Dedykacja dla Anonimka! Dziękuję, że w końcu ktoś wyraził jakąkolwiek opinię :) Co do opisów to postaram się o nie... I o dłuższe rozdziały.
btWay, pozdrowienia dla próbnych matur.
Rozdział 2
*Frank* wtorek, listopad 1994
Biegnę przez pola i lasy tylko po to by znaleźć się bliżej
nieba, w którym to Bóg umieścił moją gitarę. Struny wzięte prosto z anielskich
harf, gryf wyrzeźbiony z piór a pudło zrobione z chmury. Biegnę, biegnę.
Dlaczego to niebo jest tak strasznie daleko… Cholera by to wzięła. Las.. To
chyba już piąty, w którym dzisiaj jestem. Kurwa, korzeń… Co do chuja nędzy w
lesie robią korzenie. Jebane, popieprzone skurwysyny… Czy te liście się do mnie
przysuwają ? Tak. No dobrze, porozmawiam sobie z liśćmi. Odpierdolcie się ode
mnie ? Poszły. Jakie tu wszystko jest łatwe. Biegnę… Czuję się jak pieprzony
pac Man zjadające świecące kuleczki. Oo, tego to jeszcze nie było. Otóż właśnie
tuż przede mną pojawił się szlak stworzony z tych jebanych punkcików. Level up.
Góra, schody. Jak ja nienawidzę schodów. Tak, tak.. coraz bliżej i bliżej … Jak
na razie myśl o windzie przytoczyła się do mojego pustego mózgu tylko z 5 razy…
10 razy. Kulki mocy zniknęły, gdy na szczycie pojawiło się najpiękniejsze
wiosło jakie w życiu widziałem. Jeszcze chwila… Jeszcze trochę …
- Tej, gówniarzu znowu się spóźnisz!
Bum. Witaj pokoju. Witaj rzeczywistości. Witaj godzino 7.40
na moim zegarze… Kurwa mać.
Kawa. Kawa. Kawa. Kawa. Kawa. Kawaaaa kurwa.
-Tato gdzie jest kawa?
-Wyszła. Jakbyś kupił to byś miał.
Ja pierdole. Zawartość moich kieszeni: dwie kostki to gitary,
telefon starszy niż świat… Centówki! Dzięki Ci Jimi Hendrixie za te kilka monet
w tylniej kieszeni. Wprawdzie napój, który kawę przypomina tylko kolorem, ze
szkolnego automatu to czysta chemia… Ale lepsze to niż nic!
Znów biegnę. Ja wręcz zapierdalam.. Jeszcze jedno spóźnienie
i mam przejebane do końca roku. Przypominam czysto profilaktycznie, iż mamy
dopiero listopad. Jestem. Wchodzę do Sali dokładnie w chwili, gdy rozbrzmiewa
dzwonek. Stara jędza patrzy na mnie z wyrzutem. Oj nie kochanieńka… Nie udupisz
mnie tym razem. Podchodzę zdyszany do ławki na końcu Sali. Chłopak siedzący
obok mnie wręcz tarza się ze śmiechu.
-Czegoś się nawdychał skurwielu ? – zapytałem, jednocześnie
szturchając go w ramię.
-Czy nasza ślicznotka spojrzała choć przez chwilę na lustro
dziś rano ?
Hm, jakby się nad tym zastanowić to jedyne na co miałem rano
czas to szukanie kawy, która kurwa wyszła.
-Mam kosmitę na mordzie ? – spytałem, odruchowo przecierając
twarz.
-W porównaniu do tego co znajduje się na niej teraz… Myślę,
że kosmita byłby lepszym widokiem.
-No dobrze. Śmiej się póki możesz stary. Jak tylko skończy
się lekcja pójdę się ogarnąć a później dostaniesz w ten swój zakichany ryj.
-Uuu, nasz piękniś pokazuje pazurki… Ktoś tu nie wypił kawy?
-Oj chłopie, miałem tak popierdolony sen, że chyba wolałem
już śnić o tej gołej jędzy, wtedy chociaż obrzydzenie budzi mnie o dobrej
godzinie… - Na wspomnienie tego snu po prostu nie wytrzymałem i buchnąłem
śmiechem.
