piątek, 6 grudnia 2013

Mikołajki


‘Drogi Mikołaju.

Proszę Cię kurwa o to, byś dał mi w końcu coś o co Cię staruszku prosić mógłbym. Trochę pogmatwane, ale myślę że Twój mały mózg i wielki brzuch będą w stanie to ogarnąć.

Pozdrawiam, Gerard.’

Ten jakże piękny i oryginalny list świąteczny płonął właśnie w popielniczce. Głupie dzieci wysyłają je na niestworzone adresy, dorośli zaś spalają je w przerwie między papierosami. Natłok sztucznej radości i czerwoności nastąpi za niecałą dobę. Tyle uśmiechniętych dzieci, tyle beznadziejnych prezentów! Tylu czerwonych palantów pałętających się po ulicy i naciągających Cię na różne badziewia! Niech żyją Mikołajki!

Gdy tylko moje żałosne wypociny zostały doszczętnie spalone odszedłem od stołu. Nie kłopotałem się nawet wyrzuceniem prochów. Usiadłem w zamszowym fotelu i włączyłem telewizor.

-Ho, ho, ho Wesołych Świąt!

Dalej.

-Ty też możesz być Mikołajem! Wystarczy, że wyślesz SMS…

Dalej.

-Ja chciałbym dostać od Mikołaja braciszka! Albo może lepiej siostrzyczkę, bo przecież chłopcy są tacy głupi…

O, to może okazać się ciekawe. ‘Chciałabym braciszka’. Też to przerabiałem. Miałem zaledwie trzy lata a już byłem na tyle zdolny by sprawić, że rodzice zaszaleli na sylwestra. Wystarczyło pójść spać tuż po fajerwerkach, a dziewięć miesięcy później przyszło na świat takie rozwrzeszczane stworzonko. Wtedy Mikołaj posłuchał mnie po raz ostatni. Później zwracał uwagę już tylko na tego człowieczka, powstałego dziesiątego września. Jak tu wierzyć w Mikołaja? Gdzie był, gdy życzyłem sobie, by jednak nie pozwolili mi się wyprowadzić? Gdzie był, gdy nawet nie zadzwonili na ostatnie święta? Te poprzednie z resztą też. A co tam! Kto by się przejmował jakimś pierniczonym odludkiem?

-To już tyle na dziś! Lepiej mknijcie już do łóżka, bo inaczej Mikołaj przestraszy się zapalonych świateł i nie odwiedzi waszego domu!

No i kurwa! Ten człowiek właśnie rozwiązał mój życiowy problem! To dlatego ten stary idiota tu nie przychodzi! Przykro mi ale nie zamierzam zmieniać trybu życia do jakiegoś tchórzliwego włamywacza. Bycie nocnym markiem jest dobre dla artystów. Ciemność za oknami i wewnętrzna samotność doskonale pasują do mrocznych wizji mojego umysłu. Właśnie! Czas zabrać się za coś prymitywnie pożytecznego. Udałem się do mojego małego studia malarsko-twórczego. Niech Picasso błogosławi kobietę, która wynajmuje mi mieszkanie w zamian za dostarczanie jej dwóch malunków każdego miesiąca. Kto by pomyślał, że tacy dobrzy ludzie  chodzą po tym świecie? Znalazłem się w małym pomieszczeniu, cuchnącym klejem i farbą. Ściany pomalowane były na szaro, to znaczy, pierwotnie były całe pokryte tym kolorem. Teraz na każdym skrawku widniały kleksy. Mieszanina farb, którą tworzyłem przez wszystkie te lata. Po co używać palety skoro dookoła mam tyle wolnego miejsca na ścianach? Stanąłem przed świeżo rozpoczętym obrazem. Postanowiłem, że z okazji Mikołajek podaruję pani Iero jej własny portret. Na pewno się ucieszy! Chwyciłem za najbliższy pędzel i zamoczyłem go we flakoniku z brązową farbą. Jej kolor był wystarczająco dobry, więc ściana nie zdobyła kolejnego kleksa do swej ogromnej kolekcji. Malowałem właśnie włosy tej przemiłej kobiety. Były całkiem długie, kręcone. Kilka kosmyków opadało na jej twarz, którą namalowałem już wczorajszej nocy. Kobieta była już w kwiecie wieku, więc jej oblicze pokryte było licznymi zmarszczkami. Wiele czasu zajęło mi przedstawienie jej oczu. Te zielone okręgi zawsze wypełnione były troską i radością. Mam nadzieję, że choć trochę udało mi się to oddać na płótnie. Jej usta, oczywiście wykrzywione w szerokim uśmiechu, sprawiały że przez samo patrzenie na obraz ja również się uśmiechałem. Ta kobieta była naprawdę niesamowita. Jakby zastąpiła mi matkę tuż po tym jak moje moja własna mnie opuściła. Mieszkała tuż nade mną, samotnie. Nie raz przesiadywałem u niej przez długie godziny i to nie dlatego, że chciałem się przymilić by wciąż pozwalała mi tu mieszkać. Robiłem to dlatego, że ta kobieta doskonale mnie rozumiała. Znajdowała się w bardzo podobnej sytuacji. Jej mąż zostawił ją już dawno temu, gdy tylko dowiedział się że kobieta jest w ciąży. Dziwne… Jak się jest małżeństwem, to chyba normalne że chce się zrobić dzieci, czyż nie? Osobiście chyba nigdy nie będzie mi dane tego rozważyć ze względu na brak możliwości posiadania dzieci, spowodowany przez moją zajebistą orientację. A co się stało z synem? Zostawił ją. Jebany skurwiel. Ta kobieta tyle poświęciła, żeby go wychować. Poza tym, mogę się założyć że takich idiotów rodzi się trudniej niż zwykłe dzieci! Pewnie cierpiała przez długie godziny! A ten jeździ sobie po świecie. Podróżnik pierdolony.

