Anonimku, zakładam że ten rozdział wyjaśni kwestie narracji. Jeśli chodzi o paring, to oczywiście jest to Frerard. Jeśli chodzi o 'Chaty' to już nadciągają. ;)
Dzisiaj troche krócej, jakoś to wynagrodzę.
Rozdział 3
*Ray* środa, listopad 1994
Siódma jebana trzydzieści. Uwielbiam tych chłopaków ale to
już za wiele. Od domów Way’ ów dzieliło mnie tylko 10 minut drogi, a byli to
jedyni moi przyjaciele, których miałem w tym mieście… Tęsknię za Belleville, za
moi przyjaciółmi, za moją dziewczyną która od razu dała mi do zrozumienia, że
moja wyprowadzka łączy się z naszym rozstaniem. Nie miałem do niej żalu. Fakt,
mój wygląd ani charakter nie przyciągał jakoś specjalnie dziewczyn, ale jakoś
to przeżyję.
-Młody, ruszaj dupę, Ray już podjeżdża!
-Gee, przynieś mi torbę z góry jak będziesz schodził!
-Cholera Mikes, jestem w samych gaciach, musimy wychodzić a
Ty mi pieprzysz o zniesieniu torby ?! Lepiej zrób mi kawę a nie się
opierdalasz.
-Ja Ci kurwa….
Aż trudno uwierzyć, że ich wrzaski były wystarczająco głośno
by słyszeć je z ulicy. Tak, oto doskonały przykład kochającego się rodzeństwa.
Gdy przysłuchiwałem się im, przypominałem sobie stare, dobre czasy kiedy to sam
odbywałem takie ‘kłótnie’ z bratem. Choć, gdy przyglądałem się im w drodze do
samochodu stwierdziłem, że te więzi braterskie są nie tylko o wiele bardziej
wulgarne ale i trwalsze. Na przykład teraz, kiedy to Gee wpycha czapkę na głowę
młodszego. Miałem jednak nadzieję, że oboje wypili poranną kawę. W skrócie
mówiąc.. bez niej, lepiej było się do nich po prostu nie zbliżać a oni sami nie
pozostawiali na sobie suchej nitki.
-Siemka Ray!
-Siema Młody, co tam słychać ?
-Panie Toro, muszę przyznać że masz zajebistą furę! – wtrącić
się musiał Gee.
-Dzień dobry panie Way. Oczywiście a podwózkę do szkoły
będzie należała się pewna opłata…
- Niech moją zapłatą będzie dozgonna wdzięczność- pierdolony
cwaniaczek, ale właśnie za to go lubię. Brak jakichkolwiek barier, szacunek dla
każdego i za to że nie robi problemów tam gdzie nie są one potrzebne, cóż to
nie wszystkie jego zalety jednakże nie mam jakoś potrzeby wymieniania ich
wszystkich.
Droga do szkoły zajęła nam około 15 minut. Zdążyliśmy
przesłuchać 4 piosenki. Tak właśnie nasza trójka zawsze (a przynajmniej od 2 miesięcy) mierzyła czas,
nie ważna była godzina… Ważne było to, ile piosenek zdążymy przesłuchać. Udaliśmy
się do budynku tortur, przekraczając próg w momencie, gdy rozbrzmiał dzwonek.
Chodziliśmy z Gerardem do jednej klasy, dlatego rozdzieliliśmy się z Mikey’ em
i podążyliśmy w stronę sali od biologii. Oboje nie byliśmy jakoś specjalnie
lubianymi w klasie chłopakami. Ja oczywiście dlatego, że przebywam tu od jakiś
dwóch miesięcy. A Gerard? Pomimo tego, że przebywał tu już czwarty rok, dalej
nie zintegrował się z klasą i nie wyglądało na to, by w najbliższym czasie
planował to zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz