niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 7


Postanowiłam dodawać nowe notki codziennie, lub góra co 2-3 dni, żeby szybciej dobrnąć do dłuższych i moim zdaniem, o wiele ciekawszych rozdziałów. 
Dziękuję wszystkim, którzy się tu pojawiają i cieszę się niezmiernie, że grono cztelników się powiększa :) 

Rozdział 7
*Mikey*  sobota,  listopad 1994
Żadnego snu. Nawet małego urywka. Przyzwyczaiłem się. Jedyne co mi się śniło to koszmary, chociaż i te już dawno nie pojawiły się w moim umyśle. Zawsze zazdrościłem Scotty’ emu i Gerardowi, gdy opowiadali mi przeróżne historie, które tworzyli podczas snu. No cóż… Wygląda na to, że muszę przyzwyczaić się do tego że budzę się sekundę po tym jak zasypiam. A to przychodziło mi bardzo łatwo. Wystarczyło bym tylko znalazł się w moim ukochanym łóżku a zasypiałem w przeciągu jednej minuty.
 Złapałem telefon i znalazłem kontakt o jakże ambitnej nazwie ‘chuj’.

Dwa sygnały… Trzy…

-Siema stary ! Jak Twoja ręka?

-Hej Scotty- sam nie wiem czym ten człowiek zasłużył sobie na tak zacną nazwę w moich kontaktach. – Jest dobrze. Za miesiąc zdejmą mi gips.

-Kurwa Mikey, musisz nauczyć się fapować lewą ręką, bo miesiąca odwyku to Ty na pewno nie zniesiesz – jakby dokładnie wiedział, że zastanawiałem się dlaczego nazwałem go ‘chujem’. Roześmiałem się, a on nieświadomie zrobił to samo.

-Już Ty się o nic nie martw! Jakoś sobie poradzę… Najwyżej mi pomożesz ! – Głupawka. Nic nie było dla nas tak dobre jak to. Śmialiśmy się tak z 5 minut. A później mama dziwi się skąd tyle długów na mojej karcie.

-A Ty jak się czujesz ? – Spytałem, gdy przypomniałem sobie po co w ogóle do niego dzwonię.

-Wszystko w porządku, Mam tylko małą ranę na wardze. Moi starzy się nieźle wkurwili. Chcą iść do Dyrka i bla, bla, bla... Nieważne. Dobra, muszę lecieć na trening. Trzymaj się chłopie i miłej zabawy z lewą stroną !

Zaraz po tym rozłączył się. No fakt, prawie zapomniałem o tym, że mój przyjaciel trenował karate. Kiedyś zabrał mnie nawet na jakieś zawody, czego później żałował, po tym jak biłem brawo dziewczynie, która nieźle go skopała… Swoją drogą, po tym wszystkim byłem z nią, jakiś tydzień.

 Postanowiłem się podnieść. Zdziwiony opadłem ponownie na łóżko. Mój pokój lśnił. Po prostu kurwa błyszczał! Tak czysty był ostatnio w dniu, gdy po raz pierwszy odwiedzała mnie moja była. Ta jakże wielka młodzieńcza miłość… Trwała niecałe 2 miesiące.
Gdy moje oczy przyzwyczaiły się już do wszech panującego blasku, wstałem, ubrałem się i wyszedłem z pokoju. Nasz domek był naprawdę mały ale i przytulny. Na piętrze znajdowały się tylko dwa pokoje i łazienka. Po zejściu na dół wchodziło się do salonu, który łączył się z kuchnią. W sieni znajdował się jeszcze pokój mamy połączony z jej własną, małą łazienką. Mieszkaliśmy tu już około 10 lat. Lubiliśmy to miejsce. Wszystko było urządzone w naszym stylu. Ciemne barwy połączone z żywymi dodatkami. Cała nasza trójka czuła się tu kurewsko dobrze.

-Witaj wśród żywych Młody – Nawet nie zauważyłem tego, że mój brat znajdował się w kuchni i popijał kawę…

Kawa, kawusia, kawuńka !

Momentalnie ruszyłem w stronę ekspresu.

-Zrobiłem Ci kawę na dzień dobry- powiedział wskazując na kubek stojący tuż obok jego własnego.

-Dzień dobry Gee.- zaciągnąłem się zapachem mojego płynnego szczęścia i zaczerpnąłem długi łyk.

Zauważyłem też talerz wypełniony tostami, ustawiony przed moim bratem. Zawsze robił dobre jedzenie, i nie ważne czy chodziło o zwykłe kanapki, czy coś ambitniejszego.

-Jak się czujesz? – Odpowiedziałbym, że kurewsko sprytny, bo właśnie zwędziłem mu jedzenie sprzed nosa.

-Raczej dobrze. – Spojrzałem na niego i dostrzegłem małą bliznę na twarzy. Jego skóra była, jak zwykle, okrutnie blada. – A jak z Tobą?

-Nic mnie nie boli…

-A tak poza tym?- Dokładnie widziałem, że coś leży na rzeczy.

-Nie no, wszystko jest dobrze. – Podniósł się z krzesła, przysuwając talerz, na którym znajdowały się jeszcze trzy tosty, w moją stronę. – Nie myśl, że nie zauważyłem. Smacznego. – Zmierzwił mi włosy i skierował po schodach do pokoju.

Martwiło mnie to co się z nim działo. Od pewnego czasu zachowywał się naprawdę dziwacznie. Oczywiście, mój brat nigdy nie był w pełni normalny i daj Boże, żeby tak mu zostało, ale dobrze pamiętam czasy, gdy mówiliśmy sobie dokładnie o wszystkim. Jakkolwiek błaha sprawa by to była.

Nawet się nie zorientowałem, kiedy wszystkie kanapki zostały pochłonięte, a kawa wręcz wyparowała z kubka. Postanowiłem zanieść naczynia do zlewu i udać się w stronę łazienki.

Talerz próbowałem złapać oczywiście prawą ręką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz