*Frank* niedziela, grudzień 1994
Jeśli
spodziewaliście się gorącego romansu powstałego między mną a Gerardem, to muszę
was rozczarować, gdyż nie doszło do niczego większego niż zwykłe całusy. Na
dobrą sprawę, to nawet one nie zdarzały się zbyt często.
Cała
ta sytuacja była dla nas obojga nieźle popierdolona i całkowicie nowa. Nie
wiedzieliśmy jak się zachowywać, ani jak powinny wyglądać nasze spotkania. Ale
było coś, czego byliśmy pewni. Mianowicie tego, że nikt nie może dowiedzieć się
o tym, co ze sobą tworzyliśmy, oraz to, że było nam w tym niesamowicie dobrze. Myślałem,
że do tego czasu byliśmy z Gerardem i tak całkiem blisko, jednakże fakt, iż
teraz nie istniały pomiędzy nami absolutnie żadne granice, czynił naszą relację
jeszcze bardziej trwałą i popieprzoną. Czułem się kurewsko dobrze, gdy mogłem
po prostu wpatrywać się w jego twarz i sylwetkę, nie budząc żadnych
nieporozumień. Teraz już wiem, że robiłem to też wcześniej, jednak wszystkiego
skutecznie się wypierałem.
Dopiero
Hugh uzmysłowił mi co tak naprawdę się ze mną dzieje. Ciekawe… Pomyśleć, że
chciałem się z nim spotkać by tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że nic do
Gerarda nie czuję. On natomiast przedstawił mi wyniki swych miesięcznych
obserwacji, które po kryjomu prowadził, i przedstawił mi kilka zaskakujących
faktów. Z początku oczywiście nie przyjmowałem do wiadomości żadnego
wypowiedzianego zdania, ale później zdałem sobie sprawę, że wszystko było
prawdą. Pragnąłem Gerarda, dalej tak jest.
Pragnienie…
Czymże jest w moim przypadku?
Pragnienie akceptacji zostało zaspokojone w
momencie, gdy Gee przedstawił mi swoje stanowisko w tej sprawie.
Pragnienie
widoku jego osoby jak najczęściej było to możliwe, również jest systematycznie
spełniane.
Czy
pragnąłem posunąć się dalej? Poza lekkie buziaki składane na policzkach lub
ustach? Szczerze mówiąc nie wiem. Nie wiem nawet co miałbym zrobić. Nie wiem,
jak posunąć się dalej, i mam wrażenie że Gerard też nie ma o tym bladego
pojęcia. Zakładam, że z czasem wszystko zaczynie się rozwijać, może i nawet
wbrew naszej woli. Dziwiłem się niesamowicie na przebieg całego tego zdarzenia.
Wszystko poszło tak łatwo i szybko! Oczywiście oboje byliśmy nieporadni. Ba!
Jakby przyglądał nam się jakiś inny homoseksualista wręcz buchnął by śmiechem…
Czy
ja jestem homoseksualistą?
Nie!
Nie! Nie!... Nie?
Ja
po prostu pragnę Gerarda. Cytując Hugh ‘Patrzysz na niego jak na cud świata,
nieświadomie zagryzasz wargę gdy wasze spojrzenia się spotykają. A teraz,
czerwienisz się Frankie… Czerwienisz! Nie jesteś na mnie zły, nawet nie
zaprzeczasz!’ .
Przecież
to nie znaczy od razu, że moja orientacja ma jakieś problemy egzystencjalne!
Kurwa…
To właśnie znaczy.
I
co mnie to! Gerardowi jest dobrze, ja czuję się jak w niebie… Mogę i być gejem!
O ile nikt się o tym nie dowie…
Z
tym mieliśmy dość spory problem. Fakt, codziennie przychodziłem do Gee i
zamykaliśmy się u niego w pokoju, wtedy mogliśmy spokojnie się przywitać i
pocieszyć sobą. Byłem z nas strasznie dumny! Przez cały ten tydzień, jego mama
tylko raz ujrzała nas, ściskających się w progu na pożegnanie, co jak się
później okazało uznała za urocze. Najbardziej obawiałem się jednak o Mikey’ a,
bo jego pokój mieścił się stosunkowo blisko miejsca, w którym z Gerardem często
śmialiśmy się i czasem zbyt głośno coś do siebie mówiliśmy.
