piątek, 3 października 2014

Rozdział 29

 *Frank* sobota, grudzień 1994


Tak właśnie opisałem swój ostatni sen w 1994 roku. Byłem z  Gee na poddaszu, w budynku stojącym w centrum. Byliśmy sami, wolni od wszystkiego. Trzymałem go w objęciach i patrzyłem w wesołe oczy. Nic nie stało między nami. Coś jednak poruszyło się za oknem, poszperało pod drzwiami. Zaśmiało się przeraźliwie głośno i bezczelnie. Upiory, demony, ludzie i jeszcze gorsze stwory wierzgały nogami, rzucały wyzwiskami. Przytuliłem Gerarda z całej siły i wtedy, usłyszałem jak szyba pęka, a drzwi się otwierają.

Obudziłem się we własnym łóżku, chodź kompletnie nie wiedziałem jak się tam dostałem. Wstałem szybko i zapisałem słowa kłębiące się w głowie na kartce. Czyżby powstawała moja pierwsza piosenka?

Święta, święta… I po świętach!

W skrócie mówiąc, ten tydzień był zajebisty. Całe święta spędziłem w domu naprzeciwko, a zaraz po nich pojechałem do ojca by, jak się okazało, poznać jego nową dziewczynę. Można powiedzieć, że wbrew całej niechęci, jaką pokładałem w poznanie nowej towarzyszki taty, przypadła mi do gustu. Nie była to głupia, młoda blondynka, która poleciałaby zapewnie tylko na kasę, której ojciec nie miał za dużo. Marta, bo tak nazywała się ta ciemnowłosa kobieta, była naprawdę miła, i dobra dla ojca.

Jeśli chodzi o same święta, to byłyby one najlepszymi w moim nędznym życiu, gdyby nie fakt, że mama była daleko. Otrzymałem wspaniałe prezenty, choć nie spodziewałem się jakiś szczególnych podarków dla chłopca z przyczepką ‘bez mamy jestem samotny w Święta, przygarnij mnie, żebym chociaż coś zjadł’. Oczywiście cała rodzina Way’ ów traktowała mnie jak członka rodziny, co swoją drogą mnie ucieszyłem biorąc pod uwagę moją relacje z Gerardem.

Jaką kurwa relacje?! – Tak myślałem jeszcze niecały tydzień temu.

Od Mikey’ a otrzymałem zestaw kostek do gitary, na każdej z nich widniał inny obrazek. Od płomiennych wzorów, przez gwiazdki do najstraszliwszych potworków. Aż strach pomyśleć, co może się zmieścić na małym kawałku plastiku!

Mama moich przyjaciół podarowała mi podręcznik do matematyki, na co z początku spojrzałem z lekką niechęcią, jednak później uznałem, że to kurewsko dobry prezent. Biorąc pod uwagę to, że chcę coś ze sobą w końcu zrobić. Żeby zaliczać wszystko w pierwszych terminach i nie bać się widma poprawki.

Moich przyjaciół… Tak jest! Przez całe Święta spędziłem dużo czasu na rozmowach i wygłupach z Mikey’ em. Aż trudno było mi uwierzyć, że mieliśmy aż tyle wspólnego. Oczywiście różnił się ode mnie i Gee stylem i podejściem do niektórych spraw, jednak nie przeszkadzało nam to w zawarciu przyjaźni.

Miło tak, mieć dwóch Way’ ów za przyjaciół.

Gerard, Gerard, Gee… Parszywy skryty romantyk.

Jak pewnie nie trudno się domyśleć, spędziliśmy ze sobą prawie cały czas, gdy u nich byłem. Trzymałem się go, jak największego skarbu świata. Było to naprawdę ciekawe doświadczenie, by poznać to, jak zachowuje się w na co dzień, dostawać buziaki na dzień dobry i patrzeć jak zasypia… Od kiedy ja do cholery stałem się taki sentymentalny?

Gerard oczywiście przekonał swoją mamę, że nie musi sprzątać pokoju gościnnego, bo przecież spokojnie zmieścimy się we dwójkę u niego. Cóż, ze swobodą ruchu był mały problem… Ale nie przeszkadzał nam ścisk. W żadnym wypadku!
Dalej nie doszło między nami do niczego większego niż zwykłe buziaki, choć coraz trudniej było mi się powstrzymać przed rozpoczęciem penetracji jego jamy ustnej. 
Czuję, że oboje niedługo puścimy hamulce.

