piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 26

 *Mikey* piątek, grudzień 1994

Czy to naprawdę dzisiaj? Przecież to niemożliwe! Te tortury nie mogą się tak po prostu skończyć. To cierpienie nie ma granic! Ale, są od niego chociaż małe przerwy. Dziś. Piątek.
Początek ferii świątecznych! Alleluja!...

No może niekoniecznie.

Razem ze Scotty’ m przez całe czterdzieści pięć minut staramy się przyśpieszyć wskazówki zegara. Historia… Gdyby nie fakt, że jestem z niej prawie nieklasyfikowany, już dawno byłbym na zewnątrz. Niech Cię coś trafi człowieku, twórco szkolnych zasad!

-Idziemy gdzieś jeszcze po szkole? – Głos przyjaciela wyrwał mnie z wymyślania różnorodnych tortur.

-Nie mogę stary, mama prosiła żebym pomógł jej ogarnąć dom przed Świętami... No i odwiedzinami sąsiadki.

Nawet nie zauważyłem kiedy pani Iero i moja mama tak się zaprzyjaźniły. Spostrzegłem to dopiero w środę, kiedy Frank przyszedł do Gerarda (co ciekawe był u nas też we wtorek i czwartek), a pani Linda przyszła razem z nim. Obie doskonale się dogadywały i było widać, że spotykały się już wcześniej. Cieszyło mnie to. Nie pamiętam, by zapraszała do siebie jakąś koleżankę przed wprowadzeniem się rodzinki Iero.

-A Twój brat nie może tego zrobić?

-Gerry? Opierdala się jak co roku.- Scotty przewrócił tylko oczami i starał się wsłuchać w historię o Lincolnie.

Taka prawda, Gerard nawet jakby był w pełni zdrowy nie robił by nic poza przebywaniem w pokoju. Jedynie raz na jakiś czas mroczne siły zmusiły go do chociażby zamiecenia podłogi. Oboje z mamą nie mieliśmy do niego żadnych pretensji, bo często zajmował się gotowaniem, co wychodziło mu niesamowicie dobrze. Cały weekend spędzi pewnie w kuchni. Oczywiście bez żadnej pomocy!

-Panie Way… Nie popędzisz czasu choćbyś nie wiem jak bardzo próbował. Swoją drogą, co się dzieje z pańskim bratem? – Z racji tego, że nasza szkoła miała jedynie dwóch nauczycieli historii, zarówno ja jaki i Gerry mieliśmy lekcje z tym samym.

-Jest chory – odparłem, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę.

Odkąd Gerard zniknął na weekend stał się zupełnie innym człowiekiem. Takim samym jakim był kiedyś, jako dziecko. Chodził zawsze uśmiechnięty, coraz częściej rozmawiał ze mną i mamą.

Jakby go kosmici porwali w sobotę!

Frank odwiedzał nas codziennie, niby chciał sprawdzić jak czuje się Gerard, ale nie chciało mi się wierzyć w jego troskliwość. Pewnie chciał mu po prostu uprzyjemnić czas choroby czy coś… Raczej mu się to udawało, bo gdy tylko przychodził ich głośne śmiechy słyszałem nawet u mnie w pokoju. Fajnie, że Gerard znów śmieje się głośno i nie ma problemów, o których nie chciał mi mówić. Pewnie wszystko sobie dokładnie przemyślał, a życie wróciło do normy.

Szkolny dzwonek rozbrzmiał głośno i wielkie stado uczniów ruszyło w stronę wyjścia z budynku jak do walki. Ja sam biegłem jak oszalały, choć wydawało mi się to potwornie śmieszne. Gdy tylko wypadłem na zewnątrz, zaciągnąłem się powietrzem.

-To tak smakuje wolność stary! – powiedziałem do Scottiego,  który przystanął obok mnie i również głęboko oddychał.

-To co… Wesołych Świąt Mikey. – Podszedł bliżej i mocno mnie uścisnął.

-Wesołych Świąt Scotty – odparłem, dostrzegając w tym czasie Ray’ a wychodzącego z budynku. Uśmiechnął się na mój widok.

-Hej Młody, podrzucić Cię?

-Pewnie, już lecę! – Odsunąłem się od przyjaciela. – Jakoś się zgadamy, co nie?

-Oczywiście – odrzekł Scotty i powoli ruszył w dół po schodach. Dołączyłem do Ray’ a i razem udaliśmy się do jego samochodu znajdującego się na szkolnym parkingu. Jeździł starą toyotą w srebrnym kolorze. Nie wyglądała jakoś super bajerancko ale nie było też na co narzekać. Zająłem miejsce pasażera i już po chwili wyjechaliśmy na główną ulicę.

-Jak wam się układa z Christą? – pytanie momentalnie wywołało jeszcze większy uśmiech na twarzy kierowcy.

-Wiesz Młody… Chyba się zakochałem. – Ucieszyłem się, że był ze mną taki szczery. Byłem pewien, że Gerry jest jedynym Way’ em z którym się przyjaźni a wygląda na to, że i dla mnie jest miejsce w tym wąskim gronie.  – A jak tam z Laurą?

-Em, no wiesz… - Sam do końca nie wiedziałem, na czym opiera się nasz związek. – Nasze relacje są raczej.. Nietypowe. – Oboje głośno się zaśmialiśmy i przeszliśmy na luźniejszy temat, którym jak zazwyczaj okazała się muzyka. Ray potrafił opowiadać o swojej gitarze z ogromną pasją, jakby była dla niego czymś najważniejszym na świecie. Cóż… prawdopodobnie była jeszcze przed poznaniem Christy. Nigdy jeszcze nie miałem okazji go posłuchać, ale zapewniał, że kiedyś coś mi zagra.

Gdy tylko podjechaliśmy pod mój dom, pożegnałem się z Ray’ em i życzyłem mu radosnych świąt. Wysiadłem z samochodu i stanąłem jak wryty na widok mojego brata. Na drabinie.

Zawieszającego świąteczne lampki.

- Hej Mikey! – wydarł się, chwiejąc lekko przez co o mało nie dostałem zawału.

-Cześć Gerard. Co Ty robisz do cholery?

-Jak to co… Święta! – Wyszczerzył swe ząbki a ja rozbawiony i całkowicie bezradny wszedłem do domu. 
Mama krzątała się po kuchni, całe wnętrze było już dokładnie wyprzątane.

-Może Ty wiesz co temu idiocie strzeliło do głowy? – zapytałem trochę zbyt bezpośrednio, podchodząc do mamy i mocno ją przytulając.

-Cokolwiek go strzeliło, zrobiło to mocno, bo gdy wróciłam z pracy to wszystko było dokładnie wysprzątane.

-Nadciąga apokalipsa! – Razem z mamą głośno się zaśmialiśmy.

-Linda mówiła, że skończy dzisiaj wcześniej i od razu do nas przyjdzie. Ma do nas jakąś ważną sprawę, prosiła żebyśmy byli wszyscy. Idź na górę się jakoś ogarnąć. – Zmierzwiła mi włosy i ponownie zajęła się szykowaniem ciasteczek. Bałem się co wyniknie z połączenia mojej mamy i próby zrobienia jakiegokolwiek przysmaku ale nic nie mówiłem.

Udałem się do swojego pokoju, w międzyczasie słysząc jak Gerard wraca do domu.

-Za ile przyjdą?

-Linda przyjdzie chyba sama…

-Jak to, bez Franka? – Słychać było zrezygnowanie w jego głosie.

-Nie wiem Słońce.  – Usłyszałem kroki Gerarda na schodach więc szybko zniknąłem w pokoju. Panował tu znowu całkowity nieład. Wszędzie porozrzucane kartki, kurz na szafkach… Nie chciałem nawet wiedzieć co spoczywa pod łóżkiem, prawdopodobnie wkrótce samo stamtąd wyjdzie.

Rzuciłem plecak tuż obok biurka i usiadłem na krześle. Wszystkie kartki, które spoczywały na blacie momentalnie znalazły się na podłodze. Zacząłem głucho wpatrywać się w przestrzeń, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. To dziwne, że rodzina wciąż pyta się o pozwolenie przed wejściem.

-Proszę! – krzyknąłem, trochę głośniej niż było to konieczne.

-Hej Młody.- Gerard dopiero co przekroczył próg pokoju, a już wygodnie rozsiadł się na łóżku, strzepując wcześniej wszystkie zalegające tam rzeczy.

-Jak się czujesz? – spytałem, choć dobrze wiedziałem, że jest już całkowicie zdrowy. Wstałem z krzesła i zagrzałem miejsce tuż obok brata.

-Wyśmienicie. – Oparł się o ścianę i szeroko uśmiechnął. Nie mogłem już dłużej powstrzymywać nasuwającego się pytania.

-Coś Ty ostatnio taki szczęśliwy, co?

-A co w tym złego? – Zaśmiał się i lekko zmierzwił mi włosy. – Po prostu życie stało się miej pojebane z dnia na dzień. A co tam u Ciebie, braciszku? – Wiedziałem, że celowo zmienił temat ale nie chciałem go ciągnąć za język. Kiedy uzna, że chce to sam wyjaśni mi przyczynę cudownej zmiany.

-Ogólnie jest dobrze.

-Jak z Suką? – Co ich wszystkich tak dzisiaj wzięło na pytanie o mój związek, który w najbliższym czasie zamierzam zakończyć?

-Jest… Raczej dobrze.

-Wiesz… Widziałem ją ostatnio. – Spojrzałem na niego z nadzieją, że widział ją z innym chłopakiem. Wtedy miałbym jakiś mocny dowód. – Szła z dwoma chłopakami, którzy trzymali się za ręce… To dziwne, co nie? – Popatrzył na mnie z zaciekawieniem i oderwał plecy od ściany.

-Dziwne, bo nie wiedziałem żeby zadawała się z jakimiś gejami. Na dobrą sprawę nie mam nic przeciwko temu… Przecież to też ludzie, jak wszyscy inni. – Obserwowałem jak uśmiech Gerarda powiększa się z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem. Podniósł się z łóżka i złapał mnie za szyję.

-Kocham Cię Mikey. – Ucałował me czoło, jak to zwykł robić, gdy czegoś się bałem kiedy byłem dzieckiem, i najnormalniej w świecie wyszedł z pokoju.

 Cóż za dziwny człowieczek.

Przesiedziałem tak jeszcze z dziesięć minut nie bardzo wiedząc co powinienem ze sobą zrobić, gdy dobiegł mnie krzyk mamy.

-Chłopcy, chodźcie na dół. Pani Iero przyszła! – Nieśpiesznie wstałem z łóżka, na którym zdążyłem się już wygodnie ułożyć i skierowałem na korytarz. Gerard wyszedł dokładnie w tym samym momencie, nie uśmiechał się już aż tak mocno, po oczach było widać, że był lekko podenerwowany. Zeszliśmy na dół i przywitaliśmy się z sąsiadką, która siedziała już na kanapie w salonie. Gerry udał się do kuchni, by pomóc mamie w robieniu kawy a ja usiadłem na fotelu, naprzeciwko pani Lindy.

- Jak tam Mikey? Dzisiaj początek ferii, pewnie się cieszysz.

-Ależ oczywiście proszę pani. Nie mogłem się już doczekać tych dwóch tygodni wolnego. – Uśmiechnąłem się do niej, co momentalnie odwzajemniła. Po chwili dołączyli do nas mama i Gerard, przynosząc cztery kubki najwspanialszego napoju świata.

-Gdzie jest Frank proszę pani? – Zdziwiła mnie zarówno bezpośredniość brata jak i jego troska.

-Pojechał dziś zobaczyć się z ojcem, nie mówił Ci o tym? Myślałam, że informujecie się o wszystkim, zwłaszcza ostatnimi czasy. – Zaśmiała się krótko i spojrzała z zaciekawieniem na Gerrego.

-Nie, nic nie mówił. – Upił duży łyk kawy, chcąc zakończyć temat. Mogę się założyć, że poparzył sobie język.

-Ale to nawet dobrze, że go tu nie ma- zaczęła pani Linda, chcąc jak przypuszczam, przejść do sprawy, którą do nas miała. –Dostałam ostatnio awans, i niestety będę musiała wyjechać na święta do pracy… Wiem, że to okrutne, ale nie mogę się sprzeciwić ani jakkolwiek tego odkręcić. Rozmawiałam już z Frankiem i nie chce spędzić świąt z ojcem jak i nie chce się nikomu narzucać…

-Oczywiście, że może przyjść do nas – powiedziała spokojnie mama, powodując najszerszy uśmiech jaki w życiu widziałem na twarzy Gerarda. No cóż, też bym się pewnie cieszył, gdyby mój najlepszy przyjaciel miał spędzić ze mną święta.

-Na pewno nie ma problemu? – Upewniała się nieśmiało sąsiadka.

-Żadnego. – Przedstawiłem swoje stanowisko, spoglądając na Gerarda, który zmienił wyraz twarzy w ciągu zaledwie sekundy.

-Skoro Frank nie chciał spędzić świąt z ojcem, to dlaczego pojechał go odwiedzić? – spytał zaciekawiony, wyraźnie zaskakując panią Iero.

-Jego tata strasznie chciał się z nim zobaczyć i nalegał na to spotkanie…

-Nie ma problemu, żeby był tutaj. Będzie nam z nim dobrze. Jeśli to już wszystko to wybaczycie, ale pójdę do siebie… - Podniósł się z fotela i skierował do schodów, gdy wszyscy pokiwaliśmy głowami, dając mu niepotrzebne pozwolenie na oddalenie się.

Niedługo po tym, sam poszedłem w jego ślady, gdy mama z pani Linda zaczęły rozmawiać o różnych kobiecych sprawach, włączając to pewnego przystojniaka, który ostatnio przebiega rano przez naszą ulicę. Udałem się prosto do pokoju Gerarda, chcąc dowiedzieć się w końcu co kryje się w jego małym móżdżku.
Zastałem go, piszącego sms’ a. Leżał na łóżku, obtoczony dużą ilością kartek.

-Ładne. – Na jednej z nich narysowana była kobieta, ubrana w żółty kombinezon. Trzymała czarny pistolet a na jej twarzy znajdowała się niebieska maska.

-Co? – Wyrwałem go z zamyślenia, podążył za moim spojrzeniem i zaczął szybko zbierać wszystkie papiery, chowając je do nocnej szafki stojącej obok.

Usiadłem koło niego, czując na sobie jego wzrok. Wiedziałem, że nie jest w nastroju na żadne rozmowy, ale ciekawość zżerała mnie od środka.

-Gerard, co się z Tobą ostatnio stało? – Postanowiłem spytać prosto z mostu, nie obijając w bawełnę.

-To takie złe, że jestem szczęśliwy?- Chciał obrócić wszystko w żart, odpowiadając ponownie w ten sam sposób, jednak ja nie dawałem za wygraną.

-Zakładam, że rozwiązałeś kilka spraw, które męczyły Cię przez ostatnie tygodnie… Dlaczego o niczym mi nie mówisz Gerard?

-Dowiesz się w swoim czasie, obiecuję. – Usiadł obok mnie i lekko przytulił. – Po prostu, wszystko musi się ustabilizować, nie chcę zapeszać. – Jego telefon zaczął wibrować, informując o nadciągającym połączeniu. Spojrzał na ekran i szybko się odsunął. – Mikey, możesz mnie na chwilę zostawić samego?

Nic nie odpowiadając, po prostu ruszyłem w kierunku drzwi, zostawiając je lekko uchylone. Wiem, że nie powinienem, ale pokusa była zbyt silna.

- Zabiję Cię, czemu nie odpisywałeś? – Usłyszałem zdenerwowany głos brata, po czym zamilkł na dłuższą chwilę. – Tak, Twoja mama wciąż tu jest… - A to niespodzianka, rozmawiał z Frankiem. Doprawdy nigdy bym na to nie wpadł. – Możesz przyjść… Posiedzimy u mnie w pokoju… - Co to za ton? Nigdy nie słyszałem, by Gerard do kogoś tak  mówił… - Okay, czekam z niecierpliwością. – Zaśmiał się cicho i odłożył telefon na biurko.

Szybko udałem się do swojego pokoju, nie chcąc zostać przyłapanym na podsłuchiwaniu. Opadłem na łóżko i zabrałem się za czytanie komiksów. Ostatnio Gerry kupił mi nową serię o Batmanie, wszystkie numery okazały się niesamowite. Po jakimś czasie usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu i już po chwili przemieszcza się w górę po schodach. Wszystkie wątpliwości minęły, gdy usłyszałem serdeczny chichot brata, oraz Franka, który parę sekund później został stłumiony  przez zamknięte drzwi.

Cholernie ciekawiło mnie co ta dwójka tam razem robi, ale nie zdobyłem się na ponowne szpiegowanie.


Wierzyłem w to co powiedział Gerard, w swoim czasie wszystkiego się dowiem.

-----------------------------------------------------------------
Czy tylko ja chodzę od rana uradowana z powodu Ray'a ? ^^
Tak, jakby ktoś nie dostrzegł : 

http://www.raytoro.com


I am here to tell you  I am not dead. In fact, I am very much alive.

8 komentarzy:

  1. Szkoda, że nie szpiegował dalej :I
    Ogólnie przyjemny rozdział i nie mogę się doczekać co chłopaki będą robić podczas pobytu Franka u Wayów <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam szkoda, Mikey to dobry brat xD
      Już niedługo :)

      Usuń
  2. Ulalala, Frank i Gerard spędzął razem święta! ^^ No, rozdział świetny.
    Ajć, wszystkie rozdziały są świetne i miło się je czyta, ale i tak zawsze będę pisać to samo XD Ah, no to nic innego jak czekać na kolejny rozdział c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisz, pisz.. tego nigdy za wiele ;D
      Coraz bliżej święta...coraz bliżej święta! :)

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się ten rozdział!
    Uwielbiam jak przedstawiasz relacje między bohaterami~! Od razu widać, że Gee i Mikey są ze sobą blisko, ale chyba starszy Way trochę się boi powiedzieć bratu o swoim związku. Szkoda, mam nadzieję, że młody już niedługo się dowie ;)
    U nich to ferie, a u nas już rok szkolny się zaczyna T.T gdzie tu sprawiedliwość, ja się pytam! ;-;
    Ale fajnie, fajnie, bo opowiadanie jest na serio genialne! Już nie mogę się doczekać, kiedy wstawisz nowy rozdział~♡♥♡♥
    Weny i czasu^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że akurat relacja między nimi Ci się podoba, bo zależało mi by przedstawić ją w taki sposób. a Młody się dowie... w całkiem zaskakujący sposób xd już całkiem niedługo ;3
      Oj tam sprawiedliwość... będziesz sobie czytać o ich wolnym czasie, to będzie takie oderwanie od rzeczywistości ;D
      Dziękuję! :)
      xoxo.

      Usuń
  4. Napiszę krótko- podobało mi się. xD
    .
    .
    .
    .
    .
    A co to za czarne msze Gerdziu i Frank odprawiają w pokoju?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napiszę krótko - dziękuję xd
      A o 'czarnych mszach' będzie już w następnym rozdziale xd

      Usuń