Boże
jak to zabrzmiało…
Śmialiśmy
się, gdy rozmawialiśmy o czymś zabawnym lub oglądaliśmy filmy, podczas których
zajmowałem wygodne miejsce na klatce piersiowej Gee i delikatnie gładziłem jego
brzuch przez materiał koszulki a on drapał mnie lekko po plecach.
Mówiliśmy
głośno dużo rzeczy. Krzyczeliśmy na siebie, kłócąc się który powinien przynieść
coś do picia lub jedzenia. A nagrodą za wykonanie tego zadania był zazwyczaj
mocny uścisk i buziak w policzek, co każdy z nas mógł i tak otrzymać bez
żadnych większych starań.
To
naprawdę był spokojny i zwyczajny tydzień!
-Frankie…
Twój telefon dzwoni! – kompletnie zapomniałem, że zostawiłem go na parterze.
Szybko zerwałem się z łóżka i owinięty kocem, pod którym spałem, w piżamie
zbiegłem na dół.
Nie
zdziwiła mnie wyświetlona nazwa kontaktu.
-Dzień
dobry Frankie! – Jak miło usłyszeć jego głos tak z samego rana. Poczerwieniałem
lekko, zawstydzony własnymi myślami przez co szybko zwróciłem się w stronę
schodów.
-Gee…
Jest wcześnie. – Postanowiłem jednak udać się do kuchni i jedną ręką wstawiłem
wodę na kawę.
-Oj
zamknij się śpiochu- zaśmiał się delikatnie, a w oddali można było jeszcze
usłyszeć głos jego brata.- Idziemy z Młodym po prezenty, chcesz iść z nami?
-Spoko,
z wielką chęcią… A kiedy? – Zalałem kawę a po chwili ktoś zapukał do drzwi. Z
racji, że mama wróciła już do swojego pokoju sam musiałem pofatygować się by
sprawdzić kto nawiedza nas o tak wczesnej godzinie. To dziwne, że zacząłem
wstawać z samego rana. – Gerard, halo. Kiedy?
Otworzyłem
drzwi i zobaczyłem dwie postacie.
-Teraz.-
Widziałem jak ze wszystkich sił próbuje powstrzymać uśmiech malujący się na
twarzy. Zakończył połączenie i schował telefon do kieszeni płaszcza, który
doskonale na nim leżał.
Dziwne,
widziałem go w nim już tyle razy, a dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, jak
dobrze wygląda.
Na
szyi zawiązany miał oczywiście szalik. Nosił je praktycznie zawsze. Tym razem
wybrał czerwony, który o ile dobrze pamiętam dostał od babci. Jego nogi były
pokryte szarym materiałem obcisłych rurek, a czarne włosy zakrywała tego samego
koloru czapka.
Wyglądał
wspaniale.
-Nie
wpuścisz nas nawet? – Z zamyślenia wyrwał mnie Mikey, na którego nie zwróciłem
wcześniej szczególnie uwagi. Nie było to zbyt miłe z mojej strony ale cóż
mogłem poradzić na to, że jego brat jakby wyrywa mnie z tego świata gdy tylko
jest w pobliżu.
-No
tak! Właźcie.- Opuściłem w końcu telefon, który wciąż trzymałem przy uchu i
położyłem go na szafce, stojącej obok drzwi. Bracia weszli do środka i zdjęli
buty.
-Czuję
kawę!- Gerard pociągnął nosem, napawając się świeżym zapachem. Uśmiechnąłem się
szeroko i skierowałem do kuchni, by przygotować dwa dodatkowe kubki. Nie
musiałem pytać, czy mieliby ochotę się napić… Ta dwójka zawsze ją miała.
Gerard
wraz z Mikey’ em usiedli przy stole a ja położyłem przed nimi kubki, orientując
się, że wciąż chodzę otulony kocem pod którym skrywam pidżamę.
-Eee
– czułem jak ciepło wpływa na moje policzki.- To posiedźcie tu chwilę a ja
pójdę się przebrać. – Przytaknęli a ja śpiesznie udałem się w stronę pokoju,
informując po drodze mamę o tym, że mamy gości. Przed wejściem do środka słyszałem jak się z nimi wita.
Szybko
odrzuciłem koc na łóżko i udałem się do łazienki, by w rekordowym tempie wziąć
prysznic i ogarnąć mniej więcej moje włosy. Ubrałem się we wcześniej
przygotowaną koszulkę i bokserki po czym wróciłem do pokoju by znaleźć jakieś
spodnie.
Przerzucałem
pościel i sterty różnych ubrań, gdy usłyszałem jak drzwi się otwierają.
Obejrzałem się i dostrzegłem uśmiechniętą twarz mojego Way’ a.
Mojego
Way’ a?! Co to kurwa za określenie Iero?!
-A
Ty co tu robisz? – podszedłem do niego i pociągnąłem a rękę, by wszedł do
środka.
-Przyszedłem
zobaczyć jak Ci idzie… - uśmiechnął się – Mikey o czymś tam dyskutuje z Twoją
mamą… Chyba nawet nie zauważyli, że zniknąłem.
Wyglądał
tak niesamowicie. Kilka kosmyków włosów opadało na jego bladą twarz, podczas
gdy reszta tkwiła w całkowitym nieładzie. Uśmiechał się delikatnie, patrząc w
moje oczy. Przyszedł tu naprawdę bez żadnych podtekstów, chciał mnie po prostu
zobaczyć.
Na
jego szczęście lub nie, ja miałem inne zamiary.
Podszedłem
jeszcze bliżej, praktycznie opierając się o ciało Gee. Zaczerwienił się lekko,
gdy poczuł jak układam ręce na jego biodrach. Pocałowałem szyję, bo to ona
znajdowała się na poziomie moich ust i dobrze wiedziałem jak Gerard uwielbia
moment, gdy to właśnie tam znajdują się moje wargi. Poczułem jak jego ręce
zajmując miejsce na mojej szyi i włosach. Po chwili podciągnął mnie do góry i
złączył lekko nasze wargi.
Jak
na razie nie posuwaliśmy się do niczego więcej. Nawet do całowania się z
językiem. Dużo o tym rozmawialiśmy i postanowiliśmy poruszać się naprawdę
małymi kroczkami. Skoro takie niewinne całusy już nas pobudzając to aż strach
pomyśleć co stało by się gdyby doszło do głębszych pieszczot. Skoro tyle
wystarczy, by sprawić nam niezmierną przyjemność, to tego będziemy się jak na
razie trzymać.
Odsunęliśmy
się od siebie, gdy usłyszeliśmy poganiający krzyk Mikey’ a. No tak, przecież on
tam czekał z moją mamą. Szybko założyłem stare jeansy i przed wyjściem jeszcze
raz ucałowałem Gerarda.
Wkraczaliśmy
do piątego sklepu, gdy straciłem całą wiarę w ludzkość i przyjemność zakupów.
Okazało się, Way’ owie poza prezentami muszą kupić sobie ubrania na Święta.
Które,
swoją drogą, miałem spędzić w ich domu. Gdy tylko mama przekazała mi tą
informację wczoraj wieczorem, po moim powrocie od Gerarda, myślałem z początku
że najzwyczajniej w świecie robi sobie ze mnie żarty. Napisałem szybko do Gee, a
on tylko potwierdził jej słowa, nie kryjąc przy tym entuzjazmu, który szybko
zawładną też moją osobą.
Po
wczorajszym spotkaniu, zacząłem rozważać spędzenia tych kilku dni jednak z
ojcem i resztą rodziny Iero. Na szczęście nie zdecydowałem się na to, będąc
wciąż w naszym starym mieszkaniu. A po powrocie do domu wiedziałem już, że
Święta spędzę u Way’ ów.
Mój
tata dokładnie opisał mi to, co zaszło między nim a mamą. Rozmowa zajęła mnie
tak bardzo, że nie reagowałem nawet na przychodzące sms’ y. Zaczynałem powoli
pojmować całą tą sytuację, która na dobrą sprawę nie była już aż tak dla mnie
przygnębiająca. Zrozumiałem ojca, jego postępowanie oraz to, że wina leży po
dwóch stronach, o czym wcześniej kilkakrotnie zapewniała mnie mama lecz nie
chciałem jej słuchać. Winiłem za wszystko tatę, co okazało się błędem.
Wychodząc, obiecałem że będę go częściej odwiedzał.
