piątek, 19 września 2014

Rozdział 28

 *Gerard* niedziela, grudzień 1994

Frank : Powiedz, że nie śpisz palancie.’

Oczywiście, że nie śpię. Chociaż jest rypana czwarta nad ranem ja wciąż tkwię w przygotowywaniu prezentów.

‘Odpisałbym, że nie, ale nazwałeś mnie palantem więc śpię.’

Na dobrą sprawę nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że to co powstało między nami nie zmieniło sarkastycznych relacji.

Frank: Nah. Powiedz, że nie śpiesz Gee. Lepiej?’

‘O wiele… Idioto.’

Mimowolnie się uśmiechnąłem.

Nie chciałem myśleć dużo, choć jak zwykle mi to nie wychodziło. Zawsze tak miałem, im bardziej chciałem nie zwracać na coś uwagi, tym bardziej mnie to niepokoiło. Teraz tą sprawą był pewien Iero, który wydawał się być największym zmartwieniem-szczęściem mojego życia.

Frank: Czemu nie śpisz?’

A on to niby co? Oczywiście cieszę się, że do mnie napisał i w ogóle.

‘Robię prezenty. Za to Ty, powinieneś spać.’

Postanowiłem, że  do zakupionych prezentów podłączam różne rysunki przygotowane specjalnie dla Mikey’ a, mamy, Ray’ a, Stevie’ go  i oczywiście Frankiego. Pracowałem właśnie nad dwójką super bohaterów, umieszczonych w komiksie, którą chciałem podarować bratu. Reszta, poza prezentem dla Iero, była już skończona. Mama dostanie obrazek przedstawiający mnie i Mikey’ a. Pierwszy raz rysowałem samego siebie i muszę przyznać, że czułem się co najmniej dziwnie podczas wykonywania tego zadania.

Frank: Gadałem z mamą, czujesz kurwa? Tyle czasu… Nie mogę w to uwierzyć.’

Faktycznie, to dziwne. Frankie raz opowiedział mi o tym jak złe są jego relacje z rodzicami. Na szczęście, był wtedy trochę podpity, dlatego z łatwością zdobył się na szczerą rozmowę.

‘Super. Naprawdę się cieszę Frankie.’

To było całkowicie szczere. Swoją drogą dziwił mnie fakt, że mój przyjaciel ma tak złe relacje z mamą. Po kilku spotkaniach, wydawała mi się całkiem miłą kobietą.

Frank: Gee, bo ona tak jakby… Wie. Wybacz.’

Że co kurwa?! Nie no, jego mama nie mogła wiedzieć. Pewnie ten debil tylko robi sobie ze mnie żarty… W takim razie, ja też sobie z nim pogram.

‘Ale że niby o czym wie?’

Byłem strasznie ciekawy o to jak określi naszą relację.

Frank: Em, no wiesz… O tym, co jest pomiędzy nami. Kurwa Gee! Nie rób sobie żartów. Ona… Chce Cię jeszcze zobaczyć przed wyjazdem.’

Mimo tego, że wyglądało to dość poważnie ja wciąż nie wierzyłem, że jego mama naprawdę się domyśliła. Cwana bestia, myśli że biorę to na serio.

‘Nie ma problemu.’

Zaśmiałem się sam do siebie.

Z tego co wynika z mojej rozmowy z Frankiem o jego mamie, nie mają ze sobą kontaktu, nie wiedzą o czymś takim jak relacja matka-syn i ogólnie traktują się jak powietrze. To z kolei dowodzi temu, że mój przyjaciel nie reagował by tak spokojnie, gdyby jego rodzicielka dowiedziała się o tym, co wyprawia ze swoim sąsiadem.

Frank: To przyjdź jutro o 7. Możemy później posiedzieć u mnie… Czy coś.’

Czy coś. On i to jego jebane ‘czy coś’.

‘Kurwa, to już za trzy godziny!’

Frank: Tak, dlatego idę spać. A Ty się męcz z prezentami. Cierp mój drogi.’

Ja mu kurwa dam ‘mój drogi’. Niestety mówił prawdę, wciąż miałem kilka rzeczy do zrobienia. Chociaż prawie skończyłem już rysunek dla Mikey’ a, któremu brakowało już tylko tekstu w chmurkach, wciąż miałem do zrobienia coś dla Franka. Pojęcie ‘coś’ jest tu niezwykle trafne, bo nie miałem żadnego pomysłu na to co mógłbym mu podarować.
Przesiedziałem tak kilka minut, wciąż nie mając pojęcia co mógłbym dołączyć do koszulki ‘The Misfits’, którą dla niego kupiłem.

Frank: Dobranoc Gee. Nie mogę się doczekać, by Cię zobaczyć.’

