poniedziałek, 30 czerwca 2014
Rozdział 19
*Frank* piątek, grudzień 1994
Kto do kurwy nędzy robi w piątek lekcje do szesnastej? Trzeba być chorym psychicznie człowiekiem by wymyślić coś takiego. Torturowanie młodych ludzi i ich świeżych, chętnych umysłów powinno grozić jakąś karą, najlepiej śmiertelną. Matematyka… Od półtora miesiąca nie była już nawet zabawna. Kiedyś to chociaż miałem Hugh, który urozmaicał te żmudne minuty swoim trajkotaniem, a teraz? Siedziałem osamotniony w ostatniej ławce zajmując swój umysł wszystkim, poza matmą. Na przykład moim ,,młodszym bratem”…
‘Hugh, widzimy się dzisiaj?’
Zaczynałem się martwić, zazwyczaj ten ,,zamknięty w sobie” chłopak pisał do mnie non stop. Ciekawe co spowodowało tą zmianę…
‘Potworek: Wybacz Frank, dzisiaj nie mogę… Mam coś do załatwienia.’
‘Może powiesz mi chociaż co?’
‘Potworek: Nie.’
Okej, coś tu perfidnie nie pasuje. Przecież poza mną, miał tylko Stevie’ go. Właśnie, może Gerard ma jakieś informacje…
‘Stevie gadał Ci coś o Hugh? Jest jakiś dziwny.’
-Iero! Bo Ci zabiorę tą zabaweczkę! Do tablicy. – Schowałem telefon do torby i skierowałem się na miejsce mordu. Równanie z jedną niewiadomą… Jakoś to się tam robiło… Z pewnością, ale nic mi nie przychodziło do głowy.
-Nie wiem, proszę mi wstawić jedynkę.
-Cóż, przynajmniej w tej kwestii się zgadzamy. Siadaj.
I po co ja się w ogóle podnosiłem? Wróciłem do ławki, by w stanie hibernacji przetrwać kilkanaście ostatnich minut lekcji. Spojrzałem na telefon, brak odpowiedzi. Pewnie, olejcie mnie wszyscy! Jak w końcu zacząłem się kimś przejmować, to nikt się do mnie nie odzywa. Po co to komu?
Dzwonek, w końcu mogłem udać się do domu, gdzie wkurwiony na cały świat ustawiłem muzykę na maksymalną głośność. Udaliśmy się z Pansy w piękną podróż…
‘Gerard: Gadał, ale nie mogę tego pojąć i wątpię żebym mógł Ci powiedzieć. Spotkaj się z tym młodym jak najszybciej.’
Ech, tak jakby ten dzień nie był już wystarczająco wkurwiający.
‘Hugh, idę do Ciebie. Mam w dupie czy tego chcesz czy nie.’
‘Potworek: Czekam.’
To wszystko zdawało się być bardziej pojebane niż zwykle.
Hugh mieszkał na drugim końcu miasta więc byłem zmuszony podjechać autobusem. Nie była to zbyt często odwiedzana dzielnica. Miejsce dla wyrzutków i tego typu ludzi. Hugh mieszkał z ojcem, pierdolonym skrzypkiem. Nie mam nic do skrzypiec, uwielbiam je. Ale fakt, że facet zostawia jedenastolatka samego na czas jego wielkiej trasy, nie stawiał go w dobrym świetle. Młody nigdy nie powiedział mi co dokładniej stało się w jego matką. Zastukałem w drzwi, w których po chwili pokazała się sztucznie uśmiechnięta młoda mordka.
-Cześć Frank, wejdź proszę. – Poprowadził mnie do swojego pokoju, chociaż sam doskonale znałem drogę. Bywałem tu bardzo często. W jego pokoju zauważyłem kilka pustych butelek, które okrutnie mnie zdenerwowały, bo przecież młody nie powinien był tyle pić, a na dodatek będąc samemu. Po chwili uznałem jednak, że jego stan z pewnością pomoże mi wydobyć z niego jakieś informacje.
-Co z Tobą? – Spytałem bez zastanowienia. Chciałem po prostu mieć to wszystko głowy.
-Frank ja… Nie mogę Ci tego powiedzieć.
-Zajebiście.- Burknąłem i wyciągnąłem z kieszeni papierosy. – Przecież od czegoś mnie masz. Mów i miejmy to z głowy.
-Nie.
-Powiedz to kurwa! – Sam zdziwiłem się jak potężne pokłady złości mieściły się w moim nastawieniu. – Nie po to tu zapierdalałem, żebyś po prostu milczał!
-Frank nie krzycz na mnie ! – wykrzyczał prawie przez łzy, wprawiając mnie w niemałe zaskoczenie. Podszedłem i lekko go przytuliłem.