-Może
ta? – Mikey popatrzył na mnie swoimi zawsze radosnymi oczami i podsunął pod nos
białą koszulę.
-Mikey…
To koszula. Jest biała. Jest kurwa taka sama jak trzy wcześniejsze które mi
pokazywałeś. – Byłem naprawdę zrezygnowany. Na szczęście młodszy Way nie wziął
tego do siebie i zaśmiał się głośno, stając obok mnie i pokazując na górną
część ubrania.
-Zobacz…
Tu ma takie fajne wzorki. Wcześniejsze tego nie miały. Guziki też są inne.
Ogólnie krój jest totalnie nowy… - I wymieniał tak dalej, już nawet nie
tłumacząc mi, a jeszcze bardziej nakręcając się na tą jebaną koszulę.
-To
idź przymierzyć. – Gerard znalazł się za nami jak rasowy ninja. Zdziwił mnie
fakt, że wcześniej nie wyczułem jego dość mocnych perfum, które nota bene
uwielbiałem.
-A
Ty co tam masz? – Mikey wskazał na kilka ubrań które jego brat trzymał w dłoni.
Też mnie to zaciekawiło, ponieważ jego strój kupiliśmy już w poprzednich
sklepach. Nawet ich nie przymierzał.
-Coś
dla Ciebie. – Skierował ciuchy w moją stronę, sprowadzając tym samym spojrzenie
moich zirytowanych oczu na siebie.
-Chyba
żartujesz… - warknąłem, chcąc jak najszybciej odtrącić go od tego pomysłu.
Wiedziałem niestety, że nie mam zbyt dużych szans, bo Gerard uśmiechnął się
promiennie, przez co sprawił że jego zielone oczy stały się radosne.
Nie
mogłem dłużej protestować.
-Jak
tam Frankie? –Słyszałem jak przebiera nogami tuż przed moją przymierzalnią.
-Jeszcze
nie – odparłem cicho, lecz wiedziałem, że usłyszał bo po chwili poszedł dalej,
próbując odnaleźć Mikey’ a.
Naciągałem
na siebie dość luźne, czarne spodnie. Ucieszyłem się, że Gee nie wybrał mi
jakiejś obcisłej pary…
Ja
zapewne bym taką dla niego wybrał.
Na
górę otrzymałem czerwoną koszulę, którą sam dostrzegłem już wcześniej i mi się
spodobała. Westchnąłem zirytowany patrząc na metkę, która informowała że rozmiar
ubrania był o dwa razy za mały. Otworzyłem szczelne drzwi od kabiny i
wystawiwszy z niej głowę poprosiłem Gerarda by przyniósł mi większą.
Dla
zabicia nudy postanowiłem się trochę zdołować moim wyglądem i spróbowałem się w
nią zmieścić. Oczywiście rękawy weszły bez większego problemu, bo moich ramion
nie pokrywała nawet cieniutka warstwa jakichkolwiek wyrzeźbionych mięśni.
Stanąłem przed lustrem i zaśmiałem się tak, że z pewnością usłyszał mnie cały
sklep. Obie strony koszuli nie były nawet blisko siebie.
-Frankie
co się stało? – zapytał Gee, który bez problemu wszedł do środka, gdyż jak się
zorientowałem, zapomniałem zablokować ponownie drzwiczek.
-Popatrz
na to… - Dalej się śmiejąc obróciłem się w jego stronę. Zamknął za sobą drzwi i
przekręcił zamek. Nie przeszkadzało mi to. Nie raz widział mnie wcześniej bez
koszulki zanim jeszcze połączyła nas ta chora relacja, a na ludzi, którzy
dostrzegli że jeden chłopak wchodzi do przymierzalni drugiego miałem po prostu
wyjebane.- Jestem tak kurewsko gruby!
-Nie
jesteś gruby Frankie, po prostu wybrałem zły rozmiar. – Spostrzegłem, że jego
wzrok utkwił poniżej moich oczy i ogólnie twarzy. Studiował całą odkrytą
powierzchnię mojej klaty, zagryzając przy tym dolną wargę. Zarumieniłem się.
-Jestem,
jestem. Po prostu nie chcesz być niemiły – odparłem radośnie i podszedłem
bliżej, spoglądając mu prosto w oczy.
