruszyliśmy w stronę głównej
bramy.
Może
wszystkie te emocje, które we mnie wzbudzał, mogłem porównać do tych, jakie mi
przedstawił ze swojej strony?
Suchanawful... W końcu się doczekałaś :)
O tak, nareszcie! ;p
OdpowiedzUsuńNie mogłam się doczekać, aż dowiem się, co będzie dalej między chłopakami, a po tym rozdziale… wcale nie jest lepiej. Znowu skończyłam czytać i znowu mam ochotę dowiedzieć się już tu i teraz co się wydarzy.
Fajnie, że Gerard jest wobec Franka taki szczery, zwłaszcza, że właściwie są dla siebie kompletnie obcymi osobami. Liczę na to, że w późniejszym czasie się to zmieni i jestem w 100 % pewna, iż się nie przeliczę.
xx