*Gerard*
sobota/niedziela, luty 1995
Dni były cholernie
podłe. Nie dość, że temperatura na dworze jeszcze bardziej się
ochłodziła, to i w domu czułem się tak, jakby ktoś zamrażał moje ciało. Tym
‘kimś’ był oczywiście mój własny brat, który w dalszym ciągu patrzył na mnie
nie tyle z odrazą, co z zawodem. Starałem się jak tylko mogłem, by mi wybaczył.
Nosiłem mu rano kawę do pokoju, gdzie dopiero po jakimś czasie zaczął mnie w
ogóle wpuszczać, sprzątałem po nim, a czasem nawet odrabiałem za niego lekcje.
Za to wszystko porozmawiał ze mną... Tylko raz, w ciągu całego miesiąca, co i
tak zbyt wiele nie dało.
Czułem jak go tracę. Nie
wiedziałem, co działo się na jego lekcjach, ani gdzie wybierał się po nich.
Wspólne oglądanie horrorów odeszło w niepamięć, a braterskie wygłupy poszły
jeszcze dalej. Starałem się mu to wyjaśnić. Mówiłem do zamkniętych drzwi,
pisałem nawet listy, lecz to nic nie dawało. Kiedy w końcu mnie do siebie
dopuścił, powiedział jedynie, że go zawiodłem, po czym wyrzucił z pokoju.
Jakby Mikey’a było mało,
to dołożył się jeszcze ojciec.
Dopiero kilka dni po
Sylwestrze ogarnąłem komórkę i sms’y, które przyszły o północy. Dzwonił do mnie
i napisał dwie wiadomości, a to znacznie kłóciło się z tym, że chciałem zerwać
z nim kontakt, co robiłem to głównie dla Mikey’a, który teraz pewnie wolałby,
abym się wyprowadził.
Nie chciałem być tym
złym chociaż w tej sytuacji, więc oddzwoniłem do niego, by dowiedzieć się, że
będzie miał kolejne dziecko, a mnie prosi na chrzestnego, bo ładnie wyjdę na
zdjęciach z jego przybraną córką. Chciałem odmówić, gdy tylko to powiedział,
lecz nie miał czasu i musiał gdzieś lecieć. Jak zwykle.
Ojciec nigdy nie
interesował się Mikey’em. Zupełnie jakby z pierwszego małżeństwa miał tylko
jednego syna, którego w wieku 10 lat zaczął zabierać na noc z domu, gdy tylko
jego młodszy brat zasnął. Nie odpowiadał, gdy pytałem dlaczego Mikey z nami nie
jedzie. Raz w tygodniu brał mnie do siebie, z początku za zgodą mamy, a później
na siłę, aż w końcu zacząłem sam do niego jeździć, by oszczędzić mamie
nerwów.
Mieszkał w pobliskim
mieście, do którego jechało się autobusem przez niecałe dwie godziny, a ja,
chodząc jeszcze do gimnazjum pokonywałem tę trasę co tydzień, zarywając noce i
wymykając się z domu. Dopiero, gdy byłem w liceum zorientowałem się, że nie
jest on normalnym człowiekiem i znacznie ograniczyłem nasze spotkania, a
ostatnio nawet całkowicie ich zaprzestałem. Wydawało mi się, że po prostu przyjął
to do wiadomości, lecz musiał zadzwonić i złożyć mi tę propozycję, którą nie
wiem dlaczego, ale zacząłem rozważać.
Na szczęście był jeszcze
Frank, który właśnie świecił latarką w moje okno, dając mi znać, że mogę już
wyjść.
Zabrałem kilka potrzebnych
rzeczy, choć większość z nich miałem już u niego w domu. Była sobota, więc
szedłem do niego na noc, a na wiadomość o tym Mikey oczywiście posłał mi ponure
spojrzenie, jakby tylko na każdym kroku chciał mi przypomnieć, że go
zraniłem.
Pożegnałem się szybko z
mamą, która życzyła mi miłej nocy, po czym udałem się prosto do domu Franka.