Nie znam go, a pani Iero zapewnia mnie, że jest dumna z synalka i ma z nim częsty kontakt… Ale to nie znaczy, że on jej nie zaniedbuje!

Było jakoś koło dziesiątej, gdy skończyłem malować włosy i zabrałem się za ostatnią część malowidła. Postanowiłem skończyć to dzisiaj i szybko położyć się spać, co nie było w moim zwyczaju normalne, by móc zaskoczyć ją z samego rana. Cały czas śmiałem się na scenariusze tej sceny w mojej głowie. Ja, pukający do drzwi z ogromnym bananem na twarzy, wrzeszczący ‘Mikołaj przyszedł!’. Ja, podkładający obraz pod drzwi kobiety z doczepioną karteczką ‘Od Mikołaja!’. No dobrze, może i mam czerwone włosy… Ale nie przypominam starucha w żadnym calu! Jestem raczej szczupły, nie raz lud posądzał mnie nawet o anoreksję. Też mi coś! Przecie wpierdalam za co najmniej pięciu. Poza tym, jestem z natury blady, a każdy rysunek przedstawia starucha z ogromnymi rumieńcami na twarzy. Co więcej! ‘Starucha’! Przecie mam dopiero trzydziestkę, to nie tak znowu dużo… Prawda?

Nie minęła godziny, gdy całe tło było pokryte pomarańczowym kolorem. Przyjrzałem się dokładnie obrazowi. Był już skończony, doskonały w każdym calu. Muszę przyznać, że odwaliłem całkiem niezłą robotę. Wyglądała prawie jak żywa! Nie mogę się doczekać by zobaczyć jej minę na widok swojego portretu. Pozostawiając farby w otwartych flakonikach, nie kłopocząc się namoczeniem pędzli, wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się wprost do sypialni. Mieszkanie, które wynajmowałem, było naprawdę duże. Znajdowało się tu pięć pomieszczeń, które zajmowane były przez kuchnię, łazienkę, pracownię, duży salon i sypialnię. Gdy się tu wprowadziłem, całe to miejsce było puste, ściany pomalowane były na biało. Podobno pani Iero kupiła zarówno to, jak i swoje mieszkanie tuż po tym jak je wybudowano. Miejsce, należące aktualnie do mnie, chciała przeznaczyć dla swojego syna jednak, gdy ten postanowił podróżować po świecie, postanowiła je wynająć. Może to jednak dobrze, że ten skurwiel wybrał życie turysty? Swoją drogą, to jestem ciekaw co stałoby się, gdyby nagle postanowił wrócić.

Przemierzałem właśnie salon, z którego można było dostać się bezpośrednio do sypialni. Nie znajdowało się w nim dużo rzeczy. Zamszowy fotel, kanapa pokryta tym samym materiałem, telewizor oraz mały stolik do kawy. Ściany tego pomieszczenia umalowane były na czerwono. Nie był to jednak jego jaskrawy odcień, bardziej ciemny jak czereśnie. Oprócz wejściowych, w moim mieszkaniu nie znajdowały się żadne drzwi. Można powiedzieć, że pokoje łączone były jedynie ‘dziurami’ w ścianach. Znalazłem się w sypialni. Ubóstwiam to miejsce. Jakbym mógł wybrać pomieszczenie, w którym miałbym spędzić resztę mojego życia, z pewnością była by to właśnie ta sypialnia. Mroczny nastrój w niej panujący, wieża stereo zawierająca moją ulubioną składankę utworów, aż wreszcie ogromne łóżko, które zajmowało prawie całą powierzchnię… Po prostu raj na ziemi! Pani Iero dziwiła się, że pomalowałem ściany na czarno. Była ona nota bene jedyną osobą, która odwiedzała mój dom. Nie to że nie mam żadnych przyjaciół! Mam, i to nawet sporo! Ale jakoś nigdy nie chciałem się chwalić moim osobistym królestwem. Jest tylko moje i już! Nie potrzeba mi nikogo by osądzał, czy jest urządzone w dobrym stylu lub czy kolory się ze sobą nie gryzą. Ono jest urządzone w moim stylu! Gerard style, kurwa!

