piątek, 5 września 2014

Rozdział 27

*Frank* niedziela, grudzień 1994

Jeśli spodziewaliście się gorącego romansu powstałego między mną a Gerardem, to muszę was rozczarować, gdyż nie doszło do niczego większego niż zwykłe całusy. Na dobrą sprawę, to nawet one nie zdarzały się zbyt często.

Cała ta sytuacja była dla nas obojga nieźle popierdolona i całkowicie nowa. Nie wiedzieliśmy jak się zachowywać, ani jak powinny wyglądać nasze spotkania. Ale było coś, czego byliśmy pewni. Mianowicie tego, że nikt nie może dowiedzieć się o tym, co ze sobą tworzyliśmy, oraz to, że było nam w tym niesamowicie dobrze. Myślałem, że do tego czasu byliśmy z Gerardem i tak całkiem blisko, jednakże fakt, iż teraz nie istniały pomiędzy nami absolutnie żadne granice, czynił naszą relację jeszcze bardziej trwałą i popieprzoną. Czułem się kurewsko dobrze, gdy mogłem po prostu wpatrywać się w jego twarz i sylwetkę, nie budząc żadnych nieporozumień. Teraz już wiem, że robiłem to też wcześniej, jednak wszystkiego skutecznie się wypierałem.

Dopiero Hugh uzmysłowił mi co tak naprawdę się ze mną dzieje. Ciekawe… Pomyśleć, że chciałem się z nim spotkać by tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że nic do Gerarda nie czuję. On natomiast przedstawił mi wyniki swych miesięcznych obserwacji, które po kryjomu prowadził, i przedstawił mi kilka zaskakujących faktów. Z początku oczywiście nie przyjmowałem do wiadomości żadnego wypowiedzianego zdania, ale później zdałem sobie sprawę, że wszystko było prawdą. Pragnąłem Gerarda, dalej tak jest.

Pragnienie… Czymże jest w moim przypadku?

 Pragnienie akceptacji zostało zaspokojone w momencie, gdy Gee przedstawił mi swoje stanowisko w tej sprawie.
Pragnienie widoku jego osoby jak najczęściej było to możliwe, również jest systematycznie spełniane.

Czy pragnąłem posunąć się dalej? Poza lekkie buziaki składane na policzkach lub ustach? Szczerze mówiąc nie wiem. Nie wiem nawet co miałbym zrobić. Nie wiem, jak posunąć się dalej, i mam wrażenie że Gerard też nie ma o tym bladego pojęcia. Zakładam, że z czasem wszystko zaczynie się rozwijać, może i nawet wbrew naszej woli. Dziwiłem się niesamowicie na przebieg całego tego zdarzenia. Wszystko poszło tak łatwo i szybko! Oczywiście oboje byliśmy nieporadni. Ba! Jakby przyglądał nam się jakiś inny homoseksualista wręcz buchnął by śmiechem…

Czy ja jestem homoseksualistą?

Nie! Nie! Nie!... Nie?

Ja po prostu pragnę Gerarda. Cytując Hugh ‘Patrzysz na niego jak na cud świata, nieświadomie zagryzasz wargę gdy wasze spojrzenia się spotykają. A teraz, czerwienisz się Frankie… Czerwienisz! Nie jesteś na mnie zły, nawet nie zaprzeczasz!’ .

Przecież to nie znaczy od razu, że moja orientacja ma jakieś problemy egzystencjalne!
Kurwa… To właśnie znaczy.

I co mnie to! Gerardowi jest dobrze, ja czuję się jak w niebie… Mogę i być gejem! O ile nikt się o tym nie dowie…
Z tym mieliśmy dość spory problem. Fakt, codziennie przychodziłem do Gee i zamykaliśmy się u niego w pokoju, wtedy mogliśmy spokojnie się przywitać i pocieszyć sobą. Byłem z nas strasznie dumny! Przez cały ten tydzień, jego mama tylko raz ujrzała nas, ściskających się w progu na pożegnanie, co jak się później okazało uznała za urocze. Najbardziej obawiałem się jednak o Mikey’ a, bo jego pokój mieścił się stosunkowo blisko miejsca, w którym z Gerardem często śmialiśmy się i czasem zbyt głośno coś do siebie mówiliśmy.

