czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 9


Rozdział 9 *Gerard* niedziela, listopad 1994

‘Te ich białe, skrzące się kły, które tylko czekają, żeby Cię dosięgnąć. Czekają byś był na tyle blisko. Weźcie mnie do lekarza, do kościoła, na cmentarz.’…


Nie. Zgniotłem tą kartkę i rzuciłem ją na wielki stos w rogu pokoju. Tuż pod plakatem Pink Floyd. 


-Dajcie mi jakąkolwiek wenę. Cokolwiek, chłopaki proszę…- Nie no, ja wcale nie zwariowałem! Tak sobie tylko rozmawiam z plakatem.
Dochodziła siódma. Tak, to też jest normalne by 17-letni chłopak wstawał przed siódmą w niedzielę. Rozejrzałem się po pokoju, trzeba by tu posprzątać. Wszędzie walały się pogniecione kartki. Szkice rysunków, próby pisania tekstów. Moim jednak zdaniem cały ten wszechogarniający burdel dodawał tylko uroku temu pokoju, który nie był ani za duży ani za mały. Nic nie znajdowało się na swoim miejscu. Duże łóżko, które teraz przesunięte było na środek pokoju, biurko znajdujące się pod oknem, szafa, aktualnie odwrócona tyłem do przodu. Dlaczego? Z tyłu szafy miałem swoją skrytkę na papierosy. Musiałem ją rano przesunąć by dostać się do upragnionej używki. Ogółem nie paliłem zbyt dużo, ale dzisiejszego ranka naszła mnie mordercza chcica. 


Kurwa. Właśnie duża ilość popiołu wylądowała na podłodze. Zgasiłem papierosa, o tył szafy i szybko zamiotłem tam popiół. Przesunąłem mebel z  powrotem na jego pierwotne miejsce by ukryć wszystkie dowody mojej małej zbrodni. Spojrzałem przez okno, zapowiadał się ciepły dzień. Słońce wyłaniało się znad lasu.


Nie zastanawiając się dłużej wyjąłem z szafy czarny dres i narzuciłem go na siebie. Wiedziałem, że muszę korzystać z chęci póki nie zostaną one bezczelnie zabite przez mój rozsądek. Wszedłem na zewnątrz i zacząłem truchtać.


 Gerard Sportowiec!


Prawda jest taka, że dyszałem ciężko już gdy dobiegłem do końca osiedla. Chciałbym powiedzieć, że jest ono niewiarygodnie wielkie, tak jednak nie było. Znałem tu całą okolicę. Nie wiem czy ludzie znali mnie, byłem raczej typem obserwatora, miałem nadzieję że nikt mnie nie zauważa. Przysiadłem na skraju lasu i odpaliłem kolejnego papierosa. Matka zabiłaby mnie, gdy zobaczyłaby mnie z papierosem w ręku. Mikey wiedział, ani tego nie pochwalał, ani nie odradzał.


Po jakiś 5 minutach biegu byłem już znowu na naszej ulicy. Przystanąłem na chwilę, gdy zobaczyłem moją sąsiadkę z naprzeciwka, pani Rodley, chyba jedyna osoba która mnie znała i lubiła. Nie raz pomagałem jej w drobnych pracach domowych. Była bardzo miłą kobietą. Zaniepokoił mnie widok wielkich toreb, które wynosiła ze swojego domu. Podbiegłem do niej i pomogłem znieść kilka pozostałych z ganku.


-Dzięki kochany. – Powiedziała po czym zmierzwiła mi włosy.


- Pani wyjeżdża ? – Mam nadzieję, że nie wyczuła nutki zaniepokojenia w mym głosie.


-Ależ z Ciebie ogarnięty człowiek kochany. Pamiętasz kiedy byłeś u mnie ostatnio ? Mówiłam Ci, że wyjeżdżam do Europy. – No tak, pamiętam, Może po prostu chciałem wyrzucić tę myśl z mej głowy.- Wyjeżdżam już dzisiaj.


- No tak, zapomniałem. – Na mojej twarzy zagościł już widoczny smutek. Wiedziałem, że będzie mi brakować tej kobiety. Była czymś na wzór mojej przyjaciółki. Nie obchodziło mnie to, że była ode mnie jakieś 10 lat starsza, jej też to nie przeszkadzało.


- Hej, Gerard… spokojnie, kiedyś wrócę! I przywiozę Ci jakieś odjechane pamiątki! – Przytuliła mnie.


-Maaggieee ! – Usłyszałem głos dobiegający ze środka budynku, kto to do cholery…


W drzwiach stanęła kobieta. Była ona bardzo piękną kobietą. Miała około 1.60 wzrostu, długie jasnobrązowe włosy splecione w warkocz. Jej roześmiane, zielone oczy popatrzyły na mnie powodując tym samym uśmiech na mojej twarzy.


-Dzień Dobry.- Powiedziała i wyciągnęła swą dłoń w moją stronę- Cóż to za uroczy młodzieniec ?


-Dzień dobry pani, mam na imię Gerard.- Uścisnąłem jej delikatną dłoń.


-Kochany, poznaj swoją nową sąsiadkę! Razem ze swoim synem zamieszka tu podczas gdy mnie nie będzie. Lindo, ten chłopak to istny cud natury, gdy tylko będziesz potrzebować pomocy możesz go zawołać, prawda Gerard?


-Tak, oczywiście proszę pani. – Poczułem się tak jakby dobra pani Rodley próbowała mnie zesfatać. Oczywiście wiedziałem, że nie miała niczego złego na myśli. Czułem jak moje policzki robią się lekko czerwone.


-Miło Cię poznać Gerardzie, mam nadzieję że zaprzyjaźnisz się z moim synkiem. Różnica wieku nie powinna być taka duża.- Ta kobieta była naprawdę przemiła. Wiedziałem, że godnie zastąpi panią Meg.


Hmm, więc nasza Linda miała sobie synka… W mojej głowie zaczęły mnożyć się różne scenariusze tego co mogło się z nią stać. Dlaczego zamieszka tutaj? Co stało się z jej mężem? Wygląda na to, że będę miał obiekt do obserwacji przez najbliższe pół roku. Nieważne.


Miała sobie synka… Lekko młodszego ode mnie. Nie, to byłby kurwa cud jakby okazał się być normalnym chłopakiem. Może w końcu znalazłbym sobie prawdziwego przyjaciela. Oczywiście miałem Młodego, Raya… Ale zawsze pragnąłem kogoś z kimś mógłbym przegadać całe noce. Pożyjemy, zobaczymy.


-Potrzebuje mnie pani jeszcze ? – Pani Rodley pokręciła przecząco głową i mocno mnie przytuliła.


-Będę za panią tęsknić.- To było całkowicie szczere, nie wyobrażałem sobie życia bez tej kobiety po drugiej stronie ulicy.


- Ja za Tobą też łobuzie- Po jej policzku potoczyła się słona łza – Będę do Ciebie pisać. Tak nieogarniętego człowieka nie sposób zapomnieć!

1 komentarz:

  1. Fuuck hel ya ! Wyczowam juz zderzenie franka z gerardem. Ulala xDD
    Pisz pisz pisz pisz
    ,,Gerard Sportowiec! " <3<3

    OdpowiedzUsuń