*Mikey* piątek, grudzień 1994
Czy
to naprawdę dzisiaj? Przecież to niemożliwe! Te tortury nie mogą się tak po
prostu skończyć. To cierpienie nie ma granic! Ale, są od niego chociaż małe
przerwy. Dziś. Piątek.
Początek
ferii świątecznych! Alleluja!...
No
może niekoniecznie.
Razem
ze Scotty’ m przez całe czterdzieści pięć minut staramy się przyśpieszyć
wskazówki zegara. Historia… Gdyby nie fakt, że jestem z niej prawie
nieklasyfikowany, już dawno byłbym na zewnątrz. Niech Cię coś trafi człowieku,
twórco szkolnych zasad!
-Idziemy
gdzieś jeszcze po szkole? – Głos przyjaciela wyrwał mnie z wymyślania
różnorodnych tortur.
-Nie
mogę stary, mama prosiła żebym pomógł jej ogarnąć dom przed Świętami... No i
odwiedzinami sąsiadki.
Nawet
nie zauważyłem kiedy pani Iero i moja mama tak się zaprzyjaźniły. Spostrzegłem
to dopiero w środę, kiedy Frank przyszedł do Gerarda (co ciekawe był u nas też
we wtorek i czwartek), a pani Linda przyszła razem z nim. Obie doskonale się
dogadywały i było widać, że spotykały się już wcześniej. Cieszyło mnie to. Nie
pamiętam, by zapraszała do siebie jakąś koleżankę przed wprowadzeniem się
rodzinki Iero.
-A
Twój brat nie może tego zrobić?
-Gerry?
Opierdala się jak co roku.- Scotty przewrócił tylko oczami i starał się
wsłuchać w historię o Lincolnie.
Taka
prawda, Gerard nawet jakby był w pełni zdrowy nie robił by nic poza
przebywaniem w pokoju. Jedynie raz na jakiś czas mroczne siły zmusiły go do
chociażby zamiecenia podłogi. Oboje z mamą nie mieliśmy do niego żadnych
pretensji, bo często zajmował się gotowaniem, co wychodziło mu niesamowicie
dobrze. Cały weekend spędzi pewnie w kuchni. Oczywiście bez żadnej pomocy!
-Panie
Way… Nie popędzisz czasu choćbyś nie wiem jak bardzo próbował. Swoją drogą, co
się dzieje z pańskim bratem? – Z racji tego, że nasza szkoła miała jedynie
dwóch nauczycieli historii, zarówno ja jaki i Gerry mieliśmy lekcje z tym
samym.
-Jest
chory – odparłem, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę.
Odkąd
Gerard zniknął na weekend stał się zupełnie innym człowiekiem. Takim samym
jakim był kiedyś, jako dziecko. Chodził zawsze uśmiechnięty, coraz częściej
rozmawiał ze mną i mamą.
Jakby
go kosmici porwali w sobotę!
Frank
odwiedzał nas codziennie, niby chciał sprawdzić jak czuje się Gerard, ale nie
chciało mi się wierzyć w jego troskliwość. Pewnie chciał mu po prostu
uprzyjemnić czas choroby czy coś… Raczej mu się to udawało, bo gdy tylko
przychodził ich głośne śmiechy słyszałem nawet u mnie w pokoju. Fajnie, że
Gerard znów śmieje się głośno i nie ma problemów, o których nie chciał mi
mówić. Pewnie wszystko sobie dokładnie przemyślał, a życie wróciło do normy.
Szkolny
dzwonek rozbrzmiał głośno i wielkie stado uczniów ruszyło w stronę wyjścia z
budynku jak do walki. Ja sam biegłem jak oszalały, choć wydawało mi się to
potwornie śmieszne. Gdy tylko wypadłem na zewnątrz, zaciągnąłem się powietrzem.
-To
tak smakuje wolność stary! – powiedziałem do Scottiego, który przystanął obok mnie i również głęboko
oddychał.
-To
co… Wesołych Świąt Mikey. – Podszedł bliżej i mocno mnie uścisnął.