Boże jak to zabrzmiało…

Śmialiśmy się, gdy rozmawialiśmy o czymś zabawnym lub oglądaliśmy filmy, podczas których zajmowałem wygodne miejsce na klatce piersiowej Gee i delikatnie gładziłem jego brzuch przez materiał koszulki a on drapał mnie lekko po plecach.
Mówiliśmy głośno dużo rzeczy. Krzyczeliśmy na siebie, kłócąc się który powinien przynieść coś do picia lub jedzenia. A nagrodą za wykonanie tego zadania był zazwyczaj mocny uścisk i buziak w policzek, co każdy z nas mógł i tak otrzymać bez żadnych większych starań.

To naprawdę był spokojny i zwyczajny tydzień!

-Frankie… Twój telefon dzwoni! – kompletnie zapomniałem, że zostawiłem go na parterze. Szybko zerwałem się z łóżka i owinięty kocem, pod którym spałem, w piżamie zbiegłem na dół.

Nie zdziwiła mnie wyświetlona nazwa kontaktu.

-Dzień dobry Frankie! – Jak miło usłyszeć jego głos tak z samego rana. Poczerwieniałem lekko, zawstydzony własnymi myślami przez co szybko zwróciłem się w stronę schodów.

-Gee… Jest wcześnie. – Postanowiłem jednak udać się do kuchni i jedną ręką wstawiłem wodę na kawę.

-Oj zamknij się śpiochu- zaśmiał się delikatnie, a w oddali można było jeszcze usłyszeć głos jego brata.- Idziemy z Młodym po prezenty, chcesz iść z nami?

-Spoko, z wielką chęcią… A kiedy? – Zalałem kawę a po chwili ktoś zapukał do drzwi. Z racji, że mama wróciła już do swojego pokoju sam musiałem pofatygować się by sprawdzić kto nawiedza nas o tak wczesnej godzinie. To dziwne, że zacząłem wstawać z samego rana. – Gerard, halo. Kiedy?
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem dwie postacie.

-Teraz.- Widziałem jak ze wszystkich sił próbuje powstrzymać uśmiech malujący się na twarzy. Zakończył połączenie i schował telefon do kieszeni płaszcza, który doskonale na nim leżał.

Dziwne, widziałem go w nim już tyle razy, a dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, jak dobrze wygląda.
Na szyi zawiązany miał oczywiście szalik. Nosił je praktycznie zawsze. Tym razem wybrał czerwony, który o ile dobrze pamiętam dostał od babci. Jego nogi były pokryte szarym materiałem obcisłych rurek, a czarne włosy zakrywała tego samego koloru czapka.

Wyglądał wspaniale.

-Nie wpuścisz nas nawet? – Z zamyślenia wyrwał mnie Mikey, na którego nie zwróciłem wcześniej szczególnie uwagi. Nie było to zbyt miłe z mojej strony ale cóż mogłem poradzić na to, że jego brat jakby wyrywa mnie z tego świata gdy tylko jest w pobliżu.

-No tak! Właźcie.- Opuściłem w końcu telefon, który wciąż trzymałem przy uchu i położyłem go na szafce, stojącej obok drzwi. Bracia weszli do środka i zdjęli buty.

-Czuję kawę!- Gerard pociągnął nosem, napawając się świeżym zapachem. Uśmiechnąłem się szeroko i skierowałem do kuchni, by przygotować dwa dodatkowe kubki. Nie musiałem pytać, czy mieliby ochotę się napić… Ta dwójka zawsze ją miała.

Gerard wraz z Mikey’ em usiedli przy stole a ja położyłem przed nimi kubki, orientując się, że wciąż chodzę otulony kocem pod którym skrywam pidżamę.

-Eee – czułem jak ciepło wpływa na moje policzki.- To posiedźcie tu chwilę a ja pójdę się przebrać. – Przytaknęli a ja śpiesznie udałem się w stronę pokoju, informując po drodze mamę o tym, że mamy gości. Przed wejściem do środka  słyszałem jak się z nimi wita.