- Oj tak, Ty i te Twoje erotyki z naszą seksowną panią Teeds…
Ahh, Ahh, wyciągnij pierwiastek z 144 a dojdę ogierze.
To już nawet nie był śmiech, to był atak. Dlatego właśnie
uwielbiałem tego kolesia. Oto Hugh, najbardziej pojebany człowiek jakiego
kiedykolwiek poznałem.
- Mogłabym się dowiedzieć, z czego to tak śmieją się moi dwaj
ulubieńcy ?
Wytrzymasz Frank, nie zaśmiejesz się.
-Zobaczymy czy będzie wam tak do śmiechu na kartkówce z
pierwiastków pod koniec lekcji. Zakładam że zarówno pan, panie Iero jak i pan
Werth, nie rozwiążecie ani jednego zadania.
Wytrzymasz Frank, jakoś to kurwa zrobisz.
-Proszę podejść do tablicy panie Iero…
Ta, nie dość, że podobno moja twarz wygląda gorzej niż po
inwazji obcych, mam jeszcze podejść bliżej tej starej, cuchnącej baby… Jedyną
dobrą rzeczą było to, że uśmiech od razu zniknął mojej twarzy. Na szczęście Hugh też się już
nie śmiał. Kolejny pozytyw na temat mojego kumpla, wiedział po prostu kiedy
przestać. Nie wiem dlaczego tak wolno podchodziłem na wyznaczone miejsce, może
byłem na tyle głupi, że liczyłem na koniec lekcji, która zaczęła się 5 minut
temu. Wziąłem kredę do ręki i czekałem na skazanie.
-Proszę wyciągnąć pierwiastek z 144…
WYTRZYMAJ, KURWA WYTRZYMAJ…
Wtedy to właśnie stało się to, czego najbardziej się
obawiałem.
-Lepiej nie bo dojdzie…- Hugh, Hugh… Popaprany skurwiel.
Nie wytrzymałem. Gdyby podtrzymać tematykę całej tej sytuacji
to można by stwierdzić, że razem z Hugh doszliśmy do czegoś zwanego przez nas
‘WENŚ’ innymi słowami ‘Wybuchowa Erekcja Niekontrolowanego Śmiechu’.
-Werth, Iero … Do dyrektora, natychmiast !
Zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie powinniśmy mieć
lekcji w tym sympatycznym gabinecie. Razem z Hugh na pewno spędziliśmy tam
jak dotąd więcej czasu niż na lekcjach
matematyki. Gdy tylko znaleźliśmy się w sekretariacie Dyrektor od razu zaprosił
nas do środka. Oj dobrze były mu już znane nasze sympatyczne twarzyczki… No,
przynajmniej moja była sympatyczna. Na twarzy Pranera nie było widać ani trochę
radości. Pierwszy raz widziałem go aż tak wkurwionego.
- Mamy kurwa przejebane stary, miło było Cię znać – szepnąłem
do Hugh widząc, że on również zarejestrował zmiany jakie zaszły w naszym dyrku
od ostatniego czasu kiedy go widzieliśmy… kiedy to było … No tak, Hugh trafił
tu po czwartkowym wfie kiedy to ‘przypadkiem’ trafił do szatni dziewczyn… Ja
byłem tu jeszcze w piątek, po tym jak wyzwałem naszego biologa od pierdolonych
sadystów. Jaki zdrowy psychicznie człowiek daje jebanym trzynastolatkom kroić
żywe jeszcze żaby? Poprzedzając wasze pytanie, nie, nie jestem kurwa żadnym
impulsywnym dzieckiem, ADHD też nie mam. Tak, miałem badania… Na zlecenie tej
popierdolonej, starej, śmierdzącej, odrażającej, podniecającej się
pierwiastkami szma…
-Panowie…- Da Bum, nie jesteśmy już ‘chłopcami’ jak zawsze,
ciekawie- Cóż mam wam powiedzieć, nie mam pojęcia co mogę z wami zrobić.