Uśmiechnął
się w ten niesamowity sposób i skierował swe dłonie na moją odkrytą skórę,
przewieszając koszulę na ręku.
–
Jesteś idealny Frank.
Poczułem
jak przechodzą mnie dreszcze. Czułem się tak nieziemsko, słysząc tak miłe słowa
i czując jego dotyk na ciele.
-Dziękuję.
– Uśmiechnąłem się nieśmiało i musnąłem jego usta.
Po
chwili poczułem, że jego dłonie zaczęły jeździć po mojej skórze, przez co coraz
namiętniej całowałem jego wargi. Oddałem się tej czynności całkowicie, czując
jak Gerard bez przerwy gładzi moje ciało.
-Ta
leży jak ulał.
Kurwa, co ze mną? Nawet nie zorientowałem się
kiedy Gee zsunął ze mnie mniejszą koszulę i nałożył mi drugą. Odsunąłem się od
niego i przejrzałem w lustrze. Rzeczywiście, pasowała doskonale i dobrze komponowała się ze spodniami.
-Bierzmy
ją i spierdalajmy z tego centrum. – Chciałem jak najszybciej wyjść z tego
miejsca. Miałem dość tej duchoty, zapachu panującego w całej galerii oraz
sztucznie miłych ludzi chcących doradzić na co powinieneś wydać kasę.
Gerard
podszedł do mnie i obtoczył mój brzuch ramionami, przytulając się do pleców.
-Masz
rację. Tylko sprawdzę co u Młodego. – Pocałował mnie w policzek i wyszedł z kabiny. Przebrałem się
w swoje ubrania, będąc dumny z faktu iż w moich bokserkach nie kryła się
erekcja. Sądząc po tym, że Gee od razu stąd wyszedł, on również nie miał
żadnego problemu w spodniach. Wygląda na to, że oboje zaczynamy być coraz
bardziej odporni, co pozwoli nam może posunąć się trochę dalej.
Oczywiście
na nic nie naciskam. W zupełności mi wystarczy to, co mamy na dzień dzisiejszy.
Opuściłem
kabinę, od razu spostrzegając chłopaków przy kasie. Ucieszyłem się niezmiernie,
że strój Mikey’ a okazał się równie trafiony co mój.
-Więc
jednak te wzorki miały duże znaczenie! – powiedziałem z ulgą, szturchając
młodszego z Way’ ów.
-Nie
zapomnij o guzikach! – Wszyscy głośno się roześmialiśmy, zwracając na siebie
uwagę połowę sklepu.
Opuściliśmy
to miejsce jak i całą galerię w rekordowym tempie, kierując się w stronę
naszego osiedla. Droga zleciała nam na gadaniu o świętach. W pewnym momencie
uświadomiłem sobie coś bardzo irytującego.
-Kurwa
chłopaki! – Stanąłem pośrodku chodnika, krzycząc. – My mieliśmy kupić prezenty,
a nie ciuchy do cholery… - Roześmialiśmy się głośno, z naszej własnej głupoty.
Wróciliśmy
do galerii. Oczywiście nie chcieliśmy znów się tam znaleźć ale wspólnie
uznaliśmy, że skoro ten dzień jest zakupową torturą, to oszczędzimy sobie
marnowania innego.
Rozdzieliliśmy
się, chcąc zaoszczędzić na czasie. Doskonale wiedzieliśmy, że prezenty powinny
być niespodziankami, a niektóre z osób dla których mieliśmy je kupić były w
naszym gronie. Skończyło się oczywiście, że od razu znalazł mnie Gerard i razem
chodziliśmy po sklepach, unikając Mikey’ a, który mógłby się zasmucić, gdyby
zobaczył że tylko on chodzi sam.
Poszliśmy
do muzycznego, gdzie Gerard kupił płytę Nirvany dla Ray’ a, a ja książkę dla
Mikey’ a i Hugh. Pierwszy z nich otrzyma poradnik do gry na gitarze, na którą
zdecydowałem się po tym jak Gee powiedział mi, że zamówił dla niego gitarę, a
mój ‘młodszy brat’ dostanie książkę przygodową, o której wspominał mi jakiś
czas temu.
