wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 20

*Ray* piątek, grudzień 1994

Pogo, pogo, pogo, pogo…. Nie chcę wiedzieć ilu spoconych facetów było mi dane dotknąć tego wieczora. Ceres był niesamowitym zespołem. Ich teksty miały w sobie coś motywującego, napełniającego energią. Aż się chciało skakać, krzyczeć, uderzać i szaleć.

 Najlepsza w tym wszystkim była wokalistka. Ubrana w czerwoną spódniczkę w kratkę, ale nie taką obcisłą jakie nakładają wszystkie puste plastiki, czarną koszulkę bez rękawków, z logiem Metalicki. Wyglądała bajecznie. Na jej twarzy nie było ani trochę makijażu… Anioł, nie dziewczyna. Istotka śpiewająca o wolności, anarchii, zemście i miłości.

Pomimo zajebistości ich muzyki, niezmiernie się ucieszyłem, gdy koncert dotrwał do końca. Christa zeszła ze sceny i podeszła prosto do mnie. Nawet nie było po niej widać zmęczenia, jakby koncert sprawiał jej tyle radości, że nie czuła niczego innego.

-Pogowałeś jak nawiedzony! – Uśmiechnęła się szeroko i przytuliła mnie… Nie miałem nic przeciwko temu, ależ w życiu!

-Trudno stać bez ruchu przy tak zajebistej muzyce. – Roześmiała się lekko. Rozśmieszyłem ją… Jestem zajebisty!

-Poczekaj przed wyjściem. Muszę na chwile skoczyć za kulisy i zaraz do Ciebie wracam.

Patrzyłem jak tłumy nawalonych nastolatków próbują wydostać się z klubu. Co chwila któryś z nich lądował na ziemi. Sam już nie wiedziałem, czy powinienem się śmiać, czy płakać. Mimo tego, że byłem na zewnątrz, wciąż czułem alkohol i charakterystyczny zapach zioła w powietrzu, co automatycznie przypomniało mi o Gerardzie… Ostatnio jak jaraliśmy zdarzyło mu się naprawdę przesadzić. Dla świętego spokoju,upewnię się, że wszystko u niego w porządku.

‘Stary, jak tam? Polepszył Ci się humor? Odpisz cokolwiek, żebym wiedział że żyjesz.’

-Piszesz do jakieś super laski? – Spojrzenie roześmianych, zielonych oczu skierowane było na mój telefon.

-Przecież nie dałaś mi jeszcze swojego numeru, jak mógłbym pisać? – zapytałem, uśmiechając się jak najlepiej mogłem.

-Przyznaję, dobry bajer.

Stary Way: Idyiemy z Fsankiem na urodzimy dn suki Mikeho’

Odetchnąłem z ulgą. Poprzekręcał niektóre litery… Ale żył, i nie był sam. Kimkolwiek był ten magiczny Frank, o którym tyle się już nasłuchałem, zapewne miał teraz dostarczoną dużą porcję zjaranego humoru Gerarda. Czas w pełni oddać się własnym interesom…

-Gdzie chciałabyś pójść? – Prawdziwy gentelman zawsze pozwala damie wybierać.

-Do kasyna w Vegas lub na czubek wieży Eiffla. Ale jak na razie wystarczy mi jakiś park. – Marzycielka, czuję że to będzie wspaniała znajomość. Jej głos był lekko zachrypnięty, nic dziwnego. W końcu darła się przez ostatnie półtora godziny.

Poszliśmy do małego parku, znajdującego się w pobliżu klubu, w którym występował dziś Ceres. Christa była nie tylko niesamowitą wokalistką, ale i dziewczyną. Nie była jak typowe lalunie, które do tej pory spotykałem. Czytała komiksy, słuchała muzyki dla normalnych ludzi. Jej śmiech był zaraźliwy, szczery. Nie wyciągała co chwila lusterka z torby, by sprawdzić fryzurę. Kilka kosmyków, potarganych przez wiatr, dodawało jej tylko coraz to więcej uroku. Dowiedziałem się, że pomimo śpiewu zajmuje się też grą na gitarze. Zaproponowała mi nawet kilka lekcji, choć gdy tylko dowiedziała się, że sam siedzę w tym już całkiem długo, od razu wpadła na pomysł, byśmy zagrali coś razem. Zacząłem uwielbiać tą dziewczynę. W pewnym momencie naszą rozmowę przerwały wibracje mojej komórki. Nie zdziwiłem się, gdy dostrzegłem nazwę dzwoniącego.