Poczułem bardzo przyjemne ciepło na sercu. Nie miałem jeszcze okazji dostawać od kogoś takich sms’ ów. A teraz? Frankie stał się osobą, o której myślę bez przerwy. Chociaż nie posunęliśmy się jeszcze zbyt daleko, czułem że wiąże mnie z nim jakaś specjalna więź.
Oczywiście wciąż byłem pewien obaw i wątpliwości.

‘Dobranoc Frankie. Czekam z niecierpliwością.’

Przecież gdyby ktokolwiek się zorientował, lub co gorsza nas nakrył, bylibyśmy praktycznie martwi…
To by było ciekawe. Umrzeć w sprawie miłości. Takie namiętne!

Wracając. Nie wiem czy dam radę się powstrzymywać. Chciałbym móc złapać go za rękę, pokazać światu, że ten młody wariat jest mój, pocałować go, kiedykolwiek miałbym na to ochotę…
Kurwa, co ze mną. No dobra, jestem gejem. Dla takiego kogoś jak Frank, można nawet zmienić orientację. Ale odkąd ja jestem taki niewyżyty i bezpośredni?
Gdybym nie potrzebował go tak samo, jak ryba wody, z pewnością bym zabił tego człowieka za to co ze mną robi.

Ale przecież to mój Frankie. Mój? Czy mam jakiekolwiek podstawy by uznawać go za mojego? Ciekawe czy on określa mnie takim mianem. ‘Mój Gerard.’ Przyznam, że brzmiałoby to niesamowicie a ja osobiście chyba bym zemdlał, gdyby tak mnie określił.
 Kiedy postacie w komiksie Mikey’ a wyrażały się już w odpowiedni sposób, szybko zapakowałem gitarę wraz z rysunkiem i postawiłem obok pozostałych prezentów.

Zasiadłem z powrotem przy biurku, witając w głowie pewien pomysł, który zrodził się w mojej głowie tuż po tym, jak przewalały się przez nią wszystkie te rzeczy które chciałbym móc zrobić z Frankiem przy innych ludziach, nie wzbudzając przy tym większych kontrowersji.

Położyłem się zadowolony na łóżku. Było już w pół do szóstej, a ja zgodnie z obietnicą miałem się stawić przed domem sąsiadów by tylko utwierdzić się w przekonaniu, że pani Iero o niczym nie wie.
Zasnąłem w rekordowym czasie, co już dawno mi się nie zdarzało. Kolejnym zaskoczeniem było to, że obudziłem się na czas, wypoczęty i uśmiechnięty z powodu braku jakichkolwiek snów.

Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się niedbale, choć podświadomie starałem się wyglądać jak najlepiej. Założyłem na siebie czarne spodnie i czerwoną koszulkę na wierch narzucając katanę. W końcu miałem tylko przejść przez ulicę, a nie na drugi koniec miasta. Na nogi ubrałem ciemne trampki i wyszedłem, nie informując o tym nikogo bo zarówno mama jak i Mikey smacznie spali.

Cholernie im zazdrościłem.

Od razu po wyjściu dostrzegłem samochód pod domem sąsiadów, a w nim oczekującego mężczyznę. Nie byłem na tyle ogarnięty by dokładniej mu się przyjrzeć więc ruszyłem wprost do domu Iero. Trzęsąc się z zimna zapukałem drzwi, które już po chwili otworzyła mi pani Linda i szybko wciągnęła do środka.

-Boże Gerard, przeziębisz się! – krzyknęła całkiem głośno, jakby chciała jedynie poinformować Franka o moim przybyciu.

-Raczej nie proszę pani. Ktoś czeka na zewnątrz w samochodzie. – ustawiłem trampki pod ścianą i ruszyłem za sąsiadką do kuchni.

-To mój kolega z pracy, jedzie ze mną w delegację. – Albo była doskonałą aktorką, albo moje domysły co do żartu tylko się potwierdzały. Mama mojego przyjaciela zdawała się być całkiem spokojna i wyluzowana.

-Ja może pójdę po Franka.

-Ty tu lepiej zostań Gerard. -Patrzyła na mnie radosnym wzrokiem choć było widać, że coś knuje. Po chwili ponownie przywołała syna, który tym razem się zjawił.

Wyglądał jak największy nieogar świata. Przymrużał oczy, pokonując schody, wciąż znajdując się jedynie w piżamie, za co byłem wdzięczy losowi, gdyż składała się ona jedynie z bokserek i luźnej koszulki. Czarne włosy sterczały każdy w inną stronę a nogi wyraźnie odmawiały posłuszeństwa.
Aż do chwili, gdy zobaczył mnie. Oprzytomniał jak ten durny króliczek Durasell, po zmianie baterii. Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu a ja od razu skarciłem się za myśl o tym jak bardzo chciałbym je ucałować. Przysiadł tuż obok mnie i mocno przytulił, wyraźnie lekceważąc fakt, że jego mama siedzi naprzeciw nas. Odsunął swe ramiona i jakby nigdy nic zaciągnął stopy na kanapę i oplótł je dłońmi.

Wyglądał tak kurewsko uroczo.

-To o czym chciałaś z nami porozmawiać mamo? – Wlepił w nią zniecierpliwione spojrzenie i chwycił za kubek kawy znajdujący się na stoliku. Widocznie pani domu przygotowała napój jeszcze przed moim przybyciem. Postąpiłem podobnie do Franka i upiłem łyk wspaniałego napoju.

-Chciałam się tylko upewnić w tym, że jesteście rozważni i nie zrobicie sobie krzywdy tym związkiem. – Uśmiechnęła się spokojnie, a ja zaś zakrztusiłem się kawą. Gdy tylko odstawiłem kubek, wciąż pokaszlując zarówno Frank jak i jego mama zaczęli się śmiać.

-Mówiłem Ci, że to nie żart – odparł Frankie i ucałował mój policzek, przez co kompletnie nie wiedziałem co się dzieje i skierowałem zdenerwowany wzrok na sąsiadkę. Więc jednak wiedziała…

-Proszę pani ja… - zacząłem nieśmiało, a fakt iż pozostała dwójka wciąż szeroko się uśmiechała wcale nie dodawał mi pewności siebie.

-Gerard, nie mam czasu. Nie przeszkadza  mi to, serio. Chcę być po prostu pewna, że nie jesteście zbyt pochopni. – Wstała i złapała za rączkę od torby. Również podniosłem się z kanapy. – Chodź na chwilę. – Poszedłem za nią, zostawiając Franka delektującego się kubkiem kawy samego w salonie. – Mam nadzieję, że dbasz o mojego syna chłopcze- powiedziała już dużo poważniejszym tonem.

-Ja… Tak proszę pani. – Dziwił mnie jej spokój. Cała ta sytuacja wydawała mi się zdrowo pierdolnięta. – Ale moja mama…

-Wiem, że o niczym nie wie. I obiecuję że nie dowie się ode mnie. – Zapięła zamek swojej kurtki a na głowę założyła czapkę. – Nie skrzywdź go Gerard. – Poczochrała mnie po głowie i zawołała Franka, który już po chwili mocno ją przytulał.

-Miłego wyjazdu mamo. – Puścił ją i stanął tuż obok mnie. Wciąż nie miałem pojęcia, co się dzieje więc milczałem.

-Dziękuję Kochanie. A wam… Cóż,wesołych świąt chłopcy i mam nadzieję, że miło spędzicie ten czas.– Szybko wyszła za drzwi chociaż zakładam, że i tak słyszała głośny śmiech, w którym połączyliśmy się z Frankiem.

Z tym że Iero śmiał się beztrosko, radośnie. Mój głos był histeryczny. Nie miałem pojęcia co się właśnie stało. Usłyszałem, że samochód odjeżdża, a Frankie mocno mnie przytulił. Stałem tam, podśmiechując, jak totalny  idiota i starałem się pozbierać fakty sprzed kilku minut.

-Co to kurwa było… - wymamrotałem, odsuwając się od Franka.

-Pisałem Ci, że moja mama wie.

-Ja pierdole, Frank! – Oparłem się o ścianę i zsunąłem po niej na ziemię. – Przecież to niemożliwe… Jak?

-Domyśliła się. – Przykucnął przede mną i załapał moje policzki.

-Ale po czym?

-Po tym, że jestem szczęśliwy. A ona się z tego cieszy, więc to akceptuje.

Chciałem odpowiedzieć, ale Frankie przycisnął swoje usta do moich. Napierał na nie delikatnie, a ja z chęcią oddawałem pocałunek. Nie wiem jak to zrobiłem, ale przemieściłem nas tak, że siedział okrakiem na moich udach. Gładziłem jego plecy przez materiał koszulki, i chociaż strasznie korciło mnie by ją z niego ściągnąć nie zrobiłem tego. Ochoczo napierałem na jego wargi, bałem się posunąć dalej, ale wcale mi to nie przeszkadzało, Frankowi zapewne też nie. Skoro jak na razie wystarczyły nam tak delikatne pieszczoty, postanowiliśmy się tego trzymać. Może i głupie, ale to w końcu tylko i wyłącznie nasza sprawa.
Moje oczy były zamknięte przez około dwie minuty po tym jak skończyliśmy się całować. Wciąż czułem jego oddech przy ustach, jego wspaniały zapach.

