niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 3

Anonimku, zakładam że ten rozdział wyjaśni kwestie narracji. Jeśli chodzi o paring, to oczywiście jest to Frerard. Jeśli chodzi o 'Chaty' to już nadciągają. ;)
Dzisiaj troche krócej, jakoś to wynagrodzę. 

Rozdział 3

*Ray* środa, listopad 1994
Siódma jebana trzydzieści. Uwielbiam tych chłopaków ale to już za wiele. Od domów Way’ ów dzieliło mnie tylko 10 minut drogi, a byli to jedyni moi przyjaciele, których miałem w tym mieście… Tęsknię za Belleville, za moi przyjaciółmi, za moją dziewczyną która od razu dała mi do zrozumienia, że moja wyprowadzka łączy się z naszym rozstaniem. Nie miałem do niej żalu. Fakt, mój wygląd ani charakter nie przyciągał jakoś specjalnie dziewczyn, ale jakoś to przeżyję.
-Młody, ruszaj dupę, Ray już podjeżdża!
-Gee, przynieś mi torbę z góry jak będziesz schodził!
-Cholera Mikes, jestem w samych gaciach, musimy wychodzić a Ty mi pieprzysz o zniesieniu torby ?! Lepiej zrób mi kawę a nie się opierdalasz.
-Ja Ci kurwa….
Aż trudno uwierzyć, że ich wrzaski były wystarczająco głośno by słyszeć je z ulicy. Tak, oto doskonały przykład kochającego się rodzeństwa. Gdy przysłuchiwałem się im, przypominałem sobie stare, dobre czasy kiedy to sam odbywałem takie ‘kłótnie’ z bratem. Choć, gdy przyglądałem się im w drodze do samochodu stwierdziłem, że te więzi braterskie są nie tylko o wiele bardziej wulgarne ale i trwalsze. Na przykład teraz, kiedy to Gee wpycha czapkę na głowę młodszego. Miałem jednak nadzieję, że oboje wypili poranną kawę. W skrócie mówiąc.. bez niej, lepiej było się do nich po prostu nie zbliżać a oni sami nie pozostawiali na sobie suchej nitki.
-Siemka Ray!
-Siema Młody, co tam słychać ?
-Panie Toro, muszę przyznać że masz zajebistą furę! – wtrącić się musiał Gee.
-Dzień dobry panie Way. Oczywiście a podwózkę do szkoły będzie należała się pewna opłata…
- Niech moją zapłatą będzie dozgonna wdzięczność- pierdolony cwaniaczek, ale właśnie za to go lubię. Brak jakichkolwiek barier, szacunek dla każdego i za to że nie robi problemów tam gdzie nie są one potrzebne, cóż to nie wszystkie jego zalety jednakże nie mam jakoś potrzeby wymieniania ich wszystkich.
Droga do szkoły zajęła nam około 15 minut. Zdążyliśmy przesłuchać 4 piosenki. Tak właśnie nasza trójka zawsze  (a przynajmniej od 2 miesięcy) mierzyła czas, nie ważna była godzina… Ważne było to, ile piosenek zdążymy przesłuchać. Udaliśmy się do budynku tortur, przekraczając próg w momencie, gdy rozbrzmiał dzwonek. Chodziliśmy z Gerardem do jednej klasy, dlatego rozdzieliliśmy się z Mikey’ em i podążyliśmy w stronę sali od biologii. Oboje nie byliśmy jakoś specjalnie lubianymi w klasie chłopakami. Ja oczywiście dlatego, że przebywam tu od jakiś dwóch miesięcy. A Gerard? Pomimo tego, że przebywał tu już czwarty rok, dalej nie zintegrował się z klasą i nie wyglądało na to, by w najbliższym czasie planował to zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz