piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 24

*Frank* poniedziałek, grudzień 1994

Mikey: Dzięki Frank.’

Jakoś od czasu urodzin Suki zacząłem mieć lepsze kontakty z młodszym bratem mojego przyjaciela. Okazał się naprawdę w porządku. Niesamowicie troszczył się o każdego, nie wspominając już o Gerardzie. Tak, o niego troszczył się prawie tak bardzo jak ja sam...

Nie schlebiając sobie, uważam że jestem osobą, która ma na tyle pojebaną głowę by wyznaczyć chronienie przyjaciela przed wszelkim złem jako główną życiową misję. Przecież nie pozwoliłbym go skrzywdzić! Prędzej bym dał się posiekać na kawałki… Na dobrą sprawę, można by było zastanowić się dlaczego.

Dlaczego tak bardzo troszczysz się o Gerarda, Frank?

Bo jest moim najlepszym przyjacielem. Bo nie zniósłbym tego, jakby coś mu się stało. Bo nie wyobrażam sobie życia bez tego popierdolonego kolesia. Bo to on próbuje mi pomóc. Bo to on był na tyle odważny by zaczepić mnie przed szkołą. Bo to on wyszedł ze mną w środku nocy. Bo to on znajdywał najlepsze horrory. Bo to z nim oglądałem je całymi nocami. Bo tylko z nim mogłem dać wibrator jako urodzinowy prezent. Bo to on sprawił, że życie znów jakoś leci.

Bo to on w trakcie zaledwie miesiąca, praktycznie zmienił całe moje życie.

A, no i namącił mi w głowie! Poranek wciąż nie dawał mi spokoju. Tak strasznie bałem się, że znajdę go gdzieś, zamarzniętego, może nawet i martwego. Razem z Mikey’ em szukaliśmy tego palanta przez cały dzień i noc. Dzięki Ci, Hendrixie, że podsunąłeś pomysł by znów sprawdzić strych. Tak więc znalazłem tam mojego przyjaciela. Siedzącego przy oknie o 5 rano,  z pokulonymi nogami, które oplatał rękoma. Wyglądał tak niewinnie, jakby zmagał się z problemami całego świata.

Dlaczego przez cały tydzień nie powiedział mi o co mu chodziło? Nie musiał kurwa, od razu uciekać na dwa jebane dni! Chciałem go rozszarpać. Właściwie szukałem go tylko po to, by zapłacił za te wszystkie zmartwienia, których mi przysporzył.

Co ja plotę… Przecież tak cholernie się o niego bałem! Dlatego też nie zrobiłem praktycznie nic. Rzuciłem się na niego, by po chwili, dostrzegając wszystkie zmartwienia kryjące się w jego oczach, rozluźnić uścisk i najzwyczajniej w świecie się rozpłakać. To dopiero była nowość! Nawet nie przypominam sobie kiedy ostatnio płakałem… No, może ze szczęścia jak ta stara szmata przepuściła mnie do kolejnej klasy. 
Oczywiście pomijając mój nocny wybuch, gdy śniłem o martwym Gee...

Na dobrą sprawę to nie wiem, dlaczego płakałem. Być może ze szczęścia, że wszystko z nim w porządku i go znalazłem. Może ze smutku, że przez cały ten czas ja sam nie potrafiłem mu pomóc przez co posunął się do takiego rozwiązania. Gdy tylko spojrzałem w zielone oczy przyjaciela od razu zrozumiałem. Zrozumiałem jak bardzo mi na nim zależy, jak bardzo go potrzebuję. Nie wiem, czy to przez zmęczenie spowodowane tym, że szukałem tego idioty przez całą noc, czy przez szczęście, że w końcu go znalazłem. Wyłączyłem myślenie i po prostu chciałem poczuć go przy sobie. Upewnić się, że naprawdę go znalazłem, że jest tuż obok mnie.

Przytuliłem, cmoknąłem w usta…

Co to kurwa było? Jak mogłem aż tak przegiąć z emocjami? Jak mogłem poczuć usta najlepszego przyjaciela na moich własnych? A co zrobił ten palant? Zamiast mnie odrzucić, nawrzeszczeć, najnormalniej w świecie się wkurwić na wsze czasy, oddał to, co złożyłem na jego wargach. Ba, posunął się dalej! Czułem go na całej mojej twarzy.

Tak niesamowicie przyjemne i popierdolone zarazem!

Nawet nie zorientowałem się kiedy wskazówki zegara skierowały się na godzinę 7. Czas się ogarnąć. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. W końcu jesteśmy z Gerardem najlepszymi przyjaciółmi, jakoś to wyjaśnimy. Podniosłem się z łóżka, na którym nie przespałem dzisiaj choćby minuty i ruszyłem w stronę łazienki. Wziąłem szybki prysznic i wyszczotkowałem dokładnie zęby. Ubrany jedynie w ręcznik przewiązany przez biodra wszedłem znów do mojego pokoju. Na łóżku siedziała moja mama.

-Co tu robisz? – spytałem nie kłopocząc się nawet jakimkolwiek powitaniem.

-Stwierdziłam, że chyba tylko rano mogę Cię zobaczyć, bo jak przyszłam w nocy to nikogo nie zastałam…

Nie była zdenerwowana, raczej smutna. Było mi przykro, że ją krzywdzę. Naprawdę się starałem, od czasu gdy się tu przeprowadziliśmy. Chciałem opowiadać jej o wszystkim co działo się w moim życiu ale jakoś nie potrafiłem się przed nią otworzyć. Ubrałem się szybko w ciemne jeansy z dziurami na kolanach i czarną koszulkę Pink Floyd. Z lekko mokrymi włosami usiadłem tuż obok mamy na łóżku.

-Przepraszam mamo. Byłem szukać Gerarda... Uwierz mi, ja naprawdę się staram, chcę żeby było tak jak kiedyś ale jakoś nie potrafię się jeszcze przełamać. Niedługo porozmawiamy, obiecuję. – Ucałowałem jej policzek i zabrałem się za pakowanie torby.

-Znalazłeś go?

-Tak. Idiota jeden… - Nazywanie Gerarda idiotą lub palantem zaczęło przychodzić mi coraz ciężej, co było naprawdę dziwne.

-Frankie… Chodź tu na chwilę. – Posłusznie podszedłem bliżej, zdziwiony zmartwionym głosem rodzicielki. 

-Co to jest? – spytała, już nieco wyższym tonem, wskazując na moją szyję tuż pod uchem.

-Twój syn? – odpowiedziałem żartobliwie, bo nie miałem pojęcia o co jej chodzi. Szybko skierowałem się do łazienki by sprawdzić czy oby na pewno wszystko ze mną w porządku. Spojrzałem w lustro i mało co nie zakląłem na cały dom. Na najdalszym odcinku mojej szczęki, tuż pod uchem, znajdowała się dość spora czerwona plamka. Zabiję go, po prostu rozszarpię! Rozumiem, że potrzebował bliskości ale to już chyba przesada!

-Masz… Myślę, że wiesz co z tym zrobić. Porozmawiamy jak wrócisz ze szkoły. – Nawet nie zorientowałem się kiedy mama znalazła się w łazience. Wręczyła mi swój fluid… Boże, naprawdę zabiję tego człowieka! Żebym to przez niego musiał używać kobiecych podkładów. Ale co mogłem zrobić? Przecież podczas lekcji nie siedziałbym w szaliku, a włosy nie zakrywają w całości pozostawionej przez Gerarda pamiątki na mojej twarzy.

Zasznurowałem glany i wyszedłem na zewnątrz, modląc się by autobus miał lekkie opóźnienie. Nie uśmiechała mi się droga przez las w takim zimnie. Odetchnąłem z ulgą na widok młodszego Way’ a. Stał osamotniony, lekko się trzęsąc. Uśmiechnął się szeroko, gdy znalazłem się tuż obok niego.

-Tak strasznie Ci dziękuję Frankie. – Uścisnął mnie mocno. Normalnie nie zareagowałbym na takie coś w żaden nadzwyczajny sposób, ale pamiętając na czym skończył się mój uścisk ze starszym Way’ em szybko odsunąłem się od Mikey’ a. – Tak się cieszę, że Gerard jest cały.

Autobus podjechał z zawrotną prędkością ślimaka. Stare drzwi zaskrzypiały i oboje weszliśmy do środka. Wszyscy wesoło nas przywitali. Cały czas nie mogłem uwierzyć w to, że wystarczy zrobić przypał na jednej imprezie, by cała szkoła o tobie mówiła, a każdy traktował się jak jakiegoś jebanego bohatera. Usiedliśmy razem w jednym z ostatnich rzędów. Jedną z rzeczy, jakimi podobno rozbrajałem uczniów było to, że trzymam się z Mikey’em, czyli chłopakiem upokorzonej Suki... Ludzie są dziwni.

-A tak właściwie to gdzie on jest? – spytałem, wyrywając Mikey’ a z zamyślenia.

-Gerard?- Pokiwałem twierdząco głową.- Przeziębił się. Został dziś w domu.

-No tak, zdziwiłbym się, gdyby był zdrowy po tym jak całą noc przesiedział na strychu.

Gdy tylko dojechaliśmy do szkoły, rozeszliśmy się. Ja skierowałem się oczywiście w stronę szkolnej palarni. Mikey skierował się wprost do swojego budynku.

Aż trudno uwierzyć, że sam trafię tam za rok… Oczywiście jeśli zdam. Pamiętam dzień, w którym przyjechałem w to miejsce po raz pierwszy. Oba budynki przerażały swą wielkością, a mój mózg pożądał wiedzy tak, jak organizm teraz nikotyny. Dwa lata upłynęły tak strasznie szybko, entuzjazm znikł gdzieś w pierwszej klasie. Teraz chciałem tylko skończyć tą szkołę i dostać się do tej, w której zniknął właśnie Mikey. Później już tylko cztery lata katorgi i studia. Chyba, że życie potoczy się w jakimkolwiek innym kierunku… 

Byłbym naprawdę wdzięczny.

Pierwsze lekcje okazały się całkiem znośne. Nauczyciele nie zdawali się być tak wkurwiający jak zwykle, albo po prostu wcale nie zwracałem na nich uwagi. Moje myśli hulały daleko, bardzo daleko. A dokładniej zagrzały sobie miejsce na moim osiedlu, w domu znajdującym się naprzeciwko mojego. W pierwszym pokoju na prawo, po wejściu na piętro… Tuż obok mojego przyjaciela.

Co ja tak właściwie chcę zrobić?

Pójść do niego i udawać, że nic się nie stało? Opiekować się nim? A może powtórzyć to, do czego doszło kilka godzin temu? Nie! To coś nie powtórzy się nigdy więcej. Nie jestem taki, przecież to niemożliwe. Chciałem po prostu pokazać Gerardowi, jak bardzo się cieszę, że go znalazłem.

To mogłem go kurwa, po prostu przytulić!

Ale chciałem… Pokazać mu to jakoś tak dokładniej, żeby był pewny tego że jestem! Poza tym on sam nie jest bez winy! Mógł mnie odepchnąć, wyzwać od idiotów, ale tego nie zrobił. Co gorsza, tylko wyprzedził moje działania.

Wyprzedził?!                                                                               

Potworek: Frankie… Wszystko u Ciebie dobrze?’

‘Nic kurwa nie jest dobrze.’

Potworek: Spotkajmy się u Ciebie, za pół godziny.’

‘Okay.’