Po
kupieniu zestawu do malowania dla mamy oraz pani Donny Way i śmiesznego krawatu
dla taty, pozostał mi już tylko jeden, przypuszczalnie najważniejszy prezent,
przeznaczony dla Gerarda. Rozmyślałem już wcześniej o tym, co mógłbym mu
podarować jednak nie wpadłem na żaden ciekawy pomysł.
-Chyba
pora się rozstać Frankie. – Wychodziliśmy właśnie z kolejnego odzieżowego,
gdzie Gee kupił ładną sukienkę dla mamy.
-A
ja wciąż nie mam żadnego pomysłu… - odparłem zrozpaczony.
-Coś
znajdziesz. – Obdarzył mnie wspaniałym uśmiechem. – W ogóle, mam pewien
pomysł.- Usiadł na ławce i wskazał miejsce obok siebie.
-No
słucham…
-Nie
kupujmy sobie nic wielkiego, co? Jakiś drobiazg.
-No
spoko… Dlaczego? – Nie bardzo wiedziałem co ma na myśli. Przecież byłoby nas
stać na całkiem ambitne prezenty.
-Po
prostu, chciałbym żeby to było coś symbolicznego. Co będziemy miło wspominać.
Wiesz o co mi chodzi? – Przytaknąłem, choć dalej nie wiedziałem o chuj mu
chodzi. Wstaliśmy i ruszyliśmy w przeciwnych kierunkach, tyle że on wiedział
dokładnie gdzie zmierzał.
Ja
zaś stanąłem jak totalny głupek pośrodku galerii rozglądając się na wszystkie
strony świata. Po pewnym czasie dostrzegłem sklep z szalikami. Jakim idiotą
jestem że wcześniej nie wpadłem na to, żeby kupić osobie uwielbiającej szalik…
Właśnie szalik? Ogromnym.
Kiedy
w końcu cała trójka miała kupione wszystkie prezenty udaliśmy się, już bez
większych problemów, do domów. Mikey kupił perfumy dla mamy, czapkę dla swojego
kolegi Scottiego i naszyjnik dla Suki, który od razu z Gerardem wyśmialiśmy
stwierdzając, że to idealna obroża.
Dawno
nie byłem aż tak zmęczony, a przecież to nie tak, że zwykle się opierdalam nic
nie robiąc. Po prostu nie cierpię zakupów, a zmarnowaliśmy na nie cały dzień. W
drodze do pokoju mijałem mamę, która pakowała walizkę, przygotowując się do
podróży. Było mi smutno, że nie spędzę z nią świąt. Nawet fakt iż spędzę je z
Gee zbytnio nie poprawiał mi humoru. Gerard, Gerardem… Ale to nie on mnie
zrodził.
Odłożyłem
prezenty pod biurko i zszedłem na dół.
-Jak
tam Ci idzie? –Walizka mamy wyglądała już na gotową do podróży.
-Chodź
do mnie Frankie… - Uśmiechnęła się lekko i usadowiła mnie na kolanach.
-Mamo,
nie płacz. – Ścisnąłem ją mocno, gdy tylko usłyszałem jak głośno nabiera powietrza.
-Przepraszam
Frankie.
-Za
co Ty mnie przepraszasz? – Odsunąłem się i spojrzałem w jej oczy. –Za to, że
dostałaś awans i będziemy mieć więcej pieniędzy? Za to że sprowadziłaś nas
tutaj przez co jestem szczęśliwy jak nigdy wcześniej? – Obserwowałem jak wyraz
twarzy mamy diametralnie się zmienia. – Jakoś przeżyjemy te Święta mamo. A
teraz, opowiedz mi o tym przystojniaku, którego obserwujesz z panią Way każdego
ranka! – Zszedłem z jej kolan i usadowiłem się wygodnie na kanapie.
-Mikey
Way to podłe stworzonko… - Zażartowała po czym, o dziwo, naprawdę opowiedziała
mi o tym kolesiu.
Rozmawialiśmy
naprawdę długo, o wszystkim. Dowiedziałem się, że podoba jej się też jeden
facet w pracy, który jedzie z nią na ten wyjazd. Opowiedziała mi też o swojej
przyjaźni z panią Way, co niezmiernie mnie ucieszyło. Ja też powiedziałem jej
wiele. O moich problemach z matmą, o tym, że Hugh nie odzywał się do mnie odkąd
wyjechał do Californii. Zarysowałem jej też sylwetkę jego imiennika, którym tak
jakby się opiekowałem. Niestety zbytnio się zapędziłem i zapomniałem pominąć
kwestię jego orientacji. Z drugiej strony cieszyłem się na to, że poznam opinię
mamy na ten temat.