Zsunąłem spodnie pozostawiając jedynie w bokserkach i luźniej koszulce, którą nosiłem cały dzień. A po cóż to znowu miałbym się przebierać? Nikogo tu nie ma. Nikt mi nie powie, że śmierdzę!  Oczywiście pachnę doskonale, jak zawsze. Opadłem zmęczony na łóżko, zastanawiając się jak malowanie i oglądanie telewizji mogło w tak skuteczny sposób wyssać ze mnie całą energie. Przytuliłem się do poduszki (tak wiem, że akcje tego typu są kompletnie żałosne) i wyobraziłem sobie, że ściskam kogoś, komu na mnie zależy. Kogoś, kto ucałował by mnie do snu. Kogoś kto byłby ze mną rano, gdy się obudzę. Zastanawiam się kim byłby ten ‘ktoś’. Z pewnością byłby to mężczyzna, który cenił by to co robię, kochał moje wady i zalety… No dobrze, co mi szkodzi?

Drogi Mikołaju, ześlij mi takiego kogoś!

Otwieram oczy i witam kolejny dzień. O dziwo czuję się wspaniale. Wyspałem się, w mojej głowie nie zrodziły się żadne wizje tragicznego końca świata ani innych ekscesów. Mimowolnie na mej twarzy widniał uśmiech. Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem po moim małym królestwie. Wszystko było takie same jak w nocy…

A czego się spodziewałem? Seksownego, umięśnionego faceta w samej bieliźnie i mikołajowej czapce? Na dobrą sprawę, obie te rzeczy nie pozostały by na nim długo… No, może czapka!

Podniosłem się ociężale i skierowałem w stronę odtwarzacza. Gdy tylko z głośników, rozstawionych w każdym kącie pomieszczenia, zaczęły wydobywać się przyjemne dźwięki zabrałem się za ścielenie łóżka. Co jak co, ale nie można mi zarzucić że jestem bałaganiarzem. Mieszkanie znajduje się w pięknym porządku! No, może poza pracownią… kuchnią i łazienką. Tam panuje nieład artystyczny. Toż to przecież normalne, skoro jestem artystą! Jestem?

Gdy łóżko zasłane było przykryciem, a na wierzchu ułożone były poduszki, skierowałem się do kuchni. Rytuałem każdego dnia jest poranna kawa. Choćby świat się walił, a zajęcia zaczynały za pięć minut! Kawa jest świętością, bóstwem i nałogiem, najpiękniejszym na świecie! Sam zapach budził we mnie pozytywne emocje, a co dopiero smak… Zajebistość na najwyższym poziomie zajebistości!

Trzymając kubek, zawierający prawie pół litra niebiańskiego napoju skierowałem się do pracowni by jeszcze raz spojrzeć na portret pani Iero. Po mieszkaniu wciąż roznosiła się muzyka, a ja nie mogłem doczekać się momentu wręczenia prezentu. Ciekawe czy ja coś od niej dostanę? Aj Gerard, Ty egoistyczny chuju. Przestałem tak przez około dwie piosenki rozkoszując się smakiem i zapachem kawy, dźwiękiem muzyki oraz widokiem namalowanej pani Iero. Cóż za uczta dla zmysłów! Niezaspokojony zostaje jedynie dotyk. Chyba zacznę traktować ciepło emitowane przez kubek jako przyjemność dla palców. Ach, jakim cudem doszło do tego, że kawa zastępuje mi jakiegoś przystojniaka, który ściskałby moją dłoń… Lub ewentualnie coś innego.

Gdy tylko ostatni łyk znalazł się w moim przełyku udałem się do łazienki. Po drodze zostawiłem kubek na szafce między pracownią a salonem. Ściągnąłem koszulkę i wpakowałem ją do pralki, gdzie już po chwili znajdowała się także moja bielizna. Odłożyłem wisiorek i pieszczochę na półkę wiszącą nad umywalką i skierowałem się pod prysznic. Dokładnie wyszorowałem całe ciało i umyłem włosy. Czerwona farba powoli kończyła już współpracę z moją czupryną, przerzucała się na swawolne spływanie z nurtem wody w stronę spływu. Niedługo będzie trzeba zafarbować się na nowo. Może tym razem wybiorę inny kolor? Może czarny? Lub po prostu wrócę do naturalnego brązu? Zobaczymy, gdy czerwień całkowicie mnie opuści. Jak na razie zakręciłem kurki i wyszedłem z brodzika. Uwinąłem się starannie ręcznikiem, zakrywając się od pasa w dół. Stanąłem przed umywalką, przecierając lustro, które pokryło się parą. Gdy już byłem w stanie dojrzeć swe odbicie pogładziłem policzki z ulgą stwierdzając, że czas golenia jeszcze nie zastał. Wyciągnąłem fioletową szczoteczkę ze szklanki i nałożyłem na nią odrobinę pasty do zębów. Zawsze kupuję taką dla dzieci, o smaku truskawek! Nie to, żeby, kiedykolwiek próbował ją jeść.