-Gerard, nie teraz.

-O, czyli że ja mogę bo jestem Frank! – Usłyszałem śmiech Way ’a w tle.- No to tak… Gerard kazał mi zadzwonić. – Ponowny wybuch śmiechu.

To zadzwońcie później. – Zazwyczaj lubię prowadzić rozmowy z podpitymi lub zjaranymi ludźmi, ale tym razem miałem obok siebie dziewczynę jak ze snu, czekającą aż skończę.

-Ale ja musze Ci coś ważnego przekazać!

-No słucham…

-Gerard prosi, żebyś wyjął landrynki z nosa! – Domniemany Frank roześmiał się po raz ostatni i zakończył połączenie.

-To było… Dziwne. – Skierowałem się spowrotem do Christy, która uśmiechała się szeroko.

-Nie wnikam. Wiesz, będę musiała iść już do domu. – Kurwa no! Mogłem nie odbierać. Zniszczyłem wszystko… - Oj nie! Jest mi tu z Tobą wspaniale, ale jutro muszę wstać strasznie wcześnie, a dochodzi już pierwsza. – Wyraz mojej twarzy automatycznie się zmienił. Wspaniale jej ze mną…

-Odprowadzę Cię.

Po drodze dowiedziałem się o niej jeszcze kilku ciekawych rzeczy. Podobno pisze własne piosenki, ale boi się je pokazać kolegom z zespołu. Mieszka na obrzeżach Newark. Ma dwa koty, które wabią się Iron i Maiden…

-Gdzieś Ty się podziewała całe moje życie? – spytałem pół żartem, pół serio.

-Mogłabym to pytanie zadać Tobie – odparła, ukazując rządek bialutkich zębów.

Wyciągnąłem z kieszeni rękę i odszukałem tą, należącą do niej. Rozwiała wszystkie moje wątpliwości, gdy zacisnęła palce wokół moich. Była niesamowita…

-To tutaj. – Stanęliśmy przed, pomalowanym na kremowo, domkiem jednorodzinnym. Wszystkie okna były zasłonięte. Nie było widać, by ktokolwiek z domowników wciąż nie spał. – Dziękuję Ci za dzisiaj. Daj telefon. – Posłusznie wyjąłem go z kurtki i podałem.

-To ja dziękuję, świetnie się z Tobą bawiłem – odparłem, chowając telefon z powrotem na jego miejsce.

Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, nie bardzo wiedząc jak się pożegnać. Zwykły uścisk byłby czymś niewystarczającym… Nie myśląc dłużej pochyliłem się lekko w jej stronę. Ujrzałem jak lekko przymyka oczy, co tylko dodało mi odwagi. Połączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, który sprawił, że moje serce mocno obijało się o żebra. Zakładam, że wyskoczyłoby na ulice, gdyby nie otaczające je kości. 

Trwało to zaledwie kilka sekund, lecz z łatwością mogę pokusić się o stwierdzenie, że był to jeden z najprzyjemniejszych momentów mojego życia.

-Dobranoc Ray. Daj znać, że cało dotarłeś do domu.

-Odezwę się. Dobranoc Christa.


Obserwowałem ją, jak pokonywała drogę od bramki do drzwi wejściowych. Odwróciła się i ponownie uśmiechnęła w moją stronę, po czym zniknęła w głębi domu.

4 komentarze:

  1. Ja chcę rozdział z zjaranym Frankiem w roli głównej xD Chociaż jak można było zauważyć w rozmowie telefonicznej "Gerard prosi, żebyś wyjął landrynki z nosa!" Genialny tekst, tylko zastanawiam się, który normalny człowiek nosi landrynki w nosie? xD
    Ogółem- zajebiste!
    Czekam na więcej i weny życzę!
    xoxo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zjarany duet Frank + Gee jeszcze w tym tygodniu ;D
      Normalny chyba żaden, ale Ray w liceum i owszem xd (audentycznie).

      Usuń
  2. Hah, jak ja kocham to opowiadanie!
    Przez cały czas jak je czytałam miałam banana na twarzy, a w co śmieszniejszych momentach wybuchałam głośnym śmiechem. To było genialne ;-)
    Zjarany Frank + Gerard - mój ulubiony duet. Coś mam wrażenie, że niezła rozróba na tej imprezie będzie:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeju, dziękuję!
      Cieszę się, że opowiadanie śmieszy i chyba ogólnie się podoba ^^
      Oj będzie, będzie ;D

      Usuń