Jesteście największymi chuliganami w mojej szkole… Zaraz Ci zerwę ten chytry
uśmieszek z twarzy Iero.- Zaajebiście moi drodzy…- Do końca semestru zastały 4
miesiące, przez cały ten czas, po lekcjach będziecie chodzić do szkoły
licealnej, tu naprzeciwko, pomagać w organizacji warsztatów dla dzieci. Nie
obchodzi mnie wasze zdanie na ten temat. Jeśli choć raz nie zjawicie się na
miejsce tuż po zakończeniu waszych zajęć zostaniecie zawieszeni. Obowiązuje was
to od następnego tygodnia. A teraz żegnam.
Wyszliśmy wraz z dźwiękiem dzwonka wołającego na przerwę.
-Ty, opuściła nas przynajmniej kartkówka z matmy…- Hugh, czy
go tam przed chwilą nie było ? Nie słyszał tego, że przez jebane 4 miechy mamy
zajmować się jakimiś szczylami ?
-Ja pierdole Hugh, naprawdę ani trochę nie rusza Cię wizja
codziennych warsztatów z jakimiś niedojdami, które nie są w stanie nad sobą
zapanować ?
-Wiesz, może z początku… Z drugiej strony jednak – panie i
panowie oto Hugh, koleś z pozytywnym spojrzeniem nawet na takie gówno- z pewnością nie będziemy siedzieć tam sami,
czytaj możliwe że będą tam też jakieś panienki a one lecą na takich miłych
kolesi, którzy zajmują się biednymi bachorkami. Pomijając sam fakt, że będziemy
mogli się z nich naśmiewać ile tylko wlezie i nic więcej nie będą w stanie nam
zrobić bo udupili nas już prawie na amen… Frankie, mam do Ciebie prośbę…
-Tia ?
- Idź do łazienki i ogarnij w końcu ten swój zaspany ryj.
Nie odpowiadając ruszyłem w stronę łazienki. Sytuacja z
gabinetu przytłoczyła mnie do tego stopnia, że nie byłem nawet w stanie puścić
pięknej wiązanki przekleństw, gdy zobaczyłem że słowa Hugh były prawdą… Jimi,
Jimi.. jak Ty mogłeś na to pozwolić.
Gdy wyszedłem było już dawno po dzwonku na lekcje. Zauważyłem
że mój przyjaciel czekał na mnie oparty o ścianę naprzeciwko łazienki. Obok
niego na ziemi leżała moja torba i jego plecak.
- Chodź, muszę to wszystko odreagować stary. – Rzuciłem do
niego, a on jak przystało na wiernego towarzysza broni nie zadając żadnych
pytań wyszedł razem ze mną.
Powietrze było chłodne. Zbierało się na deszcz. My mieliśmy
to wszystko w dupie. Przeszliśmy trzy przecznice i już znaleźliśmy się w
miejscu, które od dawna już nazywaliśmy naszym własnym. Przeszliśmy przez stare
okno i wdrapaliśmy się na strych, gdzie stał materac, przenośna lodówka na klucz oraz cały
zapas napojów alkoholowych, które razem z Hugh zbieraliśmy zawsze na czarną
godzinę. Od piwa, przez wódkę i tanie winiacze aż po upragnione tak przeze mnie
whisky. Usiedliśmy na materacu który mieścił się tuż obok ogromniej dziury w
ścianie. Widok był niesamowity… Newark, New Jersey. Moje miasto, mój stan
umysłu.
Dochodziła 10, gdy otworzyliśmy nową paczkę papierosów i
odpaliliśmy po pierwszej szludze, odkręciliśmy butelkę Jacka Danielsa, i
oddaliśmy się w wir naszej wyobraźni…
,, Kawa. Kawa. Kawa. Kawa. Kawa. Kawaaaa kurwa."
OdpowiedzUsuńRozjebalas mnie tym xD
Dziekuuuje za dedykacje, nie czje czemu ludzie ni nie pisza :/
Ruszyc dupy!!
Rozdzial fajny, ciekawa jestem czy bedziesz uzywac wszystkich chlopakow. Swoja droga..to moze jest Frikey ? Okresl sie prosze :)
Zastanawia mnie tez zakladka 'Chaty' ..intrygujace !! Dodawaj je bo zakladam ze bedzie to cos czego jeszcze nie widzialam.
Pisz dalej bo zaczynam cie uwielbiac xD