Oglądając się za siebie dostrzegłem, że Mikey obserwuje nas przez okno w moim
pokoju. Dlaczego to robił? Zupełnie jakby chciał, bym na każdym kroku czuł
ciężar tego, co mu zrobiłem, a na dodatek katował sam siebie, patrząc na to,
jak dalej to robię.
Otworzył mi Frank, a
jego uśmiech sprawił, że od razu zrobiło mi się lepiej. Od razu zbliżył się do
mnie i stawał na palcach, by dosięgnąć mych ust, lecz nie dałem mu się i wszedłem
do środka, po czym zamknąłem za sobą drzwi.
- Mikey patrzył –
wyjaśniłem, widząc jego zdziwioną minę.
- Cholera – westchnął
bezradnie, po czym mnie przytulił.
- Frank, co to za
słownictwo! – krzyknęła jego mama z kuchni, wychylając głowę na korytarz.
- Dobry wieczór pani –
przywitałem się.
- Cześć Gerard –
odpowiedziała, uśmiechając się tak samo jak Frank. Cieszyłem się, że to po niej
odziedziczył.
Odebraliśmy od niej
talerz pełen kanapek oraz dwa kubki z herbatą, po czym skierowaliśmy się do
pokoju. Kiedy odłożyliśmy wszystko na stolik podszedłem do Franka i mocno się
do niego przytuliłem, a po chwili lekko pocałowałem. Był jedyną osobą, która
wiedziała dokładnie co się dzieje. Tylko jemu mogłem powiedzieć wszystko, a on
mnie nie osądzał. Po prostu podchodził, przytulał mnie, mówił, że wszystko
będzie dobrze, a ja starałem się w to ślepo wierzyć.
Pozwolił mi przewodzić w
pocałunku. Badałem językiem całą jego buzię, choć zdążyłem ją już dobrze
poznać. Za każdym razem jednak towarzyszyło temu niesamowite uczucie, jakby
każde z naszych zbliżeń było tym pierwszym. Kiedy był tak blisko, cały świat
zdawał się nie istnieć. Były tylko jego usta, ciało, zachowanie i umysł.
- Przygotowałem duuużo
filmów – mruknął i zaśmiał się cicho.
- To dobrze – odparłem,
gładząc go po włosach.
Ułożyliśmy się wygodnie.
Ja bezpośrednio na łóżku, a Frankie na mnie tak, bym mógł go objąć. Filmy
leciały jeden po drugim, lecz i tak nie mogłem się na nich skupić. Cały czas
myślałem o tym, jak fajnie by było, gdyby Mikey je z nami oglądał, choć nie
widziałem nawet cienia szansy, by to się kiedyś stało. Nie powiedziałbym
jednak, że Frankie mi nie wystarczał. Co jakiś czas podnosił się, byśmy mogli
się pocałować i za wszelką cenę starał się mnie rozśmieszyć, rzucając jakimiś
głupimi żartami do filmów, lub zwyczajnie łaskocząc. Kiedy jednak zasnął, znów
zostałem sam ze wszystkimi tymi myślami, których nie chciałem mieć, lecz sam je
do siebie sprowadziłem.
Wystarczyłoby tylko
przyznać się do tego wcześniej.
Mikey nie wyglądał tak,
jakby to fakt, że jestem gejem mu przeszkadzał. Nie brzydził się nami, a z
Frankiem nawet czasem porozmawiał, jednak gdy tylko temat schodził na mnie od
razu odchodził. Nie wiem, czy to nie było jeszcze gorsze, bo przecież gdyby
miał zrazę do homoseksualistów, mógłbym go jakoś przekonać, że to nic złego, a
tak wyrzuty kierował tylko na mnie i choć dobrze wiedziałem, że zasłużyłem, to
było mi z tym źle.
Frankie mruknął przez
sen i zsunął się ze mnie, lecz dalej przytulał. Uśmiechał się, a to znaczyło,
że śni mu się coś dobrego. Położyłem się naprzeciwko, umiejscawiając dłoń na
jego policzku i lekko go pocierając, tak żeby się nie obudził.