Szybko odrzuciłem koc na łóżko i udałem się do łazienki, by w rekordowym tempie wziąć prysznic i ogarnąć mniej więcej moje włosy. Ubrałem się we wcześniej przygotowaną koszulkę i bokserki po czym wróciłem do pokoju by znaleźć jakieś spodnie.
Przerzucałem pościel i sterty różnych ubrań, gdy usłyszałem jak drzwi się otwierają. Obejrzałem się i dostrzegłem uśmiechniętą twarz mojego Way’ a.

Mojego Way’ a?! Co to kurwa za określenie Iero?!

-A Ty co tu robisz? – podszedłem do niego i pociągnąłem a rękę, by wszedł do środka.

-Przyszedłem zobaczyć jak Ci idzie… - uśmiechnął się – Mikey o czymś tam dyskutuje z Twoją mamą… Chyba nawet nie zauważyli, że zniknąłem.

Wyglądał tak niesamowicie. Kilka kosmyków włosów opadało na jego bladą twarz, podczas gdy reszta tkwiła w całkowitym nieładzie. Uśmiechał się delikatnie, patrząc w moje oczy. Przyszedł tu naprawdę bez żadnych podtekstów, chciał mnie po prostu zobaczyć.
Na jego szczęście lub nie, ja miałem inne zamiary.

Podszedłem jeszcze bliżej, praktycznie opierając się o ciało Gee. Zaczerwienił się lekko, gdy poczuł jak układam ręce na jego biodrach. Pocałowałem szyję, bo to ona znajdowała się na poziomie moich ust i dobrze wiedziałem jak Gerard uwielbia moment, gdy to właśnie tam znajdują się moje wargi. Poczułem jak jego ręce zajmując miejsce na mojej szyi i włosach. Po chwili podciągnął mnie do góry i złączył lekko nasze wargi.

Jak na razie nie posuwaliśmy się do niczego więcej. Nawet do całowania się z językiem. Dużo o tym rozmawialiśmy i postanowiliśmy poruszać się naprawdę małymi kroczkami. Skoro takie niewinne całusy już nas pobudzając to aż strach pomyśleć co stało by się gdyby doszło do głębszych pieszczot. Skoro tyle wystarczy, by sprawić nam niezmierną przyjemność, to tego będziemy się jak na razie trzymać.
Odsunęliśmy się od siebie, gdy usłyszeliśmy poganiający krzyk Mikey’ a. No tak, przecież on tam czekał z moją mamą. Szybko założyłem stare jeansy i przed wyjściem jeszcze raz ucałowałem Gerarda.

Wkraczaliśmy do piątego sklepu, gdy straciłem całą wiarę w ludzkość i przyjemność zakupów. Okazało się, Way’ owie poza prezentami muszą kupić sobie ubrania na Święta.
Które, swoją drogą, miałem spędzić w ich domu. Gdy tylko mama przekazała mi tą informację wczoraj wieczorem, po moim powrocie od Gerarda, myślałem z początku że najzwyczajniej w świecie robi sobie ze mnie żarty. Napisałem szybko do Gee, a on tylko potwierdził jej słowa, nie kryjąc przy tym entuzjazmu, który szybko zawładną też moją osobą.

Po wczorajszym spotkaniu, zacząłem rozważać spędzenia tych kilku dni jednak z ojcem i resztą rodziny Iero. Na szczęście nie zdecydowałem się na to, będąc wciąż w naszym starym mieszkaniu. A po powrocie do domu wiedziałem już, że Święta spędzę u Way’ ów.
Mój tata dokładnie opisał mi to, co zaszło między nim a mamą. Rozmowa zajęła mnie tak bardzo, że nie reagowałem nawet na przychodzące sms’ y. Zaczynałem powoli pojmować całą tą sytuację, która na dobrą sprawę nie była już aż tak dla mnie przygnębiająca. Zrozumiałem ojca, jego postępowanie oraz to, że wina leży po dwóch stronach, o czym wcześniej kilkakrotnie zapewniała mnie mama lecz nie chciałem jej słuchać. Winiłem za wszystko tatę, co okazało się błędem. Wychodząc, obiecałem że będę go częściej odwiedzał.

-Może ta? – Mikey popatrzył na mnie swoimi zawsze radosnymi oczami i podsunął pod nos białą koszulę.

-Mikey… To koszula. Jest biała. Jest kurwa taka sama jak trzy wcześniejsze które mi pokazywałeś. – Byłem naprawdę zrezygnowany. Na szczęście młodszy Way nie wziął tego do siebie i zaśmiał się głośno, stając obok mnie i pokazując na górną część ubrania.

-Zobacz… Tu ma takie fajne wzorki. Wcześniejsze tego nie miały. Guziki też są inne. Ogólnie krój jest totalnie nowy… - I wymieniał tak dalej, już nawet nie tłumacząc mi, a jeszcze bardziej nakręcając się na tą jebaną koszulę.

-To idź przymierzyć. – Gerard znalazł się za nami jak rasowy ninja. Zdziwił mnie fakt, że wcześniej nie wyczułem jego dość mocnych perfum, które nota bene uwielbiałem.

-A Ty co tam masz? – Mikey wskazał na kilka ubrań które jego brat trzymał w dłoni. Też mnie to zaciekawiło, ponieważ jego strój kupiliśmy już w poprzednich sklepach. Nawet ich nie przymierzał.

-Coś dla Ciebie. – Skierował ciuchy w moją stronę, sprowadzając tym samym spojrzenie moich zirytowanych oczu na siebie.

-Chyba żartujesz… - warknąłem, chcąc jak najszybciej odtrącić go od tego pomysłu. Wiedziałem niestety, że nie mam zbyt dużych szans, bo Gerard uśmiechnął się promiennie, przez co sprawił że jego zielone oczy stały się radosne.

Nie mogłem dłużej protestować.

-Jak tam Frankie? –Słyszałem jak przebiera nogami tuż przed moją przymierzalnią.

-Jeszcze nie – odparłem cicho, lecz wiedziałem, że usłyszał bo po chwili poszedł dalej, próbując odnaleźć Mikey’ a.

Naciągałem na siebie dość luźne, czarne spodnie. Ucieszyłem się, że Gee nie wybrał mi jakiejś obcisłej pary…
Ja zapewne bym taką dla niego wybrał.

Na górę otrzymałem czerwoną koszulę, którą sam dostrzegłem już wcześniej i mi się spodobała. Westchnąłem zirytowany patrząc na metkę, która informowała że rozmiar ubrania był o dwa razy za mały. Otworzyłem szczelne drzwi od kabiny i wystawiwszy z niej głowę poprosiłem Gerarda by przyniósł mi większą.

Dla zabicia nudy postanowiłem się trochę zdołować moim wyglądem i spróbowałem się w nią zmieścić. Oczywiście rękawy weszły bez większego problemu, bo moich ramion nie pokrywała nawet cieniutka warstwa jakichkolwiek wyrzeźbionych mięśni. Stanąłem przed lustrem i zaśmiałem się tak, że z pewnością usłyszał mnie cały sklep. Obie strony koszuli nie były nawet blisko siebie.

-Frankie co się stało? – zapytał Gee, który bez problemu wszedł do środka, gdyż jak się zorientowałem, zapomniałem zablokować ponownie drzwiczek.

-Popatrz na to… - Dalej się śmiejąc obróciłem się w jego stronę. Zamknął za sobą drzwi i przekręcił zamek. Nie przeszkadzało mi to. Nie raz widział mnie wcześniej bez koszulki zanim jeszcze połączyła nas ta chora relacja, a na ludzi, którzy dostrzegli że jeden chłopak wchodzi do przymierzalni drugiego miałem po prostu wyjebane.- Jestem tak kurewsko gruby!

-Nie jesteś gruby Frankie, po prostu wybrałem zły rozmiar. – Spostrzegłem, że jego wzrok utkwił poniżej moich oczy i ogólnie twarzy. Studiował całą odkrytą powierzchnię mojej klaty, zagryzając przy tym dolną wargę. Zarumieniłem się.

-Jestem, jestem. Po prostu nie chcesz być niemiły – odparłem radośnie i podszedłem bliżej, spoglądając mu prosto w oczy.