Miałem w dupie fakt, że zarówno Hugh jak i ja opuścimy lekcje. Przeklinałem się w myślach za własną głupotę. Przecież on jest gejem! On mi pomoże zrozumieć to co zrobiłem z Gerardem. Będzie dobrze, powie mi że czuję się inaczej niż rasowy homoseksualista i po prostu chciałem zapewnić przyjaciela, że jestem przy nim. Gdy tylko po całej szkole rozległ się dźwięk dzwonka, zabrałem swoje rzeczy i skierowałem się do szafki. Założyłem czarny płaszcz i udałem się do wyjścia z budynku. Nawet nie starałem się ukryć faktu, że właśnie zrywam się z zajęć. Nauczyciele z pewnością nie przejęliby się tym zdarzeniem. Z racji tego, że autobus kursuje z reguły po zakończonych lekcjach, do domu musiałem trafić na pieszo. Ruszyłem w stronę lasu, uświadamiając sobie fakt, iż po raz pierwszy będę przemierzał tą drogę bez Gerarda. To było miejsce, w którym zawsze mi towarzyszył, coś w stylu naszej drogi… Wyciągnąłem z torby paczkę papierosów i wsunąłem do ust jednego z nich.

Skończyłem palić w tym samym momencie, gdy znalazłem się przy wejściu na osiedle. Przed moim domem dostrzegłem drobną postać Hugh. Chłopak od razu skierował się w moją stronę niepewnym krokiem, jakby się bał. Spojrzałem na niego, lekko zdziwiony i już po chwili czułem jak zaplata swe ręce na mych ramionach. Nie poklepałem go po plecach, nie przejechałem po ich długości, nie pogłaskałem go po głowie. Stałem tak po prostu, rozszarpywany przez wszystkie te pokręcone refleksje miotające się jak szatan po mojej głowie. Skąd mogłem wiedzieć, czy Hugh nie powie nikomu o tym co wydarzyło się między mną a Gee? Dlaczego czułem do niego takie zaufanie? Może dlatego, że pomimo braku jakichkolwiek czynności z mojej strony, on w dalszym ciągu ściskał mocno moje barki? Może dlatego, że ten chłopak był trochę podobny do mnie? Oczywiście pomijając kwestię orientacji… Mnie kręcą dziewczyny! Chociaż jakby się nad tym zastanowić.. To nigdy żadnej nie miałem.

-Możemy iść do Ciebie? – Młody wciąż się we mnie wtulał więc z łatwością poczułem jak trzęsie się z zimna. Powoli go odsunąłem i skierowaliśmy się w stronę mojego domu.

Odetchnąłem z ulgą, gdy zorientowałem się że mama jest już w pracy. Z jednej strony cieszył mnie jej awans, oraz fakt że popołudniami będę miał cały dom dla siebie. Oznaczało to jednak jeszcze mniej wspólnego czasu i rozmów, na których przecież mi zależało.

Zdjęliśmy buty i skierowałem się do kuchni by wstawić wodę na kawę dla mnie i herbatę dla Młodego. Usiadł przy stole wlepiając we mnie swe niebieskie ślepia. Nie miałem sił by zastanawiać się o co mu chodzi. Patrzył na mnie, jakbym co najmniej umarł, był chory na raka lub targało mną inne tragiczne nieszczęście. A ja po prostu byłem nie wyspany, i niepewny kilku faktów mego życia.

-Coś z Gerardem, prawda? – Szybko wyrwał mnie z zamyślenia i skierował na siebie spojrzenie moich zarówno zaskoczonych i zdenerwowanych oczu.

-Skąd wiesz?

-Znam Cię Frankie… Woda się gotuje. – No tak, zapomniałem jak zwykle. Odwróciłem się szybko i wyłączyłem gaz. Hugh wstał i znalazł się tuż obok mnie. Nieśpiesznie zalałem kubki i odstawiłem czajnik z powrotem na miejsce. Poczułem palce Młodego na mojej szczęce, dokładnie tam gdzie tkwiła zamaskowana pamiątka po Gerardzie. Odskoczyłem jak oparzony.

-Kurwa, co Ty?! - spytałem, zaskoczony swym podniesionym tonem. Zorientowałem się, że od rana dotyk każdej osoby działał na mnie jak ogień. Odepchnąłem Mikey’ a, nie przytuliłem Hugh, co się dzieje…

-To on Ci to zrobił – stwierdził, lekko się uśmiechając co wprawiło mnie w jeszcze większe wkurwienie. Złapał za swój kubek i udał się po schodach do mojego pokoju. Po chwili uczyniłem to samo.

-Skąd wiesz? – spytałem, już o wiele spokojniej. Przecież nie mogę mieć mu za złe tego, że domyślił się tego co sam chciałem mu powiedzieć. Muszę dowiedzieć się co na to wskazywało, by na przyszłość rozwiewać wszelkie fałszywe złudzenia.

-Jak już mówiłem… Znam Cię. – Poklepał miejsce na łóżku, zachęcając mnie to tego bym koło niego usiadł. 

– Już dawno Cię o to posądzałem Frankie.

-Że co? Co Ty pieprzysz? – Byłem coraz to bardziej zmieszany, a uśmiech na jego twarzy wcale mi nie pomagał.  O co niby mógłby mnie posądzać?


-Pragniesz go Frankie.

-----------------------------------------------------------------
Teraz kilka spraw organizacyjnych ;) 
Piątek zostaje oficjalnym dniem dodawania nowych notek. Nie obiecuję, że będą to zawsze rozdziały, co jakiś czas może pojawiać się jakiś shot, lub chat. 
Cieszę się niezmiernie, że zyskałam już (jakby nie patrzeć) grono czytelników i mam nadzieję, iż się podoba ;D 

Wyjątkiem od oficjalnego dnia będzie następny tydzień, jako że wyjeżdżam rozdział może pokazać się w poniedziałek, lub czwartek wieczór. 



xoxo. 

10 komentarzy:

  1. Zajebiste ^^ Cóż tu więcej napisać, podobało mi się...
    "Tak niesamowicie przyjemne i popierdolone zarazem!"
    Nie wiem czemu, ale rozbawił mnie ten tekst xD
    Cóż, wychodzi na to, że mam dziwne poczucie humoru xD
    Ja chcę następny rozdział i chcę, żeby coś się znowu wydarzyło pomiędzy Franiem i Gerdziem ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało ;D
      Oj dziać się będzie ^^
      Mnie też ten tekst śmieszy, jak na to wpadłam to prawie się popłakałam xd

      Usuń
    2. Dobra, czyli wychodzi na to, że jednak nie mam dziwnego poczucia humoru xD

      Usuń
    3. Haha, pewnie, że nie ;D myślę, że nikt nie ma dziwnego, tylko każdy po prostu ma swoje xd

      Usuń
  2. Rozdział jak zwykle genialny ^^ Zabawny, ale z drugiej strony czasem taki przyjemny dreszczyk mi po plecach przebiegł :D A wkurzony i warczący na wszystko i wszystkich Frank jest po prostu uroczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy lubią gburowatego Franka xd
      Super, że się podobało ! :)

      Usuń
  3. Świetne <3. Bardzo przyjemnie się czytało C:
    Pragnę następnego rozdziału jak Frankie Gerarda XD
    Boże, dzięki Tobie jestem na nich napalona jak debil ♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż mi się łezka w oku zakręciła... Jestem z Ciebie taka dumna ! :')

      Usuń
  4. Przepraszam, że dopiero teraz T.T
    Strasznie lubię to opowiadanie~! I chyba naprawdę się do niego nieźle przywiązałam.
    Uwielbiam sposób w jaki wykreowani są bohaterowie :3
    i Hugh- ja Cię kochaaaam za to ostatnie zdanie!
    Poza tym, pragnę, żeby między chłopakami w końcu zaczęło się dziać :3
    Już Ty wiesz na co ja czekam ^w^
    Życzę weeenyyy~
    ~Desire

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj taak ja wiem xd
      Cieszę się , że opowiadanie Ci tak przypada do gustu ;D Mam nadzieję, że sprostam i dalej będzie wszystko ok xd
      btWay, Ty też doskonale wiesz na co ja czekam u Ciebie... i motywuję wciąż szukając nowych artów xDD

      Usuń