Jeśli chodzi o szalik, to oczywiście mu się spodobał. Chodził w nim przez cały czas, pojechał w nim też do babci, tuż po świętach. Proponowali, bym jechał z nimi, ale stwierdziłem że przekroczyłem już limit wciskania się do rodziny. Wrócili wczoraj w nocy, dlatego nie chciałem pchać im się z samego rana do domu, by pozwolić im się wyspać. Nie chciałem się też przyznać jak cholernie mocno stęskniłem się za Gee. Zawłaszcz teraz, gdy siedziałem w koszulce, którą od niego otrzymałem, i patrzyłem na obrazek, który mi narysował. Wspominałem już, że mój chłopak okazał się być cholernym romantykiem?

Jednym z prezentów świątecznych, jakie ofiarowaliśmy sobie z Gee było to, że oficjalnie zaczęliśmy nasz związek. Nastąpiło to w noc wigilijną, po tym jak stwierdziliśmy, że obdarujemy się jeszcze przed porankiem, by nie budzić podejrzeń przy składaniu życzeń.

Jak zwykle zamknęliśmy się z Gerardem w jego pokoju i od razu zaczęliśmy się całować, by nadrobić cały dzień abstynencji. Mikey i pani Way już dawno spali, dlatego nie musieliśmy się nawet starać, by nie zwracać uwagi. Był tylko on, cały dla mnie. Nikt nas nie obserwował, mogliśmy zrobić wszystko. Całowaliśmy się, przez jakiś czas, po czym przenieśliśmy się na łóżko, by odpocząć po całym dniu. Wcześniej oboje wzięliśmy prysznic, więc mieliśmy na sobie tylko bokserki i luźne koszulki. Ja sam, miałem czarną, która właściwie należała do mojego chłopaka… No, wtedy to jeszcze nie ‘chłopaka’.

Ułożyłem się wygodnie na jego klatce piersiowej, a on zaczął delikatnie drapać mnie po plecach. Z początku robił to przez koszulkę, jednak gdy ja sam zacząłem gładzić jego brzuch pod materiałem, on również pewnym ruchem zetknął się z nagą skórą. Było mi tak kurewsko wspaniale.

-Frankie… - zaczął, a ja przekręciłem się tak, by móc spojrzeć w jego zielone oczy. – Tak myślałem, może damy sobie prezenty już teraz?

-W sumie to całkiem mądre posunięcie.

Podnieśliśmy się  i odkopaliśmy nasze prezenty z kryjówek. Z racji, że Gerardowi poszło to o wiele szybciej, gdy wróciłem w okolice łóżka, on już na nim siedział. W wyniku zacnego impulsu, który wtrącił się do mojej głowy, postanowiłem pierwszy dać mu prezent. Podszedłem więc bliżej i stanowczo pchnąłem go tak, aby leżał. Usiadłem okrakiem na jego biodrach, czując że lekko się podniecił.

-Myślałem, że idzie nam coraz lepiej z opanowywaniem emocji – spojrzałem znacząco na jego krocze, a później z powrotem na twarz, która przykryła się lekkim rumieńcem.

-To nie bądź taki stanowczy.

Zaśmiałem się krótko, po czym ucałowałem jeden z jego policzków.

-To nasze pierwsze święta – mruknąłem wprost do jego ucha. Przeniosłem się na drugą stronę twarzy, po drodze cmokając go w nos. – Mam nadzieję, że będzie ich dużo więcej – szepnąłem do drugiego ucha i ucałowałem kolejny policzek. Przeniosłem się tak, by patrzeć mu głęboko w oczy, czując że podnieca się coraz bardziej. –Wesołych Świąt, mój drogi.

Ucałowałem jego usta, tak mocno i namiętnie jak tylko byłem w stanie, poruszając przy tym lekko biodrami, przez co Gee jęknął.

-Proszę. – Wyprostowałem się, sięgając po pakunek odłożony na łóżko. Rozpakował go w błyskawicznym tempie, a uśmiech nie znikał z jego twarzy jak podniecenie z bokserek…

-Dziękuję Frankie. – Oplótł szalikiem moją szyję i pociągnął za końce, sprawiając że opadłem na jego tors i mógł mnie pocałować.