Ze świeżo wyszczotkowanymi zębami i niedbale wysuszonymi kłakami udałem się do salonu w celu zadania sobie pytania, które stawiało przed człowiekiem problem na skalę światową… W co się dziś ubiorę?! Otworzyłem szafę, tak na dobry początek. Wybrałem czarne bokserki, to znaczy, nie mam zbyt dużego wybory jeśli chodzi o bieliznę, bo praktycznie wszystkie komplety moich gatek są w tym kolorze. Taka sama sytuacja malowała się w szufladzie zawierającej skarpetki. Przejdźmy do spodni… Do pani Iero udam się zapewne w granatowych trampkach, więc para czerwonych powinna pasować jak ulał. Wybór koszulki to coś, czego nie można od tak przejść. Dlatego też odszedłem na chwilę od szafy i naciągnąłem na siebie wybrane wcześniej rzeczy. To mi się przytyło, czy to te spodnie skurczyły się w praniu? Odniosłem ręcznik spowrotem do łazienki i zabrałem się za ogarnianie włosów. Przedziałek , jak zwykle, zaczesałem na prawą stronę i lekko natapirowałem długą grzywkę. Ludzie posądzają mnie o godziny spędzane przed lustrem, w rzeczywistości zajmuje mi to zaledwie dziesięć minut. Wróciłem pod mebel płaczu otwierając skrzydło odpowiedzialne ze górne odzienie. Większość nagromadzonych tu koszulek jest czarna. Na dobrą sprawę ten kolor będzie ładnie komponował się z czerwienią włosów i spodni. To zmniejszyło zasięg wyboru o jakąś jedną ósmą. Niesamowity postęp. Skoro na nogach będę miał granatowe buty, przydała by się koszulka z takimi akcentami. O! Tu Cię mam koszulko z czerwonym napisem PINK i granatowym FLOYD!  Wygląda na wcześniej wyprasowaną… Cóż za rarytas! Nieśpiesznie nałożyłem ją na siebie i spojrzałem na odbicie w lustrze, wiszącym na drzwiach szafy. Jest git, mogę wyjść do świata. W tym przypadku oznacza to jedynie przejście przez klatkę schodową, odwiedzić kobietę, która stwierdziłaby że wyglądam wspaniale nawet jakbym dopiero co wstał z łóżka, ale to nie znaczy, że nie mogę się wystroić! Pani Iero zasługiwała na to, bym dobrze wyglądał w jej towarzystwie. Takiej kobiecie trzeba okazać szacunek!

Skierowałem się do studia by wziąć obraz i już po chwili, zamykając drzwi na klucz, zmierzałem w jego towarzystwie w górę po schodach. Korytarz był jak zwykle pusty, przesiąknięty zapachem dymu papierosowego, co wcale nie ułatwiało mi rzucania tego cholernego nałogu. Kawa jest moim jedynym uzależnieniem! Swoją drogą… Zapaliłbym sobie.

Na szczęście w tym samym momencie, gdy do mojego umysłu zaczęły przybywać kuszące myśli, znalazłem się pod drzwiami prowadzącymi do mieszkania pani Iero. Zastukałem dwa razy i z uśmiechem psychopatycznego zabójcy czekałem na odzew z drugiej strony. Nie minęło dużo czasu kiedy w przejściu pojawiła się moja sąsiadka. Uniosłem wyżej podarunek, sprawiając że prawie w całości mnie zasłaniał. Nie byłem w stanie dostrzec jej reakcji, jednak sądząc po szczęściu, przeradzającemu się iście we wzruszenie, które mogłem dosłyszeć wnioskowałem, że spodobał jej się prezent. Opuściłem go z powrotem w dół, opierając spód o trampki. Niemalże perfekcyjnie rozpoznałem zachowanie pani Iero. Na jej twarzy malowało się wzruszenie, szczęście i duma. Duma… Nikt jeszcze nie patrzył na mnie w ten sposób…

-Mikołaj przyszedł… - powiedziałem cicho, mało co nie wybuchając śmiechem z prymitywności mojego zachowania. Po policzku kobiety potoczyła się drobna łza, przez co poczułem się jeszcze bardziej doceniony a ciepło na moich policzkach zaczęło niemalże parzyć skórę.

-To jest takie piękne Gerardzie.- Całkiem poważny ton, którego nie słyszałem w jej głosie od wieków. Przypuszczałem, że spodoba jej się podarunek jednak nigdy nie przewidziałbym aż takiej reakcji. Utrzymując obraz w lewej ręce podszedłem  bliżej i uścisnąłem kobietę jak najmocniej tylko mogłem. Pani Iero momentalnie przytuliła mnie do siebie, lekko podśmiechując.  Po chwili odsunęliśmy się od siebie.