Cieszyłem się, że go
mam, nawet jeśli to przez to Mikey był na mnie wściekły.
Kiedy obudziłem się rano
mojego chłopaka nie było już w łóżku, a w nozdrza uderzył mnie przyjemny zapach
kawy stojącej na stoliku. Usiadłem i od razu chwyciłem kubek w dłonie, z
radością stwierdzając, że napój wciąż jest ciepły. Wstałem z łóżka i podszedłem
do okna. Pogoda, jak na luty, wyglądała na bardzo przyjemną. Słońce świeciło, a
jego promienie odbijały się od śniegu i raziły po oczach. Spojrzałem na swój
dom, widząc jak Mikey krąży po swoim pokoju, najwyraźniej się gdzieś szykując.
Posmutniałem, lecz tylko na chwilę, bo usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju, a
już po kilku krokach zorientowałem się, że zmierza do mnie jego
właściciel.
- Dzień dobry, Gee-
powiedział wesoło i przytulił mnie od tyłu, po czym pocałował w kark. Nie wiem
dlaczego, ale jakoś lubił tamto miejsce.
- Dzień dobry, Frankie –
odpowiedziałem, odkładając kawę na biurko i odwracając się do niego.
- Mam dla ciebie
niespodziankę – oznajmił, uśmiechając się szeroko. Zauważyłem, że jest już
ubrany, a jego włosy pachniały szamponem po myciu.
- Jaką? – zarzuciłem mu
ramiona na szyję i zacząłem bawić się jego włosami.
- Zobaczysz – zaśmiał
się. – Ale musisz skończyć do domu po cieplejsze ciuchy.
-Frankie, nie mam ochoty
nigdzie wychodzić... – zacząłem, lecz chłopak od razu mnie pocałował, bym nie
mógł skończyć.
-Nie obchodzi mnie to –
zachichotał, co było dość urocze, więc nie mogłem się już spierać.
Niecałą godzinę później
czekał na mnie ze swoją mamą przy ich samochodzie na podjeździe. Zabrałem
wszystko co było mi potrzebne i razem wyruszyliśmy w podróż, a ja musiałem
przyznać, że czuję ekscytację na tę niespodziankę.
- Twoja mama nie miała
nic przeciwko? – spytała mnie pani Iero, patrząc w lusterku wstecznym na moją
twarz.
- Jak się dowiedziała,
że jadę z panią to się zgodziła – odparłem. Kolejny powód do radości z tego, że
nasze mamy się dogadywały. Szkoda, że całe nasze rodziny nie mogły się
pojednać...
Mimo że nie przepadałem
zbytnio za zimą, krajobraz za oknem malował się naprawdę bajecznie.
Wyjeżdżaliśmy z Newark, a okolica zaczynała dziczeć. Wszystko tu wyglądało tak
nieskazitelnie czysto i tak jakby...łatwo. W końcu wyjąłem z torby szkicownik i
zacząłem w nim coś przypadkowo kreślić. Udało mi się na chwilę totalnie
wyłączyć, co mój umysł przyjął z dużą aprobatą. Uwielbiałem przedstawiać idealnie
białe elementy czarnym kolorem na papierze. Zupełnie jakbym miał negatyw w
oczach, a czasem naprawdę chciałbym taki mieć.
Poczułem rękę na
kolanie, więc spojrzałem przelotnie na Franka, choć kiedy wyobraziłem go sobie
z białymi włosami nie mogłem powstrzymać śmiechu.
- Co jest? Tak też masz
łaskotki? – prychnął i poruszał palcami.
- N-nie – odparłem,
zasłaniając buzię ręką. – Nie farbuj się na biało, Frankie – dodałem, po czym
roześmiałem się już na całego.
Zarówno brunet, jak i
jego mama spojrzeli na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, jednak
postanowili nie komentować, a ja, jak ten głupi, śmiałem się na cały samochód,
aż w końcu otarłem łzę z kącika oka i zacisnąłem palce na ręce Franka. Lubiłem
w nim to, że nie drążył tematu, kiedy było widać, że nie jestem w stanie mu
czegoś wytłumaczyć, a sprawiało mi to radość.