-Wesołych
Świąt Scotty – odparłem, dostrzegając w tym czasie Ray’ a wychodzącego z
budynku. Uśmiechnął się na mój widok.
-Hej
Młody, podrzucić Cię?
-Pewnie,
już lecę! – Odsunąłem się od przyjaciela. – Jakoś się zgadamy, co nie?
-Oczywiście
– odrzekł Scotty i powoli ruszył w dół po schodach. Dołączyłem do Ray’ a i
razem udaliśmy się do jego samochodu znajdującego się na szkolnym parkingu.
Jeździł starą toyotą w srebrnym kolorze. Nie wyglądała jakoś super bajerancko
ale nie było też na co narzekać. Zająłem miejsce pasażera i już po chwili
wyjechaliśmy na główną ulicę.
-Jak
wam się układa z Christą? – pytanie momentalnie wywołało jeszcze większy
uśmiech na twarzy kierowcy.
-Wiesz
Młody… Chyba się zakochałem. – Ucieszyłem się, że był ze mną taki szczery.
Byłem pewien, że Gerry jest jedynym Way’ em z którym się przyjaźni a wygląda na
to, że i dla mnie jest miejsce w tym wąskim gronie. – A jak tam z Laurą?
-Em,
no wiesz… - Sam do końca nie wiedziałem, na czym opiera się nasz związek. –
Nasze relacje są raczej.. Nietypowe. – Oboje głośno się zaśmialiśmy i
przeszliśmy na luźniejszy temat, którym jak zazwyczaj okazała się muzyka. Ray
potrafił opowiadać o swojej gitarze z ogromną pasją, jakby była dla niego czymś
najważniejszym na świecie. Cóż… prawdopodobnie była jeszcze przed poznaniem
Christy. Nigdy jeszcze nie miałem okazji go posłuchać, ale zapewniał, że kiedyś
coś mi zagra.
Gdy
tylko podjechaliśmy pod mój dom, pożegnałem się z Ray’ em i życzyłem mu
radosnych świąt. Wysiadłem z samochodu i stanąłem jak wryty na widok mojego
brata. Na drabinie.
Zawieszającego
świąteczne lampki.
-
Hej Mikey! – wydarł się, chwiejąc lekko przez co o mało nie dostałem zawału.
-Cześć
Gerard. Co Ty robisz do cholery?
-Jak
to co… Święta! – Wyszczerzył swe ząbki a ja rozbawiony i całkowicie bezradny
wszedłem do domu.
Mama krzątała się po kuchni, całe wnętrze było już dokładnie
wyprzątane.
-Może
Ty wiesz co temu idiocie strzeliło do głowy? – zapytałem trochę zbyt
bezpośrednio, podchodząc do mamy i mocno ją przytulając.
-Cokolwiek
go strzeliło, zrobiło to mocno, bo gdy wróciłam z pracy to wszystko było
dokładnie wysprzątane.
-Nadciąga
apokalipsa! – Razem z mamą głośno się zaśmialiśmy.
-Linda
mówiła, że skończy dzisiaj wcześniej i od razu do nas przyjdzie. Ma do nas
jakąś ważną sprawę, prosiła żebyśmy byli wszyscy. Idź na górę się jakoś
ogarnąć. – Zmierzwiła mi włosy i ponownie zajęła się szykowaniem ciasteczek.
Bałem się co wyniknie z połączenia mojej mamy i próby zrobienia jakiegokolwiek
przysmaku ale nic nie mówiłem.
Udałem
się do swojego pokoju, w międzyczasie słysząc jak Gerard wraca do domu.
-Za
ile przyjdą?
-Linda
przyjdzie chyba sama…
-Jak
to, bez Franka? – Słychać było zrezygnowanie w jego głosie.
-Nie
wiem Słońce. – Usłyszałem kroki Gerarda
na schodach więc szybko zniknąłem w pokoju. Panował tu znowu całkowity nieład.
Wszędzie porozrzucane kartki, kurz na szafkach… Nie chciałem nawet wiedzieć co
spoczywa pod łóżkiem, prawdopodobnie wkrótce samo stamtąd wyjdzie.
Rzuciłem
plecak tuż obok biurka i usiadłem na krześle. Wszystkie kartki, które
spoczywały na blacie momentalnie znalazły się na podłodze. Zacząłem głucho
wpatrywać się w przestrzeń, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. To dziwne, że
rodzina wciąż pyta się o pozwolenie przed wejściem.
-Proszę!
– krzyknąłem, trochę głośniej niż było to konieczne.
-Hej
Młody.- Gerard dopiero co przekroczył próg pokoju, a już wygodnie rozsiadł się
na łóżku, strzepując wcześniej wszystkie zalegające tam rzeczy.
-Jak
się czujesz? – spytałem, choć dobrze wiedziałem, że jest już całkowicie zdrowy.
Wstałem z krzesła i zagrzałem miejsce tuż obok brata.
-Wyśmienicie.
– Oparł się o ścianę i szeroko uśmiechnął. Nie mogłem już dłużej powstrzymywać
nasuwającego się pytania.
-Coś
Ty ostatnio taki szczęśliwy, co?
-A
co w tym złego? – Zaśmiał się i lekko zmierzwił mi włosy. – Po prostu życie
stało się miej pojebane z dnia na dzień. A co tam u Ciebie, braciszku? –
Wiedziałem, że celowo zmienił temat ale nie chciałem go ciągnąć za język. Kiedy
uzna, że chce to sam wyjaśni mi przyczynę cudownej zmiany.
-Ogólnie
jest dobrze.
-Jak
z Suką? – Co ich wszystkich tak dzisiaj wzięło na pytanie o mój związek, który
w najbliższym czasie zamierzam zakończyć?
-Jest…
Raczej dobrze.
-Wiesz…
Widziałem ją ostatnio. – Spojrzałem na niego z nadzieją, że widział ją z innym
chłopakiem. Wtedy miałbym jakiś mocny dowód. – Szła z dwoma chłopakami, którzy
trzymali się za ręce… To dziwne, co nie? – Popatrzył na mnie z zaciekawieniem i
oderwał plecy od ściany.
-Dziwne,
bo nie wiedziałem żeby zadawała się z jakimiś gejami. Na dobrą sprawę nie mam nic
przeciwko temu… Przecież to też ludzie, jak wszyscy inni. – Obserwowałem jak
uśmiech Gerarda powiększa się z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem.
Podniósł się z łóżka i złapał mnie za szyję.
-Kocham
Cię Mikey. – Ucałował me czoło, jak to zwykł robić, gdy czegoś się bałem kiedy
byłem dzieckiem, i najnormalniej w świecie wyszedł z pokoju.
Cóż za dziwny człowieczek.
Przesiedziałem
tak jeszcze z dziesięć minut nie bardzo wiedząc co powinienem ze sobą zrobić,
gdy dobiegł mnie krzyk mamy.
-Chłopcy,
chodźcie na dół. Pani Iero przyszła! – Nieśpiesznie wstałem z łóżka, na którym
zdążyłem się już wygodnie ułożyć i skierowałem na korytarz. Gerard wyszedł
dokładnie w tym samym momencie, nie uśmiechał się już aż tak mocno, po oczach
było widać, że był lekko podenerwowany. Zeszliśmy na dół i przywitaliśmy się z
sąsiadką, która siedziała już na kanapie w salonie. Gerry udał się do kuchni,
by pomóc mamie w robieniu kawy a ja usiadłem na fotelu, naprzeciwko pani Lindy.
-
Jak tam Mikey? Dzisiaj początek ferii, pewnie się cieszysz.
-Ależ
oczywiście proszę pani. Nie mogłem się już doczekać tych dwóch tygodni wolnego.
– Uśmiechnąłem się do niej, co momentalnie odwzajemniła. Po chwili dołączyli do
nas mama i Gerard, przynosząc cztery kubki najwspanialszego napoju świata.
-Gdzie
jest Frank proszę pani? – Zdziwiła mnie zarówno bezpośredniość brata jak i jego
troska.
-Pojechał
dziś zobaczyć się z ojcem, nie mówił Ci o tym? Myślałam, że informujecie się o
wszystkim, zwłaszcza ostatnimi czasy. – Zaśmiała się krótko i spojrzała z
zaciekawieniem na Gerrego.
-Nie,
nic nie mówił. – Upił duży łyk kawy, chcąc zakończyć temat. Mogę się założyć,
że poparzył sobie język.
-Ale
to nawet dobrze, że go tu nie ma- zaczęła pani Linda, chcąc jak przypuszczam,
przejść do sprawy, którą do nas miała. –Dostałam ostatnio awans, i niestety
będę musiała wyjechać na święta do pracy… Wiem, że to okrutne, ale nie mogę się
sprzeciwić ani jakkolwiek tego odkręcić. Rozmawiałam już z Frankiem i nie chce
spędzić świąt z ojcem jak i nie chce się nikomu narzucać…
-Oczywiście,
że może przyjść do nas – powiedziała spokojnie mama, powodując najszerszy
uśmiech jaki w życiu widziałem na twarzy Gerarda. No cóż, też bym się pewnie
cieszył, gdyby mój najlepszy przyjaciel miał spędzić ze mną święta.
-Na
pewno nie ma problemu? – Upewniała się nieśmiało sąsiadka.
-Żadnego.
– Przedstawiłem swoje stanowisko, spoglądając na Gerarda, który zmienił wyraz
twarzy w ciągu zaledwie sekundy.
-Skoro
Frank nie chciał spędzić świąt z ojcem, to dlaczego pojechał go odwiedzić? – spytał
zaciekawiony, wyraźnie zaskakując panią Iero.
-Jego
tata strasznie chciał się z nim zobaczyć i nalegał na to spotkanie…
-Nie
ma problemu, żeby był tutaj. Będzie nam z nim dobrze. Jeśli to już wszystko to
wybaczycie, ale pójdę do siebie… - Podniósł się z fotela i skierował do
schodów, gdy wszyscy pokiwaliśmy głowami, dając mu niepotrzebne pozwolenie na
oddalenie się.
Niedługo
po tym, sam poszedłem w jego ślady, gdy mama z pani Linda zaczęły rozmawiać o
różnych kobiecych sprawach, włączając to pewnego przystojniaka, który ostatnio
przebiega rano przez naszą ulicę. Udałem się prosto do pokoju Gerarda, chcąc
dowiedzieć się w końcu co kryje się w jego małym móżdżku.
Zastałem
go, piszącego sms’ a. Leżał na łóżku, obtoczony dużą ilością kartek.
-Ładne.
– Na jednej z nich narysowana była kobieta, ubrana w żółty kombinezon. Trzymała
czarny pistolet a na jej twarzy znajdowała się niebieska maska.
-Co?
– Wyrwałem go z zamyślenia, podążył za moim spojrzeniem i zaczął szybko zbierać
wszystkie papiery, chowając je do nocnej szafki stojącej obok.
Usiadłem
koło niego, czując na sobie jego wzrok. Wiedziałem, że nie jest w nastroju na
żadne rozmowy, ale ciekawość zżerała mnie od środka.
-Gerard,
co się z Tobą ostatnio stało? – Postanowiłem spytać prosto z mostu, nie
obijając w bawełnę.
-To
takie złe, że jestem szczęśliwy?- Chciał obrócić wszystko w żart, odpowiadając
ponownie w ten sam sposób, jednak ja nie dawałem za wygraną.
-Zakładam,
że rozwiązałeś kilka spraw, które męczyły Cię przez ostatnie tygodnie… Dlaczego
o niczym mi nie mówisz Gerard?
-Dowiesz
się w swoim czasie, obiecuję. – Usiadł obok mnie i lekko przytulił. – Po
prostu, wszystko musi się ustabilizować, nie chcę zapeszać. – Jego telefon
zaczął wibrować, informując o nadciągającym połączeniu. Spojrzał na ekran i
szybko się odsunął. – Mikey, możesz mnie na chwilę zostawić samego?