-Mamo, wszystko w porządku?! – krzyk wydobył się z wnętrza mieszkania. Stanąłem jak wryty, wpatrując się z niedowierzaniem w przestrzeń znajdującą się za otwartymi drzwiami. Pani Iero wyjęła obraz z mojej dłoni i po chwili mocno ją ścisnęła jednocześnie wprowadzając mnie do środka.

-Chodź Gerard, muszę Ci kogoś przedstawić. – Jej oczy błyszczały tak, jakby miała mi wyjawić przepis na jakieś tajne ciasteczka z magicznymi składnikami. Mam niestety wrażenie, że ktoś, kogo chce mi przedstawić, nie będzie nadawał się do zjedzenia i zapewne nie będzie słodki. Jak mniemam, to synek marnotrawny postanowił w końcu odwiedzić własną matkę. Jebany podróżnik, wspominałem już o tym? Moje myśli hulały sobie gdzieś daleko, podczas gdy pani Iero ciągnęła mnie przez przedpokój w prostu do salonu. Zatrzymałem się w przejściu, powodując tym samym oswobodzenie własnej ręki. Na skórzanej kanapie, dokładnie w miejscu które zajmowane było najczęściej przez mój szanowny, opięty czerwonymi rurkami tyłek, siedział facet. Facet powiedziałem!

-Gerardzie, poznaj mojego syna. – Powiedziała moja sąsiadka niemalże podskakując ze szczęścia. Wiele razy mówiła mi o tym jak bardzo chciała bym poznał jej pierworodnego. Cóż za wiekopomna chwila! Jednak dobrze, że tak się wyszykowałem. Nie zdziwiłbym się, gdyby z całej tej ekscytacji miotającej całym ciałem, pani Iero skierowałaby się po aparat by uwiecznić ten moment. Uściśnięcie dłoni… Muszę skurwielowi pokazać, że mam silny uścisk. Niech wie, że jestem twardy! Po co to nie wiem… Ale muszę mu pokazać! Nie żebym był jakiś specjalnie nie miły, ale ten chłopak budzi we mnie masę burzliwych uczuć.

 Sposób w jaki podniósł się z kanapy… Ociężale, jakby przed chwilą dźwigał masę worków z piaskiem. Nie podpierał się jednak dłońmi. Skubany musi mieć umięśnione nogi, zapewne od łażenia po wszystkich tych miejscach, które zwiedził. Podróżnik jebany.

 Sposób w jaki do mnie podszedł… Pewnym siebie krokiem skierował się w moją stronę, próbując od razy nawiązać kontakt wzrokowy. Oj nie, nie… Twoje oczęta mnie jak na razie nie interesują. Skupiłem się na jego stopach, odzianych w czerwone skarpetki. Szare spodnie sięgały prawie do ziemi, a ich końcówki były pozdzierane. Po chwili zorientowałem się, że są to rurki, bo dokładnie  opinały jego łydki. Spore dziury odsłaniały kolana, a przy górnych krawędziach pozaczepiane były agrafki.

Cóż za anarchista!

Podążałem dalej, posłusznie studiując jego ciało. Chcąc, nie chcąc spojrzałem w okolice krocza. Doprawdy nie wiem jak bardzo złe siły mną miotały, gdy oblizałem usta. Cóż mogę poradzić na to, że jestem gejem a prezentujący się przede mną mężczyzna jest całkiem seksowny, co można było stwierdzić oceniając same spodnie i skarpetki. Górną część jego ciała osłaniała luźna koszula w czarno-czerwoną kratę. Jedna ręka wisiała swobodnie, podczas gdy druga wyciągnięta była w moją stronę. Na jej nadgarstku dostrzegłem pieszczochę, która natychmiastowo przypomniała mi o tym, że swoją zostawiłem na szafce w łazience. Wracając do dłoni pana seksownego. Jej paznokcie były pokryte prawie całkowicie zdartym, czarnym lakierem co przyprawiło mnie o nie małe zdziwienie.

Uścisnąłem ją mocno i wreszcie skierowałem swój wzrok na jego twarz. Mimowolnie odwzajemniłem jego radosny uśmiech. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę były oczy. Kolorem nie były zbliżone do zielonych tęczówek pani Iero, ale zawierały ten sam błysk. Można było wręcz utonąć w tych brązowych okręgach. Zdawały się być niemalże złote tuż przy źrenicach. Nabierały ciemniejszych barw w miarę oddalania się od czarnych punkcików… Jego oczy były podobne do jednego z kleksów w mojej pracowni.