Uśmiechnął się w ten niesamowity sposób i skierował swe dłonie na moją odkrytą skórę, przewieszając koszulę na ręku.

– Jesteś idealny Frank.

Poczułem jak przechodzą mnie dreszcze. Czułem się tak nieziemsko, słysząc tak miłe słowa i czując jego dotyk na ciele.

-Dziękuję. – Uśmiechnąłem się nieśmiało i musnąłem jego usta.

Po chwili poczułem, że jego dłonie zaczęły jeździć po mojej skórze, przez co coraz namiętniej całowałem jego wargi. Oddałem się tej czynności całkowicie, czując jak Gerard bez przerwy gładzi moje ciało.

-Ta leży jak ulał.

Kurwa, co ze mną? Nawet nie zorientowałem się kiedy Gee zsunął ze mnie mniejszą koszulę i nałożył mi drugą. Odsunąłem się od niego i przejrzałem w lustrze. Rzeczywiście, pasowała doskonale i  dobrze komponowała się ze spodniami.

-Bierzmy ją i spierdalajmy z tego centrum. – Chciałem jak najszybciej wyjść z tego miejsca. Miałem dość tej duchoty, zapachu panującego w całej galerii oraz sztucznie miłych ludzi chcących doradzić na co powinieneś wydać kasę.

Gerard podszedł do mnie i obtoczył mój brzuch ramionami, przytulając się do pleców.

-Masz rację. Tylko sprawdzę co u Młodego. – Pocałował mnie  w policzek i wyszedł z kabiny. Przebrałem się w swoje ubrania, będąc dumny z faktu iż w moich bokserkach nie kryła się erekcja. Sądząc po tym, że Gee od razu stąd wyszedł, on również nie miał żadnego problemu w spodniach. Wygląda na to, że oboje zaczynamy być coraz bardziej odporni, co pozwoli nam może posunąć się trochę dalej.
Oczywiście na nic nie naciskam. W zupełności mi wystarczy to, co mamy na dzień dzisiejszy.

Opuściłem kabinę, od razu spostrzegając chłopaków przy kasie. Ucieszyłem się niezmiernie, że strój Mikey’ a okazał się równie trafiony co mój.

-Więc jednak te wzorki miały duże znaczenie! – powiedziałem z ulgą, szturchając młodszego z Way’ ów.

-Nie zapomnij o guzikach! – Wszyscy głośno się roześmialiśmy, zwracając na siebie uwagę połowę sklepu.

Opuściliśmy to miejsce jak i całą galerię w rekordowym tempie, kierując się w stronę naszego osiedla. Droga zleciała nam na gadaniu o świętach. W pewnym momencie uświadomiłem sobie coś bardzo irytującego.

-Kurwa chłopaki! – Stanąłem pośrodku chodnika, krzycząc. – My mieliśmy kupić prezenty, a nie ciuchy do cholery… - Roześmialiśmy się głośno, z naszej własnej głupoty.

Wróciliśmy do galerii. Oczywiście nie chcieliśmy znów się tam znaleźć ale wspólnie uznaliśmy, że skoro ten dzień jest zakupową torturą, to oszczędzimy sobie marnowania innego.
Rozdzieliliśmy się, chcąc zaoszczędzić na czasie. Doskonale wiedzieliśmy, że prezenty powinny być niespodziankami, a niektóre z osób dla których mieliśmy je kupić były w naszym gronie. Skończyło się oczywiście, że od razu znalazł mnie Gerard i razem chodziliśmy po sklepach, unikając Mikey’ a, który mógłby się zasmucić, gdyby zobaczył że tylko on chodzi sam.

Poszliśmy do muzycznego, gdzie Gerard kupił płytę Nirvany dla Ray’ a, a ja książkę dla Mikey’ a i Hugh. Pierwszy z nich otrzyma poradnik do gry na gitarze, na którą zdecydowałem się po tym jak Gee powiedział mi, że zamówił dla niego gitarę, a mój ‘młodszy brat’ dostanie książkę przygodową, o której wspominał mi jakiś czas temu.
Po kupieniu zestawu do malowania dla mamy oraz pani Donny Way i śmiesznego krawatu dla taty, pozostał mi już tylko jeden, przypuszczalnie najważniejszy prezent, przeznaczony dla Gerarda. Rozmyślałem już wcześniej o tym, co mógłbym mu podarować jednak nie wpadłem na żaden ciekawy pomysł.

-Chyba pora się rozstać Frankie. – Wychodziliśmy właśnie z kolejnego odzieżowego, gdzie Gee kupił ładną sukienkę dla mamy.

-A ja wciąż nie mam żadnego pomysłu… - odparłem zrozpaczony.

-Coś znajdziesz. – Obdarzył mnie wspaniałym uśmiechem. – W ogóle, mam pewien pomysł.- Usiadł na ławce i wskazał miejsce obok siebie.

-No słucham…

-Nie kupujmy sobie nic wielkiego, co? Jakiś drobiazg.

-No spoko… Dlaczego? – Nie bardzo wiedziałem co ma na myśli. Przecież byłoby nas stać na całkiem ambitne prezenty.

-Po prostu, chciałbym żeby to było coś symbolicznego. Co będziemy miło wspominać. Wiesz o co mi chodzi? – Przytaknąłem, choć dalej nie wiedziałem o chuj mu chodzi. Wstaliśmy i ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach, tyle że on wiedział dokładnie gdzie zmierzał.

Ja zaś stanąłem jak totalny głupek pośrodku galerii rozglądając się na wszystkie strony świata. Po pewnym czasie dostrzegłem sklep z szalikami. Jakim idiotą jestem że wcześniej nie wpadłem na to, żeby kupić osobie uwielbiającej szalik… Właśnie szalik? Ogromnym.

Kiedy w końcu cała trójka miała kupione wszystkie prezenty udaliśmy się, już bez większych problemów, do domów. Mikey kupił perfumy dla mamy, czapkę dla swojego kolegi Scottiego i naszyjnik dla Suki, który od razu z Gerardem wyśmialiśmy stwierdzając, że to idealna obroża.

Dawno nie byłem aż tak zmęczony, a przecież to nie tak, że zwykle się opierdalam nic nie robiąc. Po prostu nie cierpię zakupów, a zmarnowaliśmy na nie cały dzień. W drodze do pokoju mijałem mamę, która pakowała walizkę, przygotowując się do podróży. Było mi smutno, że nie spędzę z nią świąt. Nawet fakt iż spędzę je z Gee zbytnio nie poprawiał mi humoru. Gerard, Gerardem… Ale to nie on mnie zrodził.
Odłożyłem prezenty pod biurko i zszedłem na dół.

-Jak tam Ci idzie? –Walizka mamy wyglądała już na gotową do podróży.

-Chodź do mnie Frankie… - Uśmiechnęła się lekko i usadowiła mnie na kolanach.

-Mamo, nie płacz. – Ścisnąłem ją mocno, gdy tylko usłyszałem jak głośno nabiera powietrza.

-Przepraszam Frankie.

-Za co Ty mnie przepraszasz? – Odsunąłem się i spojrzałem w jej oczy. –Za to, że dostałaś awans i będziemy mieć więcej pieniędzy? Za to że sprowadziłaś nas tutaj przez co jestem szczęśliwy jak nigdy wcześniej? – Obserwowałem jak wyraz twarzy mamy diametralnie się zmienia. – Jakoś przeżyjemy te Święta mamo. A teraz, opowiedz mi o tym przystojniaku, którego obserwujesz z panią Way każdego ranka! – Zszedłem z jej kolan i usadowiłem się wygodnie na kanapie.

-Mikey Way to podłe stworzonko… - Zażartowała po czym, o dziwo, naprawdę opowiedziała mi o tym kolesiu.

Rozmawialiśmy naprawdę długo, o wszystkim. Dowiedziałem się, że podoba jej się też jeden facet w pracy, który jedzie z nią na ten wyjazd. Opowiedziała mi też o swojej przyjaźni z panią Way, co niezmiernie mnie ucieszyło. Ja też powiedziałem jej wiele. O moich problemach z matmą, o tym, że Hugh nie odzywał się do mnie odkąd wyjechał do Californii. Zarysowałem jej też sylwetkę jego imiennika, którym tak jakby się opiekowałem. Niestety zbytnio się zapędziłem i zapomniałem pominąć kwestię jego orientacji. Z drugiej strony cieszyłem się na to, że poznam opinię mamy na ten temat.