-Przepraszam Hugh. – Chłopak wtulił się mocno w mój bok… Zbyt mocno. – Powiesz mi co się stało?
-Frank, ja Cię kocham. – Mocno zacisnął dłonie na mojej koszuli. Stałem tak zupełnie osłupiały. Wszystkie myśli zdawały się uciec z mej głowy. Po chwili jednak opamiętałem się i odsunąłem znacznie od chłopca.
-Hugh… Ty nie możesz. Tylko Ci się wydaje… - Sam nie wierzyłem w to co mówię, bo twarz chłopaka ukazywała teraz wszystkie emocje. Jego spojrzenie zawierało strach, nadzieję… Miłość. Oj Iero, w co Ty żeś się wplątał.
-Nie wydaje mi się. Wiedziałem, że wolę chłopców. Nie chciałem żebyś był to Ty ale tak wyszło.
-Hugh, ja Cię nie kocham. – Spojrzałem mu prosto w oczy, które o dziwo wyrażały już spokój.
-Myślę, że potrzebuję czasu, by się z Ciebie wyleczyć. Jest też inna opcja, którą muszę rozważyć –powiedział całkiem spokojnym głosem, lekko się chwiejąc na nogach.
-Jaka opcja?
-Wiesz, jestem typowym desperatem. Zakochałem się w dwóch chłopakach w tym samym czasie i wybrałem tego, który zdawał się być łatwiejszym celem – paplał bez przerwy, a pod koniec nawet czknął.
-Że niby mnie ? Wyglądam Ci na homoseksualistę?
-Nie, ale druga opcja, choć piękniejsza, bez urazy, wydaje się jeszcze mniej prawdopodobna. Skierowałem się więc w Twoim kierunku…
-Kto jest tą drugą opcją? Tylko nie mów mi, że to Gerard.
-Dlaczego pomyślałeś o Gerardzie? – Kurwa, w sumie to dobre pytanie. Może dlatego, że nie chciałbym tego? Ale w czym tkwiłby problem? Gerard, choć znamy się od miesiąca, jest moim najlepszym przyjacielem, Hugh (mój ‘braciszek’) jest również w pewnym stopniu moim przyjacielem. Dlaczego od razu odrzuciłem tą myśl? Nie wydaje mi się, żeby Gee był gejem, ale na dobrą sprawę nigdy go o to nie spytałem.
Za dużo pytań, jak na mój dzisiejszy mózg.
-Nie wiem.
-Miałem na myśli Stevie’go. – Jego policzki momentalnie pokryły się czerwienią. – Wiesz, jak teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że Ty byłeś jedynie osobą, która miała mnie od tego odwieść. Byłem pewien, że nie mógłbym Cię mieć. Przepraszam Frank.
-Nie masz za co przepraszać mały… Przyznaję, że sytuacja jest zdrowo pierdolnięta, ale jakoś damy radę. – Objąłem go ramieniem.
-Damy?
-Przecież nie zostawię Cię z tym samego.
‘Gerard: Frank, daj znać jak będziesz mógł. Za godzinę mamy iść do tej suki…’
Kurwa, całkowicie o tym zapomniałem.
-Hugh, muszę iść. Idziemy z Gerardem na urodziny dziewczyny jego brata… Nie pytaj po chuj my tam, bo sam nie wiem. – Wstałem z łóżka i powoli udałem się w stronę drzwi, gdzie leżały moje glany.
-Frankie…- Odwróciłem się w jego stronę i po chwili poczułem jego ręce na mej szyi. Ścisnąłem go mocno, po czym musnął ustami mój policzek. Nie miałem mu tego za złe, rozumiałem że potrzebował bliskości. Nie byłem jednak przyczajony do takich akcji.- Dziękuję Ci.
-Nie ma za co. Jak coś, to pisz.
‘Gerard, dopiero wyszedłem od Hugh, za godzinę będę dopiero w domu…’
‘Gerard: Jest Twoja mama?’
‘Nie. Wraca dopiero po północy. Dlaczego pytasz?’
‘Gerard: Mam coś co pomoże nam przetrwać tą imprezę ;)’
‘Ja pierdole. Pamiętasz umowę? Ja chodzę do szkoły, Ty nie pijesz.’
‘Gerard: Spokojnie mój drogi, nie alkohol miałem na myśli. Daj znać jak będziesz w domu.’
Mój drogi? Co to ma być? Nie, to po prostu Hugh sprowadził mój mózg na zły tor myślenia.
Oj Iero, Iero… Ogarnij się.
‘Cokolwiek to jest, z pewnością mi się przyda.’
‘Gerard: Coś nie tak z Hugh?’
‘Później Ci opowiem.’