Czoło zakryte było czarnymi kosmykami przydługiej grzywki. Reszta włosów była krótka, naprawdę dobrze dopasowana fryzura. Dokładnie podkreślała kształt jego twarzy. Z kłaków przerzuciłem się na uszy, które przykuwały dość sporą uwagę, przez znajdujące się w nich tunele. Pasowały do niego. Wracając do twarzy! Jego zgrabny nosek i dolna warga przekłute były srebrnymi kółkami. Pomimo faktu iż nienawidziłem igieł jak indyk Święta Dziękczynienia, jego kolczyki strasznie mi się spodobały. Znów oblizałem wargi, podczas przyglądania się uśmiechowi pana seksownego. Nie wierzę, że dzieją się takie rzeczy! Przecie to zło wcielone! Zostawiające matkę samotną przez długie miesiące!

Może jednak nazwa ‘pan seksowny’ pasuje bardziej niż ‘podróżnik jebany’ ?

-Miło Cię poznać, jestem Frank. – O, usta w które wciąż się wpatrywałem wydobyły z siebie jakieś dźwięki.  Uśmiechnąłem się lekko.

-Przyjemność po mojej stronie… - Kurwa no! Naprawdę chciałem wypowiedzieć to normalnym tonem a w rzeczywistości zabrzmiało to jak klasyczny flirt. Trudno się mówi!

Czy on właśnie przegryzł lekko swoją wargę spoglądając w moje oczy?

-Napijesz się czegoś Gerard? – pani Iero jak rasowy bohater wyswobodziła mój umysł z brudnych myśli.

-Nie dziękuję.

Po chwili i tak wróciła z kuchni niosąc kubek ciepłej kawy. Usiadła na fotelu podczas gdy ja z panem seksownym, lub po prostu Frankiem, usadowiliśmy się na kanapie.

Im dłużej siedziałem w mieszkaniu Iero, tym bardziej orientowałem się w wysokim stopniu mojego popierdolenia.

Siedziałem tam już od co najmniej dwóch czy trzech godzin. Oglądaliśmy telewizję, rozmawialiśmy ‘parami’, rozumiejąc przez to konwersacje prowadzone między matką a synem lub mną a sąsiadką. Nie potrafiłem nawiązać kontaktu z panem seksownym… Frankiem! Nie było to jednak spowodowane tym, że nie mieliśmy wspólnych tematów. Wnioskując po tym, o czym rozmawiał z matką, dogadywalibyśmy się w miarę dobrze… Gdyby nie fakt, że bałem się odezwać by nie wyjść na idiotę w oczach Franka… Pana seksownego. On nie próbował nawet nawiązać jakiegokolwiek kontaktu, a moje myśli stawały się coraz to brudniejsze.

-No dobrze, to na jak długo zostajesz? – spytała nagle pani Iero. Szczerze powiedziawszy mnie także to zastanawiało.

-Myślę, że zostanę już na dobre.

-Oh… - wymknęło mi się przypadkowo. Przecież jego powrót oznacza wwalenie mnie z mieszkania. Poczułem na sobie wzrok zarówno pani Iero jak i jej syna.

-Nie martw się. Rozmawiałem już z mamą i wiem jaki macie układ. Z pewnością nie zamierzam wywalić Cię z mieszkania. – odetchnąłem z ulgą – Przeglądałem już kilka ofert, jak na razie zostanę o tutaj… Nie masz nic przeciwko, prawda mamusiu? – Skierował swój wzrok na matkę i obdarzył ją cudownym uśmiechem.

-Ależ oczywiście synku!

Chociaż była to ostatnia rzecz o jakiej chciałem myśleć, ta dwójka przypomniała mi o własnej matce. Posmutniałem momentalnie i skupiłem się na oglądaniu telewizji.

Kiedy na ekranie rozpoczęły się wieczorne wiadomości uświadomiłem sobie, że spędziłem tu cały dzień. Oczywiście nie przeznaczyłem całego czasu na rozmyślanie o swojej tragicznej sytuacji rodzinnej! Większość czasu najzwyczajniej w świecie przyglądałem się panu seksownemu. Od jakiejś godziny wydawał mi się być najnormalniej w świecie pociągający. Obserwowałem jego klatkę piersiową, nogi, ręce, usta… Na które najchętniej rzuciłbym się natychmiastowo, gdyby nie fakt, że pani Iero siedziała tuż obok nas. Nie obchodziło mnie nawet to, że oboje mogli zorientować się, że przyglądam się Frankowi.

Kiedy wizje w mojej głowie doprowadziły mnie niemalże do erekcji stwierdziłem, że czas się zbierać. Wyprzedziła mnie jednak właścicielka.

-Dobrze chłopcy, powoli będę was opuszczać. Wy, młodzi możecie siedzieć do późna jednak taka staruszka, jak ja potrzebuje odpoczynku. – podniosła się z fotela i ucałowała nasze czoła. Udała się do sypialni.

- Tak właściwie, to ja też będę się zbierał. Trzeba w końcu wrócić do siebie. – Musiałem to zrobić. Nie mogłem obiecać sobie, że nie rzucę się na pana seksownego w chwili, gdy usłyszę że pani Iero spokojnie śpi.

-Też mnie zostawiasz?- spojrzał mi prosto w oczy, przez co nie mogłem powstrzymać zdania nasuwającego się na język.