-Idziemy spać?  – Uśmiechnąłem się, wciąż nie otwierając oczu. Przytuliłem go jak najmocniej mogłem.

-Uwielbiam Cię Frankie – szepnąłem wprost do jego ucha, a w swoim usłyszałem uroczy śmiech.

Dlaczego on musiał być taki uroczy?

Byłem w lesie. Stąpałem z lekkością po ścieżce, której nie znałem. Nie odczuwałem lęku, ani zimna. Czułem się dobrze, tak dziwnie pozytywnie. Niebo było nieskazitelnie niebieskie, ptaszki ćwierkały wesoło. Szedłem tak, bez większego celu, choć miałem przeczucie że gdzieś muszę się dostać. W oddali zobaczyłem otwartą przestrzeń, co zdawało się być końcem mej wędrówki. Podbiegłem tam, i rozejrzałem się dokoła. Na środku polany, leżał chłopak. Ciemne, przydługie włosy, przyjazna twarz. Ubrany w szarą koszulkę i granatowe bokserki. Popatrzyłem na niego przez chwilę, a później położyłem się obok. Frank pomimo tego, że wciąż miał zamknięte oczy, przytulił się do mojego boku i zaczął całować po policzku.

Z radością stwierdziłem, że sen trwał również po tym jak zostałem obudzony, przez pewnego Iero, leżącego ze mną w łóżku. Otworzyłem oczy i ujrzałem najwspanialszego chłopaka na świecie.

-Cześć Śpiochu.

-Cześć budziku. – Musiałem przyznać, że obudził mnie w najwspanialszy z możliwych sposobów. – Która godzina?

-Po dziesiątej – odpowiedział, podczas gdy próbowałem się przeciągnąć.

-Co kurwa?! – Szybko oswobodziłem się z uścisku i podniosłem się z łóżka.

-Hej, Gerard. Co jest… - Frankie usiadł, totalnie zdezorientowany.

-Przecież dzisiaj Wigilia… Wiesz ile ja muszę ugotować?

Iero wybuchnął śmiechem, który ogarnął go do tego stopnia, że wylądował na podłodze. Cóż, taka była prawda. To ja byłem odpowiedzialny za przyrządzenie kolacji…

Ale przyznaję, że moje poważne podejście do tego zadania było faktycznie zabawne. 

A tak Gee rysował obrazki o 4 nad ranem :3 

10 komentarzy:

  1. No nareszcie!!!! :D Z niecierpliwością czekałam na tą część XD Rozdział był cudowny :D
    To zdjęcie... XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie ;D
      Zdjęcia będę chyba dodawać już pod każdym, bo mam ich tyle, że tematycznie na pewno zawsze się coś znajdzie ;D

      Usuń
  2. Haha :D To było takie... urocze. A zachowanie mamy Franka bardzo mi się spodobało, zaakceptowała stan rzeczy, ale mimo wszystko się o nich martwi.
    "Cześć budziku" - to mnie naprawdę rozbawiło :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym mieć taki budzik xd chociaż w sumie wtedy to już na pewno bym nie wyłaziła z łóżka xd

      Usuń
  3. Yeyeye jak słodko ;3
    Super rozdział <3 jebłam jak zobaczyłam zdjęcie na końcu XD. Dalej mnie to śmieszy XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Lalala super rozdział :3 Gerard taki zaskoczony XDD Ciekawi mnie co jeszcze Gee dorzuci Frankowi na prezent oprócz koszulki The Misfits.
    No nic. Dowiem sie niedługo :) No i w końcu spędzą te święta razem. Przez to, że rozdziały pojawiają się co tydzień, mam wrażenie, że te przygotowania do świąt trwają wieczność XD
    A i akurat ten rozdział wydaje mi się jakiś krótki :/ Fajnie byłoby jakbyś to nadrobiła w następnym rozdziale :)
    Pozdrawiam.

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj drugi prezent będzie CZYMŚ. Strasznie długo nad nim myślałam, ale mam nadzieję, że wyszło dobrze ;D
      Przygotowania długo, a same święta przelecą szybko. Jakoś nie chciałam się na nich skupiać... Będą ważniejsze rzeczy xd
      Następny rozdział jest o wiele dłuższy niż ten :) Czasem po prostu wychodzi totalnie nieproporcjonalnie, ale wszystko jest zamierzone :)
      xoxo.

      Usuń
  5. Świetne! Genialne! Kocham to opowiadanie! :3
    Cudo^^
    Zaskoczony Gee- bezcenny widok ♡♥
    Czekam na kolejne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Już wstawiam, już wstawiam xd

      Usuń