Muszę przyznać, że to mu wyszło!

-Teraz moja kolej – oznajmił i szybko przekręcił nas tak, bym ja leżał na plecach.

Popieścił moją szyję, odsłonięty kawałek torsu… I każdą inną część ciała jaka tylko przyszła mu do głowy, wliczając skronie, policzki i czoło. Fakt, że byliśmy tak niesamowicie blisko wprawiał mnie w niemalże ekstazę, a już na pewno w podniecenie, które ten kurewsko wspaniały człowiek musiał wyczuć, bo tak jak ja uprzednio, teraz on zaczął poruszać lekko biodrami.

-To jak z tymi emocjami? – spytał zadziornie, unosząc się i sięgając po prezent.

-Oj zamknij się – odparłem i z ciekawością spojrzałem na pakunek w jego ręce. W drugiej, trzymał kartkę papieru, która była biała po widocznej stronie.

-W której ręce? – spytał, śmiejąc się w ten swój uroczy sposób i schował obie dłonie za plecami.

-Może w lewej?

Okazało się, że wybrałem pakunek, choć miałem przeczucie, że Gee chciał zostawić kartkę na koniec, więc szybko zmienił trzymane przedmioty.
Odpakowałem prezent, rozdzierając ładnie zapakowany papier na wszystkie strony, wciąż leżąc, a Gee wpatrywał się we mnie z niepokojem. Jak się okazało niepotrzebnym, bo koszulka którą otrzymałem strasznie mi się spodobała.

-Mam już chyba wszystkie wzory koszulek The Misfits – zaśmiałem się lecz Gerard wciąż był czymś zaniepokojony. Odłożyłem prezent na bok i oparłem się na łokciach. Gee zszedł z moich bioder i usiadł na łóżku, a po chwili i ja poszedłem w jego ślady. Siedzieliśmy naprzeciw siebie, patrząc głęboko w oczy. – A co z drugim prezentem?

-Nie jest zbyt świąteczny – odparł, nie poruszając się. – Długo nad tym myślałem, nie wiem jak zareagujesz. – Wpatrywałem się w niego jak zaczarowany. Był taki nieśmiały w swoich działaniach. Już długo nie miałem okazji obserwować go w takiej sytuacji. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco, a Gee wziął głęboki wdech i wręczył mi kartkę.

Wahałem się przez chwilę, lecz po kilku sekundach odwróciłem papier, a przed moimi oczami pojawił się rysunek. Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy to dokładność, z jaką był wykonany. Narysowany ołówkiem, z dokładnie rozdzielonymi barwami, które gładko przechodziły z jaśniejszych w ciemne. Przedstawiał naszą dwójkę, na białym tle. Szeroko uśmiechnięci, wpatrzeni w siebie. Można by pomyśleć, że rysunek był nieskończony, z racji że całe tło było puste, jednak wiedziałem, że to coś oznacza. Jakby niebyło nic poza nami. Tylko my, a wokół pustka. Spokojna, nieskażona przestrzeń. Wiedziałem, że Gee ma straszny sentyment do małych szczegółów, które zawsze pełniły rolę symboli na jego pracach, więc od razu zabrałem się za dokładne przeglądanie postaci. Gerard miał na sobie koszulkę, którą dał mi chwilę wcześniej. Nie zrozumiałbym tego, gdyby nie fakt, iż ja miałem na sobie jego ulubioną koszulkę Pink Floyd. Oboje akceptowaliśmy swoje ulubione zespoły, lecz nie byliśmy ich oddanymi fanami. Domyślam się więc, że miało to symbolizować zrozumienie i szacunek, którym się obdarzyliśmy. O ile odgadłem to dobrze, był to najwspanialszy sposób na przedstawienie tego zjawiska. Reszta ubrań nie przykuła większej uwagi. Mieliśmy czarne spodnie i trampki. Następnie zwróciłem uwagę na nasze ręce, karcąc się za to, że nie spostrzegłem ich na samym początku. Były złączone. Nasze palce oplatały się, a moje serce na ten widok zabiło mocniej. Uświadomiłem sobie, że jeszcze nigdy nie złapaliśmy się za ręce, a jest to przecież tak zwyczajny gest. Oczywiście nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli pozwolić sobie na to wśród innych ludzi, ale kiedy bylibyśmy sami, zapewne byłoby to miłe uczucie. Poczucie przynależności, oddania dla drugiej osoby. Wiedziałem dokładnie, co Gee miał na myśli.