-Jak chcesz, to możesz iść ze mną… - No co? Sam się prosi o prawdopodobne zgwałcenie! Chyba, że on właśnie chciał być zgwałconym…

-Pewnie, że tak! – Mikołaju uchowaj, żeby nie czytał w myślach. Sam ledwo co dałem radę nie wybuchnąć śmiechem na ten tragiczny zbieg okoliczności.

Po kilkunastu minutach znajdowaliśmy się już przed moimi drzwiami. Otworzyłem je szybko i zaprosiłem pana seksownego do środka. Dziwiłem się samemu sobie… Przecież tu nikt nie ma wstępu! Nawet przyjaciele, których znam od lat. Wygląda na to, że mam jakąś słabość wobec rodziny Iero.

Pan seksowny zdjął buty, układając je pod ścianą i skierował się w głąb mieszkania. Nie miałem mu tego za złe, jednak dziwiła mnie jego pewność siebie.

-Całkiem zmieniłeś to miejsce! – rozglądał się naokoło jak małe dziecko, które trafiło do Disneylandu.

-Cóż, musiałem. Początkowa biel sprawiała, że czułem się tu jak…

- W wariatkowie.- dokończyliśmy wspólnie, co sprawiło że oboje się roześmialiśmy.

-Naprawdę wspaniale je urządziłeś. – Skierował się wprost w stronę studia. Nie zdążyłem go zatrzymać, wszedł do środka. –O kurwa… - w jego głosie usłyszałem zachwyt, co sprawiło że stanąłem jak wryty w przejściu. Spokojnie patrzyłem jak pan seksowny ogląda moje prace. Nikt ich nie widział, nawet pani Iero nie miała wstępu do tego pomieszczenia. – Gerard, one są wspaniałe…

-Chcesz coś do picia? – spanikowałem, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Pan seksowny chwalący moje rysunki nie działał zbyt dobrze na stan mojego umysłu. Podszedł do mnie… Za blisko.

-Nie krępuj się. – powiedział poważnym tonem, spoglądając w moje zakłopotane oczy.

-O co Ci chodzi?

-Myślisz, że nie widziałem jak się na mnie patrzysz przez cały dzień? – poczułem ciepło momentalnie wpływające na moje policzki. Cicho się roześmiał i przysunął na tyle blisko, by jego usta znajdowały się tuż przy moim uchu. – Nie krępuj się… - wyszeptał, powodując u mnie lekkie dreszcze.

Skoro mam pozwolenie…

Od razu wpiłem się w jego szyję. Zaatakowałbym każdą inną część ciała którą miałbym akurat w okolicy ust. Po chwili zorientowałem się, że pan seksowny okazał się równie niewyżyty co ja. Poczułem jak mocno ściska mój pośladek, drugą rękę kierując pod koszulkę. Przechylił głowę tak, by nasze wargi się spotkały.

Sądząc po ekstazie jaka ogarnęła moje ciało, gdy tylko jego język znalazł się w moich ustach, pan seksowny był dobrze doświadczony. Był zarówno delikatny jak i agresywny w swoich działaniach. Jego dłoń systematycznie zaciskała się na moim pośladku, podczas gdy druga łagodnie gładziła żebra.

Po pewnym czasie zorientowałem się, że stoję tam jak totalny palant. Chwyciłem ramiona Franka i przekręciłem nas tak, by opierał się o ścianę, nie przerywając pocałunku choćby na chwilę. Mocno złapałem jego biodra i przywarłem do niego całym ciałem. Gdy tylko jęknął wprost w moje usta, nie miałem już żadnych wątpliwości. Złapałem za materiał jego koszuli i jednym ruchem pociągnąłem w przeciwne strony. Kilka guzików wystrzeliło z niej jak z procy, reszta odpięła się grzecznie zostając na pierwotnym miejscu. Szybko zsunąłem ją z jego ramion i przerwałem pocałunek. Całe ramiona i tors pana seksownego pokryte były tatuażami, co sprawiło że stawałem się coraz to bardziej napalony. Zacząłem pieścić jego szyję i obojczyki. W tym czasie wspólnie pozbyliśmy się mojej koszulki, rzucając ją w bliżej nieokreślone miejsce.

Utrzymując wykonywaną czynność, czując ręce Franka na moich plecach, powoli kierowałem nas w stronę sypialni. Oczywiście byłbym w stanie przelecieć go nawet w pracowni! Stwierdziłem jednak, że dużo wygodniej będzie nam na łóżku.

Droga okazała się szaleńczo trudna. Występowały trzy przeszkody… Jego spodnie, opuszczone do kostek. Moje spodnie znajdujące się na poziomie kolan… Oraz jebany stolik w salonie! Upadliśmy na niego głośno się śmiejąc, zmuszeni do przerwania pocałunku. Gdy tylko się podnieśliśmy, po kilku… kilkunastu minutach, całkowicie pozbyliśmy się spodni, pozostając w samych bokserkach. Pan seksowny również miał na sobie czarną parę. Spojrzałem przelotnie na stolik, na którym leżało nic innego jak pieprzona Mikołajowa czapka. Nie miałem pojęcia skąd się tam wzięła. Frankie podążył za moim spojrzeniem, uśmiechając się jeszcze szerzej ( o ile to w ogóle możliwe ) na widok świątecznej dekoracji. Uniósł ją, nakładając na własną głowę.