Nic
nie odpowiadając, po prostu ruszyłem w kierunku drzwi, zostawiając je lekko
uchylone. Wiem, że nie powinienem, ale pokusa była zbyt silna.
-
Zabiję Cię, czemu nie odpisywałeś? – Usłyszałem zdenerwowany głos brata, po
czym zamilkł na dłuższą chwilę. – Tak, Twoja mama wciąż tu jest… - A to
niespodzianka, rozmawiał z Frankiem. Doprawdy nigdy bym na to nie wpadł. –
Możesz przyjść… Posiedzimy u mnie w pokoju… - Co to za ton? Nigdy nie
słyszałem, by Gerard do kogoś tak mówił…
- Okay, czekam z niecierpliwością. – Zaśmiał się cicho i odłożył telefon na
biurko.
Szybko
udałem się do swojego pokoju, nie chcąc zostać przyłapanym na podsłuchiwaniu. Opadłem
na łóżko i zabrałem się za czytanie komiksów. Ostatnio Gerry kupił mi nową
serię o Batmanie, wszystkie numery okazały się niesamowite. Po jakimś czasie
usłyszałem, że ktoś wchodzi do domu i już po chwili przemieszcza się w górę po
schodach. Wszystkie wątpliwości minęły, gdy usłyszałem serdeczny chichot brata,
oraz Franka, który parę sekund później został stłumiony przez zamknięte drzwi.
Cholernie
ciekawiło mnie co ta dwójka tam razem robi, ale nie zdobyłem się na ponowne
szpiegowanie.
Wierzyłem
w to co powiedział Gerard, w swoim czasie wszystkiego się dowiem.
-----------------------------------------------------------------
Czy tylko ja chodzę od rana uradowana z powodu Ray'a ? ^^
Tak, jakby ktoś nie dostrzegł :
Szkoda, że nie szpiegował dalej :I
OdpowiedzUsuńOgólnie przyjemny rozdział i nie mogę się doczekać co chłopaki będą robić podczas pobytu Franka u Wayów <3
Oj tam szkoda, Mikey to dobry brat xD
UsuńJuż niedługo :)
Ulalala, Frank i Gerard spędzął razem święta! ^^ No, rozdział świetny.
OdpowiedzUsuńAjć, wszystkie rozdziały są świetne i miło się je czyta, ale i tak zawsze będę pisać to samo XD Ah, no to nic innego jak czekać na kolejny rozdział c:
Pisz, pisz.. tego nigdy za wiele ;D
UsuńCoraz bliżej święta...coraz bliżej święta! :)
Bardzo podoba mi się ten rozdział!
OdpowiedzUsuńUwielbiam jak przedstawiasz relacje między bohaterami~! Od razu widać, że Gee i Mikey są ze sobą blisko, ale chyba starszy Way trochę się boi powiedzieć bratu o swoim związku. Szkoda, mam nadzieję, że młody już niedługo się dowie ;)
U nich to ferie, a u nas już rok szkolny się zaczyna T.T gdzie tu sprawiedliwość, ja się pytam! ;-;
Ale fajnie, fajnie, bo opowiadanie jest na serio genialne! Już nie mogę się doczekać, kiedy wstawisz nowy rozdział~♡♥♡♥
Weny i czasu^^
Cieszę się, że akurat relacja między nimi Ci się podoba, bo zależało mi by przedstawić ją w taki sposób. a Młody się dowie... w całkiem zaskakujący sposób xd już całkiem niedługo ;3
UsuńOj tam sprawiedliwość... będziesz sobie czytać o ich wolnym czasie, to będzie takie oderwanie od rzeczywistości ;D
Dziękuję! :)
xoxo.
Napiszę krótko- podobało mi się. xD
OdpowiedzUsuń.
.
.
.
.
A co to za czarne msze Gerdziu i Frank odprawiają w pokoju?
Napiszę krótko - dziękuję xd
UsuńA o 'czarnych mszach' będzie już w następnym rozdziale xd