-Frankie… - zaczął tak strasznie cicho, że prawie go nie usłyszałem. Wciąż patrzył na mnie z niepokojem, jakby stresem. Nie miałem pojęcia czego się bał. Myślał, że byłbym w stanie go odrzucić?

Odłożyłem rysunek na szafkę nocną, najostrożniej mogłem, i spojrzałem prosto w zielone oczy, przysuwając się do niego jak najbliżej.

-Jestem Twój – powiedziałem pewnym tonem. Obserwowałem jak kąciki jego ust z niedowierzaniem unoszą się ku górze, a chwilę później poczułem jak palce przejeżdżają wzdłuż mojej nogi, by objąć dłoń, znajdującą się na udzie.

Poczułem się wręcz nieziemsko. Jego palce były takie ciepłe! Wpatrywałem się w nie jak zahipnotyzowany. Gładziłem całą powierzchnię, którą sięgał mój kciuk.
Jakiś czas później Gee przybliżył się do mnie jeszcze bardziej i delikatnie pchnął, bym leżał na łóżku. Nasze dłonie wciąż były splecione, a usta ponownie złączyły się w pocałunku.

-Tylko Twój – wyszeptał wprost do mego ucha.

Tak oto zapieczętowaliśmy nasz związek. Mam chłopaka, Gerarda.
Odstawiłem rysunek na biurko i wyszedłem z pokoju. Musiałem znaleźć coś do picia oraz tabletki na ból głowy. Cieszyłem się, że byliśmy z Młodym na tyle kulturalni, by wypić wszystko w moim pokoju, więc niewzruszony porządek jaki panował w domu od kilku dni pozostał niezachwiany.

Mama miała wrócić już niedługo. Tuż po przebudzeniu dostałem od niej wiadomość, że znajduje się już na terenie New Jersey. Na szczęście w domu posprzątałem jeszcze przed wyjazdem do taty, więc nie miałem na dziś zbyt dużo roboty. Z pewnością musiałem pogadać z Gee w sprawie dzisiejszej nocy. Fakt, że spędzimy ją wspólnie nie podlegał żadnym wątpliwościom. Nie mieliśmy jednak czasu na ustalenie jakichkolwiek szczegółów, a przecież Sylwester już dziś!

Z momentem, gdy czajnik z wodą zaczął się gotować, usłyszałem dźwięk komórki, którą przyniosłem ze sobą z pokoju i położyłem na blacie, gdyż doskwierał mi brak kieszeni w bokserkach. Starałem się mieć ja zawsze przy sobie, na wypadek gdyby Gerard chciał się ze mną skontaktować. Oczekiwałem, że wyświetlacz ukaże wyraz składający się z jedynie trzech liter. Zdziwiłem się, widząc dłuższą nazwę kontaktu.

- Zjebałem życie Frank. – Czy on płakał? Mój młodszy brat, który jeszcze wczoraj, całkowicie napity, był szczęśliwy jak cholera?

-Co się stało? – Upiłem łyk kawy, zasiadając przy blacie kuchennym. Coś mi mówiło, że ta rozmowa nie będzie należała do najkrótszych.

-Wczoraj… Kurwa jestem idiotą!

-Hugh, opanuj się. – Przecież wczoraj odprowadziłem go wprost do domu! Nie wypił wcale aż tak dużo… W końcu miał tylko jedenaście lat! Dlatego, będąc przykładnym ‘starszym bratem’ dokończyłem wszystko samotnie, gdy tylko wróciłem do domu.

-Dzwoniłem do Stevie’ go. Powiedziałem mu! On mnie zabije, kurwa! – Jakby w jednej chwili przypomniało mi się wszystko o czym wczoraj rozmawialiśmy. Okazało się, że uczucie jakim Hugh obdarzył młodszego brata mojego chłopaka nie zostało zapomniane, jak przypuszczałem, lecz wręcz przeciwnie, stopniowo się rozwijało, doprowadzając do tego, że Młody kłębił w sobie wszystkie te emocje i za żadne skarby świata nie chciał się ich pozbyć.