- Cieszę się, że zaprzyjaźniłeś się z tym chłopcem. Z tego co słyszę wynika, że możesz mu pomóc Frankie… 

- Jakby nie wyłapała tego, że jest gejem. Nie mogłem dłużej czekać.

-Mamo, a co sądzisz o tym, że jest gejem? – spytałem prosto z mostu, zniecierpliwiony i oczywiście nie zdołałem ogarnąć ciekawości, która zapewne pojawiła się w moich oczach. Moja mama się roześmiała.

-Frankie, ja wiem. – Moje serca na chwilę stanęło w miejscu i wstrzymałem oddech. Przecież ona nie mogła tego wiedzieć…

-Mamo! Ja przecież…

-Kochanie nie kłam. I nie bój się, bo nie przeszkadza mi to. – Położyła dłoń na mym ramieniu i uśmiechała się szeroko. Patrzyła na mnie z troską i spokojem, przez co zacząłem powoli ogarniać sytuację.

-Skąd wiesz?

-Podejrzewałam to od czasu kiedy zobaczyłam malinkę na Twojej szczęce. – Dotknąłem machinalnie tamtego miejsca, całkowicie o tym zapomniałem! – Myślałeś, że wyleciało mi to z głowy, a ja wciąż pamiętam. Swoją drogą, jak się przyjrzysz to dalej ją widać. Myślałam, że szukanie Gerarda było wymówką i spotkałeś się wtedy z jakąś dziewczyną, ale Linda powiedziała mi, że nie kłamałeś. Poniedziałek rano – zaczęła wymieniać, stukając w palce- chodziłeś struty jak nie wiem, a po południu widziałam na Twej twarzy taki uśmiech, że mógłbyś nim zarazić cały świat. Chyba nie muszę Ci mówić, że Twoje codzienne wizyty w domu Way’ ów tylko potwierdzały moją teorię. A fakt, że Gerard strasznie wypytywał się o Ciebie, kiedy u nich byłam oraz wydarzenie z dzisiejszego ranka tylko utwierdziło wniosek.

-Wydarzenie z ranka? – Nie bardzo wiedziałem co dokładnie miała na myśli.

-Gerardowi nagle zachciało się zwiedzać nasz dom, kiedy się przebierałeś, a ja byłam zajęta rozmową z Mikey’ em. Później wróciliście oboje w tym samym czasie. Kochanie nie jestem ślepa.- Totalnie mnie rozgryzła. Nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć. Po kilku minutach mama wstała z kanapy i ucałowała moje czoło.

-Nie ma żadnego problemu kochanie. Teraz idź już spać, bo obudzę Cię rano, żeby się pożegnać, a jest już późno.

-Kocham Cię mamo. – Wstałem i mocno ją przytuliłem, nigdy nie wyobrażałem sobie, że całkowicie mnie zaakceptuje. Wszystko poszło znów tak łatwo.


-Też Cię kocham Frankie. A teraz spać, już! Swoją drogą… 
--------------------------------------
Yay, ten rozdział jest chyba jednym z najdłuższych jakie do tej pory napisałam. Mam nadzieję, że wynagrodzi wam to fakt, że za tydzień nowego nie będzie. 
Pojawi się shot z innych fandomów, lub chat, lecz nie będę miała czasu w tym tygodniu by ogarnąć rozdział. 
Przepraszam, gomene~~

Jeszcze jedna sprawa, że kilka dni temu utworzyłam bloga http://funghoul-handmade.blogspot.com/, by sprzedawać moje 'wyroby' handmade. Zapraszam was do przeglądania i proszę o promowanie, w miarę możliwości :) Z góry bardzo dziękuję! 

xoxo. 