Niech mnie coś strzeli, jeśli przede mną nie stoi właśnie seksowny, umięśniony facet w samych bokserkach i mikołajowej czapce!

-Byłeś grzeczny? – uśmiechnął się zadziornie, a ja ponownie straciłem nad sobą kontrolę. Wpiłem się jak najmocniej mogłem w jego usta, przesuwając nas w końcu do celu wędrówki. Frankie obrócił mnie tyłem do łóżka, na którym po chwili siedziałem mając jego nogi po bokach. Czułem jak jego członek rośnie z niesamowitą prędkością, przez co ja sam stałem się jeszcze bardziej twardy.

Ułożyłem się na łóżku, godząc się na pozycję ‘tego na dole’. Naprawdę nie miałem nic przeciwko temu. Dostanę prezent w postaci Mikołajowej spermy! Lepszego wymarzyć sobie nie mogłem. Zsunąłem czarny materiał okrywający jakże pożądaną przeze mnie w tym momencie część ciała Franka. On uczynił podobnie z moimi bokserkami.

Wszedł we mnie bez żadnego przygotowania. Agresywnie, co jeszcze bardziej pogłębiło odczuwaną przyjemność. Jęczałem, krzyczałem… Darłem się w niebogłosy, zastanawiają się czy istnieje możliwość by pani Iero nas usłyszała. Po kilku mocniejszych pchnięciach, którym towarzyszyły głośnie westchnienia, zarówno moje jak i pana seksownego, poczułem w sobie ciepłą substancję. Frankie wyszedł ze mnie, ciężko dysząc.

Już oczekiwałem jego ciała opadającego na mój tors, gdy poczułem jego język na mojej wciąż obrzmiałej erekcji. Cóż za niesamowity pan seksowny! Po chwili całkowicie pochłonął mój członek, wprawiając mnie w bliżej nieokreślone uczucie ekstazy. Spuściłem się poniżająco szybko, jednak nie przywiązywałem do tego większej uwagi.  Frankie połknął całą substancję, lekko pomrukując.

Podciągnąłem go w górę i ponownie wpiłem się w jego kuszące usta. Po chwili jednak ze zmęczenia, spowodowane przez ledwo zakończone pieszczoty, musieliśmy przerwać pocałunek by najzwyczajniej w świecie się wydyszeć. Pan seksowny ułożył się na moim torsie, wpatrując prosto w oczy. Na jego głowie wciąż widniała Mikołajowa czapka.

-Prezent się spodobał? – spytał, uśmiechając się zadziornie.

- Takie prezenty, to ja mogę dostawać codziennie.

- Myślę, że to da się zrobić. – był wspaniały. Naprawdę, najzajebistrzy Mikołaj na świecie. – A co dostanę w zamian?

- Tak myślałem… - A dokładniej , wymyśliłem to przed chwilą.- Że może nie będziesz jednak musiał mieszkać ze swoją mamą, tylko trafisz tam, gdzie Twoje miejsce… - Zestresowałem się. Na dobrą sprawę go nie znam, a proponuję mu by ze mną zamieszkał.

Wszystkie obawy zniknęły, gdy na jego twarzy ukazał się najcudowniejszy uśmiech świata, a nasze usta ponownie się połączyły.

Mikołajki to jednak zajebiste święto.

1 komentarz:

  1. Nie potrafię zrozumieć, czemu na Twoim blogu jest tak mało komentarzy i wyświetleń... Nie mam pojęcia, czy już wcześniej pisałaś, czy dopiero niedawno zaczęłaś, ale jeśli to drugie, to oddaję Ci honory, bo jak na początkującą, Twój styl pisania jest dobry. Może pojawiają się gdzieniegdzie błędy, ale spójrzmy prawdzie w oczy - u każdego można jakieś znaleźć. Piszesz naprawdę składnie i z sensem, co na niektórych blogach jest raczej rzadkością. Aż żałuję, że wcześniej nie zaczęłam czytać.
    Co do tego opowiadania... Od samego początku wiedziałam, że Gerard dostanie Frania pod choinkę, a co! W końcu kto by nie chciał. ;p
    Mimo iż na wstępie byłam nastawiona do tego shota raczej jak na coś niezbyt wciągającego, myliłam się, bo może treść i pomysł nie są jakieś górnolotne, ale humor, jaki zawarłaś w tym opowiadania po prostu powalił mnie na kolana. Tym shotem poprawiłaś mi samopoczucie i dziękuję Ci za to.

    xx

    OdpowiedzUsuń