-Co dokładnie mu powiedziałeś?

-Że go potrzebuję, jak Ty Gerarda – odparł.

-Kurwa, Hugh! On chyba nie wiedział! – Z pewnością nie wiedział. Gee nie odważył się jeszcze przyznać przed kimkolwiek do bycia gejem, a co dopiero do bycia w związku homoseksualnym.

-Ja… Przepraszam.

-No dobra, nieważne. Co on na to?

-Nie wiem, rozłączył się – powiedział, strasznie cicho, a mnie zrobiło się go strasznie szkoda.

-Pogadam z Gee, coś wymyślimy – zapewniłem przyjaciela, naprawdę przejmując się sprawą. Widziałem po nim wczoraj, że czuje do tego chłopaka z pewnością coś więcej niż przyjaźń. Nie było to oczywiście tak silne, jak uczucie między mną a Gerardem, ale wciąż gmatwało Młodemu głowę.

-Dzięki Frankie. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił.

-Chyba nawet byś go nie poznał… Dobra, spadam. Dam znać jak się czegoś dowiem – wyrzuciłem na jednym wdechu, orientując się, że po części ja sam też byłem temu winien.

-To pa. – Rozłączył się, a ja spostrzegłem, że w trakcie tej rozmowy opróżniłem cały kubek kawy.

Nie mogłem uwierzyć, że był to ten sam chłopiec, który współczuł mi, gdy połączono nas w parę. Ciekawe, czy tylko otworzył się przede mną i pokazał prawdziwe oblicze, czy to ja w nim to wszystko wykształciłem. Może właśnie na tym polegał cały ten program?

Z racji, że kubek z kawą został całkowicie opróżniony, a ja wciąż siedziałem w kuchni ubrany jedynie w bokserki, postanowiłem iść na górę i wziąć prysznic. Ciekawe co robił teraz Gee… Z natury był przyzwyczajony do wstawania z samego rana, co niezwykle mnie irytowało, bo nie mogłem go poobserwować jak spał. Sam też starałem się przestawić na tryb porannego ptaszka, lecz nie szło mi to jeszcze zbyt łatwo. Podsumowując, prawdopodobnie już nie spał, więc spokojnie mogłem udać się do jego domu. Cóż za wspaniały tok rozumowania!
Umyłem się więc całkiem szybko, czując jak miota mną podekscytowanie. Nie przyznałbym tego, ale spędzenie kilku dni w domu Way’ ów tylko wzmocniło moje przywiązanie do Gerarda, a co za tym szło, okrutnie za nim tęskniłem. Ubrałem się w rekordowym tempie, zamknąłem drzwi i nie zbyt inteligentnie w samej koszulce przy minusowej temperaturze przemierzałem ulicę, by już po chwili znaleźć się pod drzwiami sąsiadów. Zapukałem grzecznie, na wypadek gdyby któreś z domowników jeszcze spało.

Po kilkunastu sekundach usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi, mentalnie szykując się na potężny uścisk od mojego chłopaka. Najwyraźniej na to musiałem jeszcze trochę poczekać, bo w drzwiach stanął blond włosy chłopak, ubrany wciąż w swoją piżamę, z włosami sterczącymi we wszystkie strony świata.

-Dzień Dobry Michaelu! – rzuciłem wesoło i uścisnąłem przyjaciela.

-Witaj Franklinie… - Wybuchnął śmiechem, jak zawsze z resztą, gdy zwracał się do mnie pełnym imieniem.

Wprowadził mnie do środka, zapraszając prosto do kuchni, co opóźniło moje spotkanie z Gerardem, lecz przecież nigdzie mi nie ucieknie.

-Jak było u babci? – Mikey już zdążył postawić kubek z kawą przede mną. Jak oni to robili, że zawsze ją mieli gotową i cieplutką?

-Raczej w porządku. Nic szczególnego, takie tam rodzinne spotkanie, rozumiesz… - Pokiwałem głową, choć nie było to żadne pytanie. Mikey siedział skupiony naprzeciw mnie, wyraźnie zajmując czymś swoje myśli. Nie często na tej zwykle roześmianej buźce widniał smutek…

-A u Ciebie wszystko dobrze?