- Zaraz będziemy –
oznajmiła pani Iero, a ja zacząłem z jeszcze większym podekscytowaniem wyglądać
za okno, jednak widok nie wykraczał poza wszechogarniający śnieg. Schowałem
szkicownik i ołówki do torby, po czym czekałem aż dojedziemy.
Po kilku minutach
wjechaliśmy na jakieś podwórko. Nie było na nim niczego, na czym mogłem
zawiesić oko, więc spojrzałem tylko na Franka, a ten uśmiechał się do mnie
czarująco. Nie zdążyliśmy nawet wysiąść z samochodu, a ja już się cieszyłem, że
gdzieś mnie wyciągnął, z dala od problemu i ogólnie rzecz biorąc
rzeczywistości.
- Zaraz poznasz moją
babcię – poinformował mnie Frank, a ja poczułem się jakoś dziwnie spięty.
Domyślałem się, że raczej będziemy ukrywać przed nią nasz związek, ale i tak
chciałem dobrze wypaść w jej oczach.
Okazała się być niską
kobietą w dość pokaźnym wieku. Nie była jednak tak stara jak chociażby moja
własna babcia, Elena. Wnętrze jej domu było urządzone w dość starym stylu, ale
miało swój klimat. Po wejściu trafiało się od razu do kuchni, która była na
tyle przestronna by pomieścić piec kaflowy, długi stół z sześcioma krzesłami
oraz kilka szafek. Kiedy właścicielka wyściskała już swoją córkę i wnuka, ten
zaprowadził ją do mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Babciu, to jest
Gerard, mój najlepszy przyjaciel – przedstawił mnie chłopak, a ja wyciągnąłem
dłoń do kobiety.
- Miło mi panią
poznać... – zacząłem, lecz wtedy babcia Franka przytuliła mnie mocno do
siebie.
- Przyjaciele mojego
wnuka są tu zawsze mile widziani! – oznajmiła głośno, śmiejąc się przy
tym.
Pani Iero zrobiła
każdemu z nas po herbacie, a dodatkowo na stole znalazło się ciasto drożdżowe,
na którego widok aż zaświeciły mi się oczy. Niemalże w pięć minut pożarliśmy z
Frankiem połowę kawałków.
- Chodź, coś ci pokażę –
szepnął mi do ucha i wstał od stołu, a ja podążyłem za nim na zewnątrz.
Przeszliśmy na tyły
budynku, a tam roztaczał się widok na ogromną pustą przestrzeń, która cała
pokryta była nieskazitelnie białym śniegiem. Frank złapał mnie za rękę i
zaprowadził do jednego z drzew. Dopiero kiedy staliśmy tuż pod nim zauważyłem,
że znajduje się tam drewniany domek.
- Nie boisz się? –
spytał mój chłopak, uśmiechając się w ten łobuzerski sposób, który
uwielbiałem.
- Chyba śnisz –
odpowiedziałem i już po chwili wspinaliśmy się do góry po specjalnej
drabince.
W środku nie było
niczego poza długą ławeczką, z której można było spoglądać na pole. Usiedliśmy
na niej z Frankiem blisko siebie, by było nam całkiem ciepło.
- Jak byłem mały i
pokłóciłem się z rodzicami to zawsze tu przyłaziłem - opowiedział mi
Frank, a ja uśmiechnąłem się na samo wyobrażenie jego jako małego brzdąca. –
Kiedyś nawet wtargałem tu gitarę i koczowałem przez cały dzień – dodał i
spojrzał na mnie, a następnie położył mi swoją zimną dłoń na policzku i
pocałował lekko w usta.
- Dowiaduję się o tobie
coraz więcej – zaśmiałem się i oparłem czoło o jego.
- Cieszy mnie to –
szepnął i przymknął oczy, jakby zupełnie tak jak ja po prostu chciał się po
napawać tą chwilą spokoju.
