Dedykacja dla mej cudownej Desirecchi.
Przepraszam, że ostatnio Was tak zaniedbuję, ale zapraszam na moje inne blogi, gdzie dość sporo się dzieje :)
Proszę również o Wasze opinie o tym tekście, jako że jest to pierwsza moja miniaturka i nie wiem, czy umiem pisać tak krótkie rzeczy.
------------------------------------------------------------------------------
Pewnego letniego dnia Frank Iero
postanowił się napić.
Byłoby to całkowicie normalne,
jako że był dorosłym facetem, a przedstawiciele tego gatunku raz na jakiś czas
odczuwają po prostu potrzebę spożycia mniejszej, lub większej ilości alkoholu.
On jednak nie był normalnym mężczyzną; Frank Iero, to człowiek zupełnie innej
klasy, co wszystko robi po swojemu. Tak też, chcąc trzymać się swej
oryginalności i spełnić swe skryte bardzo, ale to bardzo skryte fantazje,
postanowił napić się w tak wyjątkowym miejscu jak dach własnego domu. Roztaczał
się stamtąd bardzo uroczy widok na pobliski las. Zasiadł tam ze swoją ukochaną
gitarą oraz sześciopakiem dość mocnego (z pewnością za mocnego jak na jego
głowę) piwa. Po drugiej butelce zaczął grać, po trzeciej rozmyślać o własnym
życiu, a po czwartej zaczął śpiewać, sącząc kolejne dwie. Kiedy obalił
wszystkie nie był już w stanie sensownie pociągać za struny, więc odstawił
gitarę na bok (a biorąc pod uwagę jego stan zrobił to naprawdę zgrabnie), po
czym, chwiejąc się lekko, wstał i spojrzał przed siebie, zastanawiając się, co
ma teraz zrobić. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że mógłby skoczyć z
tego dachu, jako że zawsze chciał poczuć jakie to uczucie tak spadać. Później
pomyślał o tym, że nie ma opcji, by dał radę teraz wrócić do mieszkania. Na
samym końcu wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał na nim odpowiedni numer. Po
kilkudziesięciu sekundach w końcu odebrał.
-Frankie, wiesz która godzina? –
spytał zaspanym głosem Gerard, jego najlepszy przyjaciel. –Rano mam ważną
wystawę...
-Przyjedz do mnie – poprosił
Frank, choć jego głos nie wskazywał na to, że była to prośba, a raczej rozkaz.
-Coś się stało? – Głos Gerarda
był już nieco mniej zaspany, a Frankie usłyszał jak jego łóżko skrzypi, oznajmując, że chłopak wstaje.
-Jestem na dachu.
-Co?! Frankie nie rób tego! –
krzyczał w pośpiechu Way, prawdopodobnie wywalając się na podłogę. –Nie możesz
mi tego zrobić, słyszysz?!
Iero wpierw zdziwił się, że do
głowy jego przyjaciela trafiły takie myśli, jednak później zdał sobie sprawę,
iż sam przecież myślał wcześniej o zeskoczeniu, a poza tym był w humorze do
podpuszczenia go i sprawdzenia do czego ten się posunie.
-Nie wiem Gee... Moje życie nie
ma sensu – jęknął sztucznie.
-Frankie, cholera, przecież masz
pracę, pasję... masz mnie!
Brunet o mało co nie wybuchnął
śmiechem; była to całkowita prawda i dostateczne powody do tego, by nie chciał
się zabijać, ale przecież nie mógł mu tak łatwo odpuścić i chciał dowiedzieć
się czegoś więcej.
-Ale nie spełniamy już ze sobą
tyle czasu Gee... Brakuje mi naszych rozmów – westchnał i pociągnął nosem.
-To może się zmienić Frankie.
Pamiętasz jak proponowałem ci, żebyśmy razem zamieszkali? To dalej aktualne! Nie
ruszaj się, już do ciebie biegnę.
Dobrze, że się rozłączył, gdyż
właśnie wtedy Frank skulił się na ziemi i zapłakał, jako że przejęcie jego
przyjaciela było nadzwyczaj śmieszne. Na opanowanie się potrzebował dobrych
kilku minut, które wystarczyły Gerardowi na znalezienie się przy jego bloku.
Pośpiesznie wdarł się na samą górę, a następnie wszedł po małej drabince na
dach. Odetchnął z ulgą, widząc Franka leżącego na plecach i wpatrującego się w
gwiazdy; nie mógł sobie wyobrazić co by się stało, gdyby go stracił. Niepewnie
podszedł bliżej i położył się obok, a wtedy Iero splótł ich palce i przekręcił
się na bok, wlepiając w niego spojrzenie swoich złotych tęczówek.
-Aż tak byś za mną tęsknił Gee? –
spytał szeptem i potarł nosem jego skroń.
-Oczywiście ty debilu – prychnął,
ściskając mocno palce Franka i spoglądając mu w oczy. –Przecież cię kocham.
-Ja ciebie też – odparł cichutko
Frank i schylił się, by pocałować Gerarda dość delikatnie i wolno, lecz z
pasją.
-Piłeś.
-Tak i to dużo – przyznał Frank,
a na potwierdzenie swoich słów dostał czkawki. –Nie wiedziałem jak zejść, więc
zadzwoniłem – zaczął się głośno śmiać, a Gerard jedynie spojrzał na niego z
politowaniem i dał lekkiego kuksańca.
-Ja się z tobą wykończę
Frankie... – westchnął Way, po czym wstał i podniósł chłopaka przerzucając go
sobie przez ramię. W drugą rękę zgarnął jego gitarę i z niemałymi trudnościami
przemieścił ich do domu, gdzie umiejscowił Iero w łóżku, a że ten ściskał go
mocno za nadgarstek nawet, gdy już zasnął, to położył się obok i przytulił się
do przyjaciela.
Przez ten mały żarcik jeszcze
mocniej docenił to, że go ma.
O boziu! :3 Jakie to było słodkie, urocze... Słodkaśno-uroczaśne :3 Ale... Mnie chciałabym żeby ktoś mi zrobił taki żarcik - chyba zawału bym dostała
OdpowiedzUsuńZły, oszukańczy, pijany Franiu '_' BU Franklin Iero BU
Według mnie miniaturki wychodzą ci nieźle ^^ Ale i tak czekam na kolejny rozdział hihi ^^ Weny!
haha, dobre :D ale żeby tak Gerdzia podpuścić? oj Franek, Franek... nieładnie xD
OdpowiedzUsuńAwww Skarbie, dedykacja dla mnie, dziękuję <3
OdpowiedzUsuńUrocze! To w stu procentach opisuje idealnie Twoją miniaturkę. I serio to pierwsza? Jest świetna! Wgl, brakowało mi Twoich Frerardów, więc zacieszam, że w końcu jest coś nowego.
Uwielbiam ich... humorki Frania po piwie są gorsze niż kobiety w ciąży XD Dzikie rozmyślania, śmiech, płacz, wyznawanie uczuć... ej no, jak ja :P
Gee był słodki tak się martwiąc :3
A ich pocałunek i wyznanie miłości było mega! Kocham <3
Masz już nam tak na długo nie znikać, bo też wejdę na dach, upiję się i zadzwonię do Ciebie...A znasz mnie już dość dobrze i wiesz, że mam czasem głupie pomysły xD
Ściskam Cię mocno^^
Oooo, Frank taki żartowniś! xD Taki kochany i pijany. :3
OdpowiedzUsuńTo było takie urocze i w ogóle cudowne i kochane i <3
Co jak co, ale takie miniaturki to ja mogę czytać! :D
Wciąż czekam na następny rozdział Destroya! [*] xD