-Nie spałem zbyt dobrze. Kurwa, wcale nie spałem – odparł. Przejeżdżał palcem po kubku, unikając kontaktu wzrokowego. Przez chwilę pomyślałem, że Gerard mu powiedział o naszym związku, jednak nie chciałem przyjąć tego do wiadomości.

-Powiesz mi, co się dzieje?

-Laura się dzieje. – Odetchnąłem z ulgą, czego Mikey na szczęście nie zarejestrował. – Wiesz, chciałem z nią zerwać.

- Mikey wiesz, że od samego początku Cię do tego namawiamy.

- Tak, tak… - Westchnął głęboko. – Nawet próbowałem, ale nie chce się odczepić. Była tu nawet dzisiaj, jeszcze przed Tobą. Nie wiem co ją opętało.

-Musisz ją ignorować Mikey, wkrótce jej przejdzie. – Wstałem i odstawiłem kubek do zlewu. – Idź się położyć. – Poklepałem go po ramieniu, po czym ruszyłem w stronę schodów.

-Gerard jeszcze śpi – powiedział, podnosząc się z krzesła i kierując się za mną na górę.


-Cóż, za długo sobie nie pośpi.


Chłopaki w prezentach świątecznych :)
----------------------------------------------------------------------
Kilka słów wyjaśnienia. 
Przepraszam, że tydzień temu tak bez żadnego uprzedzenia nie było rozdziału, lecz nie wiedziałam, że przeprowadzka aż tak mnie pochłonie. Nie zmienia to jednak faktu, że przez jakiś czas rozdziały będą pokazywać się co dwa tygodnie. Postaram się w przerwach i tak wstawiać jakieś inne teksty, jednak nie obiecuję, że co piątek pojawi się coś nowego. 
Jak tam wasze opinie o Hestian Alien? Ja osobiście płytę mam od wczoraj i bezustannie rozbrzmiewa ona w moim pokoju :)Stomachaches niestety się jeszcze nie dorobiłam, lecz mam nadzieję, że wkrótce mi się to uda! 

xoxo.

6 komentarzy:

  1. Rozdział był genialny xD Frank i Gee są cudowni i słodcy, jak zwykle, za to interesuje mnie co będzie teraz pomiędzy Stevie'm, a Hugh'em XD A no i jak się wyjaśni związek Michael'a i Laury. :D
    Zazdroszczę ci płyty, ja muszę jeszcze poczekać :( nie wiem ile, ale mam nadzieję, że za niedługo wreszcie ją kupię :3
    Rozdział mi się podobał, wszystko pięknie i w ogóle. :D
    Z niecierpliwością czekam na następny i dużooo weny życzę! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Frank i Gerard nie zawsze będą słodcy i ich życie nie będzie tęczowe, lecz na wszystko przyjdzie czas :) Zarówno 'młodsi bracia' jak i Mikey będą już w następnym rozdziale :)
      Życzę Ci, byś ją miała jak najszybciej! ja zamawiałam z Merlina, tam była tania, polecam xd

      Usuń
  2. Nie lekarz... TACO! No musiałam xD.
    Nie ma to jak zacząć dzień od czegoś tak cudownego *.*. Tak jak Frankie spalam z Gee XD
    Trolololo biedny Mikey. Zabić sukę! Niech przywiaza ja do drzewa w lesie i niech zdycha będąc gwalcona przez małpy lol xd. Jeszcze bredzę chyba XD
    <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahaha Ty i to Twoje Taco xd
      A ja tak jak Gee spałam z Frankiem <3 Co do Suki plany są.. lecz nie tak brutalne jak w Twojej głowie xd

      Usuń
  3. No! Czyli Frank i Gee szczęśliwi. Teraz mamy problem z suką Laurą XD Ale ją Mikey powinien już dawno rzucić i nie tracić nerwów. Hugh i Stevie... Ciekawi mnie czy Stevie będzie chciał się nadal z nimi wszystkimi zadawać ;-; Nic tylko czekać na dalsze losy 'naszych bohaterów'.

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęśliwi jak nie wiem! :3 A no prawda z tymi nerwami, bo piękności szkodzą.. czy coś xd
      Wszystko się jeszcze okaże ^^
      xoxo.

      Usuń