-
Cieszę się, że zaprzyjaźniłeś się z tym chłopcem. Z tego co słyszę wynika, że
możesz mu pomóc Frankie…
- Jakby nie wyłapała tego, że jest gejem. Nie mogłem
dłużej czekać.
-Mamo,
a co sądzisz o tym, że jest gejem? – spytałem prosto z mostu, zniecierpliwiony
i oczywiście nie zdołałem ogarnąć ciekawości, która zapewne pojawiła się w
moich oczach. Moja mama się roześmiała.
-Frankie,
ja wiem. – Moje serca na chwilę stanęło w miejscu i wstrzymałem oddech.
Przecież ona nie mogła tego wiedzieć…
-Mamo!
Ja przecież…
-Kochanie
nie kłam. I nie bój się, bo nie przeszkadza mi to. – Położyła dłoń na mym
ramieniu i uśmiechała się szeroko. Patrzyła na mnie z troską i spokojem, przez
co zacząłem powoli ogarniać sytuację.
-Skąd
wiesz?
-Podejrzewałam
to od czasu kiedy zobaczyłam malinkę na Twojej szczęce. – Dotknąłem machinalnie
tamtego miejsca, całkowicie o tym zapomniałem! – Myślałeś, że wyleciało mi to z
głowy, a ja wciąż pamiętam. Swoją drogą, jak się przyjrzysz to dalej ją widać.
Myślałam, że szukanie Gerarda było wymówką i spotkałeś się wtedy z jakąś
dziewczyną, ale Linda powiedziała mi, że nie kłamałeś. Poniedziałek rano –
zaczęła wymieniać, stukając w palce- chodziłeś struty jak nie wiem, a po
południu widziałam na Twej twarzy taki uśmiech, że mógłbyś nim zarazić cały
świat. Chyba nie muszę Ci mówić, że Twoje codzienne wizyty w domu Way’ ów tylko
potwierdzały moją teorię. A fakt, że Gerard strasznie wypytywał się o Ciebie,
kiedy u nich byłam oraz wydarzenie z dzisiejszego ranka tylko utwierdziło
wniosek.
-Wydarzenie
z ranka? – Nie bardzo wiedziałem co dokładnie miała na myśli.
-Gerardowi
nagle zachciało się zwiedzać nasz dom, kiedy się przebierałeś, a ja byłam
zajęta rozmową z Mikey’ em. Później wróciliście oboje w tym samym czasie.
Kochanie nie jestem ślepa.- Totalnie mnie rozgryzła. Nie wiedziałem co mógłbym
powiedzieć. Po kilku minutach mama wstała z kanapy i ucałowała moje czoło.
-Nie
ma żadnego problemu kochanie. Teraz idź już spać, bo obudzę Cię rano, żeby się
pożegnać, a jest już późno.
-Kocham
Cię mamo. – Wstałem i mocno ją przytuliłem, nigdy nie wyobrażałem sobie, że
całkowicie mnie zaakceptuje. Wszystko poszło znów tak łatwo.
-Też
Cię kocham Frankie. A teraz spać, już! Swoją drogą…
--------------------------------------
Yay, ten rozdział jest chyba jednym z najdłuższych jakie do tej pory napisałam. Mam nadzieję, że wynagrodzi wam to fakt, że za tydzień nowego nie będzie.
Pojawi się shot z innych fandomów, lub chat, lecz nie będę miała czasu w tym tygodniu by ogarnąć rozdział.
Przepraszam, gomene~~
Jeszcze jedna sprawa, że kilka dni temu utworzyłam bloga http://funghoul-handmade.blogspot.com/, by sprzedawać moje 'wyroby' handmade. Zapraszam was do przeglądania i proszę o promowanie, w miarę możliwości :) Z góry bardzo dziękuję!
Jeszcze jedna sprawa, że kilka dni temu utworzyłam bloga http://funghoul-handmade.blogspot.com/, by sprzedawać moje 'wyroby' handmade. Zapraszam was do przeglądania i proszę o promowanie, w miarę możliwości :) Z góry bardzo dziękuję!
xoxo.