Tak, to ja, zła niedobra Fun Ghoul.xd
Ogłaszam Wam to z ogromnym smutkiem, ale wena na to opowiadanie niemalże w całości ze mnie wyparowała, dlatego nie mogę obiecać, że kolejny rozdział pojawi się jakoś magicznie szybciej. Zapewniam jednak, że w żadnym wypadku nie mam w planach porzucać Destroyi, jako że nienawidzę pozostawiać niedokończonych spraw.
Rozdział ten chciałabym zadedykować Nancy Grant, jako że to jej 'znicz' pod ostatnią minaturką dał mi największego kopa :D, a jednocześnie to, że mój Kotek Jebotek znajduje się z dala od internetu.;=;
Chciałabym Was też poinformować, że niedawno ruszyłam z nowym fanfiction do anime Kuroko no Basket. Znajduje się ono w zupełnie innym AU, więc kto nie oglądał z łatwością się połapie, a ci, którzy mają to w planach nie zdobędą żadnych spoilerów :)
Zapraszam serdecznie - One Step Closer
Ode mnie to już chyba tyle. Bardzo dziękuję wszystkich, którzy wiąż są ze mną i tym blogiem. Dajecie nie tyle nawet siłę do pisania, co nawet do życia.
xoxo.
AAAAAaaaaaaaaaaAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaAAAAAAAAAAAAAAa
OdpowiedzUsuńno w końcu. Cieszę się XD brakowało mi frerarda
No, rozdział super. Mikey cipa. Domeeek lalalala :>
Nie napiszę nic mądrego, więc zajebiście, że jest rozdział XD
BBBbbbbbBBBBBbbbbb XD
UsuńTeż się w sumie cieszę XD przebrnęłam przez ten rozdział i może na następny będzie więcej weny ;p wgl śpiewam sobie teraz przez Ciebie Mikey cipa, domek lala, Frankie rucha Gee sialalaa XDDD
W końcu rozdział! No ten rozdział fajny. Czo ten Mikey taki zły? Fajnie byłoby gdy rozdziały pojawiały się szybciej, ale tak też jest OK. No to weny życzę i zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńMikey zły.. no mi się to w sumie wydaje podstawne i w sumie sama też bym się tak wkurzyła xd Postaram się naprawdę i dziękuję :) a na bloga zajrzę na pewno! :)
UsuńTAAAAAAAAK! Jak mi się mordka uśmiechnęła, jak zobaczyłam, że wstawiłaś nowy rozdział nooo xD
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za dedykację, ach, moje "znicze" takie motywujące do działania...
Rozdział supi dupi (nienawidzę tego określenia, ale co z tego, że go używam, fuck logic, no ale), bardzo mi się podobał, ale... Moiki, ty frajerze, co ty chcesz od tego biednego Gerarda, no? xD
No i co dalej... Nikt cię nie będzie zmuszał do pisania tego... Ale mam nadzieję, że jednak będziesz pamiętała o swoim blogu i nie porzucisz go kompletnie. I w sumie to nie jest tak źle, zawsze mogłaś wstawić rozdział za rok. xD
Dużo weny Ci życzę ^^
Cieszę się że byłam powodem uśmiechu :D
UsuńTak, ten znicz był nie tyle może motywujący, co sobie uświadomiłam jakie to smutne że nie ma rozdziału XD
Co się Moikeja wszyscy czepiają, jak ma chłopak rację XD
Nie porzucę na pewno, prędzej MCR się zejdzie (czarny humorek lvl hard xD)
Dziękuuuję :D
Hej! Przeczytałam całego twojego bloga, i bardzo podoba mi się to, jak piszesz. Fajnie się to czyta, tak leciutko, a pomimo to bardzo dokładnie wszystko opisujesz.
OdpowiedzUsuńDużo weny ci życzę i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy Destroyi :)
Ojej, więc to Ty byłaś tym tajemniczym podnośnikiem wyświetleń :D Cieszę się, że się spodobało :D Mam nadzieję, że już niedługo uda mi się naskrobać kolejny rozdział i dziękuję bardzo za komentarz :)
Usuń