Co mam mu mówić. On pewnie o wszystkim wie. Nie bez powodu kazał mi do niego pójść. Ciekawe tylko, jak ta informacja doszła do niego. Przecież Hugh nie powiedziałby tego Stevie’ mu. Chociaż, kto go tam wie… Ja powinienem. Nasza znajomość już dawno przestała polegać na tym programie. Oczywiście wciąż co tydzień dostarczałem Wend’ owi sprawozdania z naszych spotkań… Pomijając przy tym więcej niż połowę z nich. Nie sądzę by chciał on czytać o tym jak z Gerardem zabraliśmy Stevie’ go i Hugh do klubu i cała nasza czwórka upiła się w trupa. Na szczęście było na tyle ciepło, że spokojnie mogliśmy przenocować na strychu.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że czułem jak się zmieniam. Moje życie nie przypominało już tego jakie dzieliłem ze starym Hugh, wciąż utrzymujemy kontakt, choć nie jesteśmy tak blisko jak kiedyś. Znalazł sobie dziewczynę, nowych przyjaciół. A ja znalazłem Gerarda… No, właściwie to on znalazł mnie. Stałem się bardziej staranny, oczywiście dalej lądowałem u dyrektora i otrzymywałem różnego rodzaju kary od matki. Nie zdarzało się to jednak tak często jak za dawnych czasów. Dziwne jak towarzystwo może zmienić człowieka…
Nawet nie zauważyłem kiedy znalazłem się pod własnym domem. Szybko otworzyłem drzwi i dałem znać Gerardowi, że jestem już na miejscu. Zjawił się po pięciu minutach, jakoś dziwnie szczęśliwy…
-Witam panie Iero… - Wybuchnął śmiechem. – Jak się pan miewa? – Nie czekając na moją odpowiedź wgramolił się do środka. Szybko zdjął buty i przeszedł po schodach do mojego pokoju.
-Czy z panem Way’ em aby na pewno wszystko w porządku? – Niepewnie usiadłem obok niego.
-Ależ oczywiście! Mamy iść na najlepszą w mieście imprezę panie Iero! Trzeba się wypindrzyć! – wykrzyczał, wciąż się śmiejąc. – Mam nadzieję, że waćpan wybaczy mi to, że przygotowania rozpocząłem bez niego. – Z kieszeni pomarańczowej bluzy, którą skojarzyłem z tą, jaką miał na sobie Mikey, gdy widziałem ich po raz pierwszy, wyciągnął szklaną fajkę i woreczek wypełniony marihuaną. Gee opowiadał mi, że raz na jakiś czas bawi się w jaranie, nigdy jednak nie widziałem go na haju. Osobiście wcześniej tego nie próbowałem. Nie dlatego, że się bałem, czy coś. Po prostu jakoś mnie do tego nie ciągnęło. Teraz jednak… Nie mogłem zostawić najlepszego przyjaciela samotnie, w stanie wyższej psychozy.
-No dalej mój drogi…- Podał mi, wypełnioną już, lufkę i odpalił zapalniczkę. – Tak jak z fajkami. Łatwo Ci pójdzie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Hahahah i ten naćpany Gerard xD
OdpowiedzUsuńSkoro on jest dziwny po naćpaniu, to jak będzie zachowywał się Frank? xD Już się boję xD
Bardzo mi się podoba to opowiadanie xD
Czekam na więcej i weny życzę! :D
Zjarany Frankie już nie długo, a ich połączenie będzie ...dosłownie wybuchowe ;D
UsuńSuper, że się podoba , dalsze części już niedługo!
Nareszcie przeczytałam wszystko i mogę skomentować :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój styl pisania. Jest lekki i przyjemnie się go czyta. Uwielbiam takie teksty.
Opowiadanie jest niesamowicie interesujące :3
Cieszę się, że nie toczy się to wszystko tak szybko. Nie jest to historia na zasadzie: spotkać, pogadać, wyruchać. I na serio bardzo dobrze, że tak nie jest. Cieszę się na każdy rozdział i liczę na to, że będzie ich jeszcze wiele :D
W tym konkretnym rozdziale urzekł mnie Gee. No bo, ojaniemogęjakionjestsłodkinahaju^^
No i jest jeszcze Hugh, który kocha Frania, ale go nie kocha, bo on kocha Stevego ♡ Tak wiem jak to brzmi *bełkot*
Ale do sedna: opowiadanie jest stuprocentowo w moim guście :)
Niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały i mam nadzieję, że pojawiają się już niebawem ^q^
Życzę Ci dużo czasu, weny i pomysłów :)
xoxo
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńBędzie jeszcze wiele, wiele, wiele... xd
Brzmi jak bełkot i to jest wspaniałe, bo to znaczy, że cel został osiągnięty ;D
Pojawią się, jak tylko leń i obowiązki miną :)