15 komentarzy:

  1. Jaka fajna mama XD. Ogolnie rozdzial tak mi sie spodobal, że jak matka wyciągnęła mnie na miasto to szlam czytając XD. I sie ze mnie smiala, ze jebne zaraz w slup. Ale ja jestem zdolne dziecko i z niczym sie nie zderzylam. No, bo trochę odbieglam. Jak to nie będzie? T.T. przyjemny rozdział i wgl kocham Cie.
    Nie chce mi sie logowac -.-"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osz Ty leniu.. Mogłaś się chociaż podpisać XD Ja tam bym się śmiała, jakbyś właśnie w ten słup jebła... ale dobrze, że Ci się udało ;D xd
      Cieszę się, że się podobało :) ja Ciebie teeeeż ;3

      Usuń
    2. Za duzo roboty z podpisywaniem XD. No wiesz co... nie no, ja też bym sie smiala XD

      Usuń
  2. Jak to za tydzień nie będzie rozdziału? :C Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! :C
    Podobało mi się, bardzo mi się podobało :D Mama Franka tak bardzo tolerancyjna, że łohohoh. Do mnie do szkoły chodzi jeden gej i dzisiaj się z niego nabijali, tak mi się go żal zrobiło ;_; Ale jego odpowiedź na to wszystko była genialna- pokazał im środkowy palec i poszedł dalej xD Odbiegam od tematu, ale mniejsza oto XD Bardzo wiarygodne zwiedzanie domu, Gerard to po prostu geniusz zła. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeście się dziś zgrały z tym odbieganiem xd Do mnie też chodził, ale po jakiś kilku miesiącach zostawili go w spokoju, jak się okazało, że (niespodzianka!) jest normalnym chłopakiem. Odpowiedź tego u Ciebie rzeczywiście - genialna ;D
      Właśnie trochę aż za bardzo tolerancyjna może, ale jakoś się to później wyjaśni :)
      Geniusz zła jeszcze będzie miał swoje przejawy xdd

      Usuń
    2. Ej i w ogóle to muszę cię tak porządnie opieprzyć, bo nie było żadnej czarnej mszy w pokoju Gerarda! ._.

      Usuń
    3. Cóż.. opowiadanie jeszcze nie zakończone, kto wie co się wydarzy w Gerarda pokoju xd

      Usuń
    4. No ale wiesz, jak czarna msza to już taka z wymachem xD

      Usuń
    5. Coś wymyślę xD Będzie ostro xdd

      Usuń
    6. *myśli o różnych, niezbyt cenzuralnych rzeczach* >:D

      Usuń
    7. Nigdy nie wiadomo co można nazwać 'czarną mszą' XD

      Usuń
  3. To co mi się zawsze najbardziej (m.in.) we Frerardach podoba - tolerancja ze strony rodziców :D Czemu nie będzie rozdziału? ;~; Btw, ten był GENIALNY *__* zwłaszcza jak Gee zadzwonił do Franka z pytaniem czy pójdzie z nimi do galerii, a za chwilę pojawia się z Mikey'm w drzwiach xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony tolerancja jest, lecz w domu Way to jeszcze nic pewnego ;D
      Nie będzie rozdziału, bo idę na tydzień do pracy, więc zwyczajnie nie będzie sił, by ogarnąć następny. Na pocieszenie będzie coś innego xd
      Cieszę się, że się podobało ;D

      Usuń
  4. Coo? Nie będzie za tydzień rozdziału?, :( Kurde, nie wiem jak to przeżyję.
    A tak w ogóle to pozytywnie zaskoczyła mnie mama Franka w tym rozdziale :3 Cieszę się, że zaakceptowała go takim jakim jest. Teraz tylko oczekiwać reakcji Donny.
    Hmm, rozdział świetny oczywiście jak zawsze! Ja tam nie umiem określić czy był dłuższy od poprzednich, czy też nie, bo czytam tego frerarda tak zachłannie, że nawet nie widzę różnicy XD
    Z niecierpliwością oczekuję nowego rozdziału :3
    Pozdrawiam.

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś dasz radę, przepraszam naprawdę...
      Do reakcje Donny jeszcze trochę daleko, ale z pewnością będzie ;D
      Bardzo się cieszę, że się podobało :)
      xoxo.

      Usuń