Jaka fajna mama XD. Ogolnie rozdzial tak mi sie spodobal, że jak matka wyciągnęła mnie na miasto to szlam czytając XD. I sie ze mnie smiala, ze jebne zaraz w slup. Ale ja jestem zdolne dziecko i z niczym sie nie zderzylam. No, bo trochę odbieglam. Jak to nie będzie? T.T. przyjemny rozdział i wgl kocham Cie.
OdpowiedzUsuńNie chce mi sie logowac -.-"
Osz Ty leniu.. Mogłaś się chociaż podpisać XD Ja tam bym się śmiała, jakbyś właśnie w ten słup jebła... ale dobrze, że Ci się udało ;D xd
UsuńCieszę się, że się podobało :) ja Ciebie teeeeż ;3
Za duzo roboty z podpisywaniem XD. No wiesz co... nie no, ja też bym sie smiala XD
UsuńJak to za tydzień nie będzie rozdziału? :C Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! :C
OdpowiedzUsuńPodobało mi się, bardzo mi się podobało :D Mama Franka tak bardzo tolerancyjna, że łohohoh. Do mnie do szkoły chodzi jeden gej i dzisiaj się z niego nabijali, tak mi się go żal zrobiło ;_; Ale jego odpowiedź na to wszystko była genialna- pokazał im środkowy palec i poszedł dalej xD Odbiegam od tematu, ale mniejsza oto XD Bardzo wiarygodne zwiedzanie domu, Gerard to po prostu geniusz zła. xD
Żeście się dziś zgrały z tym odbieganiem xd Do mnie też chodził, ale po jakiś kilku miesiącach zostawili go w spokoju, jak się okazało, że (niespodzianka!) jest normalnym chłopakiem. Odpowiedź tego u Ciebie rzeczywiście - genialna ;D
UsuńWłaśnie trochę aż za bardzo tolerancyjna może, ale jakoś się to później wyjaśni :)
Geniusz zła jeszcze będzie miał swoje przejawy xdd
Ej i w ogóle to muszę cię tak porządnie opieprzyć, bo nie było żadnej czarnej mszy w pokoju Gerarda! ._.
UsuńCóż.. opowiadanie jeszcze nie zakończone, kto wie co się wydarzy w Gerarda pokoju xd
UsuńNo ale wiesz, jak czarna msza to już taka z wymachem xD
UsuńCoś wymyślę xD Będzie ostro xdd
Usuń*myśli o różnych, niezbyt cenzuralnych rzeczach* >:D
UsuńNigdy nie wiadomo co można nazwać 'czarną mszą' XD
UsuńTo co mi się zawsze najbardziej (m.in.) we Frerardach podoba - tolerancja ze strony rodziców :D Czemu nie będzie rozdziału? ;~; Btw, ten był GENIALNY *__* zwłaszcza jak Gee zadzwonił do Franka z pytaniem czy pójdzie z nimi do galerii, a za chwilę pojawia się z Mikey'm w drzwiach xD
OdpowiedzUsuńZ jednej strony tolerancja jest, lecz w domu Way to jeszcze nic pewnego ;D
UsuńNie będzie rozdziału, bo idę na tydzień do pracy, więc zwyczajnie nie będzie sił, by ogarnąć następny. Na pocieszenie będzie coś innego xd
Cieszę się, że się podobało ;D
Coo? Nie będzie za tydzień rozdziału?, :( Kurde, nie wiem jak to przeżyję.
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to pozytywnie zaskoczyła mnie mama Franka w tym rozdziale :3 Cieszę się, że zaakceptowała go takim jakim jest. Teraz tylko oczekiwać reakcji Donny.
Hmm, rozdział świetny oczywiście jak zawsze! Ja tam nie umiem określić czy był dłuższy od poprzednich, czy też nie, bo czytam tego frerarda tak zachłannie, że nawet nie widzę różnicy XD
Z niecierpliwością oczekuję nowego rozdziału :3
Pozdrawiam.
xoxo
Jakoś dasz radę, przepraszam naprawdę...
UsuńDo reakcje Donny jeszcze trochę daleko, ale z pewnością będzie ;D
Bardzo się cieszę, że się podobało :)
xoxo.